Jubilera żadnego w pobliżu nie było. Jednak sprzedaż tak kosztownych rzeczy wiązała się z wielką odpowiedzialnością i rzadko ktoś się na nią decydował. Poza tym w mieście nie było zbytu na takie towary, bo liczebność dworu i bogatych osób była tu znikoma. Malarzy było kilku, jednym z nich był duży ork z dużym kapeluszem z piórkiem, chyba rysował portrety. Inny, rudy mężczyzna o złowieszczym uśmiechu, malował różne krajobrazy i w swojej puli miał naprawdę sporo pięknych dzieł. Nie były drogie, głównie ich cena zależała od ceny farb, które możliwe po części sam robił. Był jeszcze pewien niziołek specjalizujący się w niewielkich szkicach, bardzo możliwe że był wykwalifikowanym inżynierem. Malował na swoich dziełach głównie sceny miejskie wzięte wprost z życia, przeważnie uliczki, alejki i przeróżne budynki.
Uwadze jego też nie mógł umknąć niewielki zwierzyniec z naprawdę dużą ilością zwierząt. W większości były to jakieś domowe zwierzątka, które uroczo patrzyły na przechodniów. Sierściuchy, ptaszki, prawie wszystko o czym prosty człowiek mógłby zamarzyć.