*Armin i Silion*
[We śnie Armin]
Kobieta była w szoku widząc martwego krasnoluda podziurawionego jak stare, przetarte skarpety, płakała głośno, długo i obficie zalewała się łzami. Maurenka trzymała w ramionach jego ciało, na twarzy mężczyzny widniał szeroki uśmiech sprawiający wrażenie jakby był on zadowolony z tego co zrobił. Tak naprawde zrobił to co było konieczne, co należało zrobić, nie wybaczyłby sobie gdyby Ar coś się stało, teraz leżał sztywny, zimny i dziwnie zadowolony z siebie. Ciało mężczyzny po kilku minutach zaczęło lśnić, rozpromieniać się dziwnym białym światłem i stopniowo znikać rozpływając się w powietrzu. Po krótkiej obserwacji tego co się dzieje Armin została sama na ogromnej łące przepełniona bólem, żalem i żałością, wściekłością na partnera i smutkiem. Podniosła się z ziemi i zaczęła się rozglądać, po chwili ruszyła przed siebie sama nie wiedząc gdzie.
[Tymczasem w rzeczywistości]
Silion przez kilka chwil leżał na łóżku trzymając się za serce po tym jak brutalnie został wyrwany z początkowo pięknego snu który później stał się koszmarem. Koszmarem w którym tajemniczy jeźdźcy chcieli zamordować maurenkę Armin. Wreszcie Sil opuścił ciężką głowe w poduche i zaczął obserwować sufit myśląc typowo "co by było gdyby". Nagle kobieta zaczęła się rzucać po łóżku, coś głośno pomrukiwać pod nosem, wić się i ogólnie zachowywać się dziwnie, mężczyzna przeczuwał że kobiecie śni się jakiś koszmar dlatego też złapał ją pewnie za ramiona i przysunął do siebie przytulając się do niej. Cicho szeptał jej coś na ucho.
[We śnie Armin]
Maurenka wędrowała przed siebie ogarnięta rozpaczą i poczuciem niesprawiedliwości roniąc kolejne łzy, wtem gdzieś z okolic nieba rozległ się głośny, rozchodzący się echem głos krasnoluda. - Kochanie! Kochanie! Wróć do mnie! To tylko zły sen, koszmar. No już budzimy się! - na słowo sen rzeczywistość wygenerowana we śnie zamieniła się w wielką czarną plamę a Armin wróciła do ciała. Kobieta leżała w objęciach Sila który głaskał ją po głowie uspokajając szeptem.
*Evening Antarii*
Mężczyzna wyjął niematerialną fajkę ze swych martwych, równie niematerialnych ust i wypuścił z nich kłębek szarego, ponurego dymu. Z racji iż były to duchy sam dym nie miał tego charakterystycznego tytoniowego zapachu. Był bezwonny lecz dławiący. Ojciec kiwnął twierdząco leżącej na łózku kobiecinie jakby chciał powiedzieć "tak to napewno twoja córka". Matka widząc ten znak uśmiechnęła się lecz nie był to uśmiech pełen radości lecz krzywy stłumiony emocjami. Ojciec ponownie buchnął fajeczkę i przyjrzał się Evening. - Tak się cieszymy na twój widok kochana córeczko. Wyglądasz tak bezbronnie jak zwykle, czyżbyś przenosiła się w zaświaty? Nie, wyglądasz tak żywo... Matka? Twoja mama cierpi gdyż brakuje jej ciebie i twojej miłości. Zdarza się że zapominasz o nas... Nie wspominasz swoich kochanych rodziców którzy zrobiliby dla ciebie wszystko... Tutaj jest tak pusto, smutno, po śmierci nie czujemy niczego, prawie niczego... - mężczyzna posmutniał spoglądając na podłoge chciał ukryć ten smutek. Wsadził fajkę w usta i zamilkł. Kobieta leżąca na łóżku uniosła się i usiadła na krawędzi, spojrzała na swoją córkę i wreszcie uśmiechnęła się jak należy. Zaprosiła cię gestem byś usiadła. - Moja kochana córko! Pozwól że cię ucałuje. - gdy usiadłaś na kraju łóżka kobieta spróbowała cię przytulić ba nawet ucałować w policzek. Niestety to że była duchem nie pozwalało jej tego zrobić. - Moja mała kruszynko, widzisz, wewnątrz wciąż jesteś małą dziewczynką mimo tego że na co dzień zabijasz ludzi i demony. Pamiętaj o tym kim jesteś i skąd pochodzisz. Nie zapominaj o swej przeszłości i rodzinie. - kobieta uśmiechnęła się i zamilkła.
Ojciec uniósł wzrok z podłogi i skierował go na swą córke siedzącą na łóżku. - Wiemy że od dłuższego czasu jesteś nieszczęśliwa, nie przejmuj się tym. Wylej swe smutki na ramiona przyjaciół i brnij dalej z uśmiechem na ustach. Pamiętaj! Zawsze jesteśmy z tobą, o tutaj. - wskazał na okolice serca. - Kochana córko. - mężczyzna uśmiechnął się i wrócił do palenia. Przebywaliście razem jeszcze przez kilka minut, nagle rzeczywistość wytworzona przez sen zamieniła się w czarną plame a Evening wróciła do swego ciała. Leżała z zamkniętymi oczyma oddychając miarowo.
*Narracja*
Była godzina około 10:05, temperatura w pomieszczeniach wynosiła 10oC, słońce leniwie przedostawało się przez okienka rozświetlając pomieszczenia sypialne. Cała trójka podróżników już nie spała.