Szarlej wytężał wzrok, z początku dostrzegając jedynie rozmyte kontury istoty wyłaniającej się z ciemności. Stukot i zgrzyt dobiegający jego uszu szybko uświadomił go z czym tak naprawdę ma do czynienia. Był to szkielet, jak się chwilę później okazało, ku jego wielkiemu zaskoczeniu - szkielet dracona. W dracońskim tunelu! Chwilę później z cienia wyłonił się kolejny, tym razem z drugiej strony.
Nie zważając jednak na to kuriozalne zestawienie, ponownie złapał w rękę kij. Obuch powinien się dobrze sprawdzić w starciu z chodzącą stertą kości. Zręcznym ruchem dłoni obrócił kij kilka razy, wywijając nim młynki dokoła siebie, co wyglądało dość spektakularnie, a jednocześnie tworzyło niemal idealną obronę. W rzeczywistości nie potrafił machać nim tak, jak mu się żywnie podobało - była to jedynie jedna, wyuczona sekwencja, powtarzana wielokrotnie, tak, by kij nie zatrzymywał się nawet na moment. Równocześnie kanclerz zbliżał się do przeciwnika, powoli, krok po kroku, starając się wywalczyć pozycję, która pozwoli mu przejąć inicjatywę. Dracon również pokracznie kroczył w jego kierunku. Nie sprawiał wrażenie nadto trudnego przeciwnika, jednakże był dość duży - a to dawało powód ku temu, by zachować ostrożność i nie działać pochopnie.
Po kilku dłużących się chwilach w końcu szkielet znalazł się w zasięgu broni Szarleja. Gdy rozchodzi się o walkę kijem, który bądź co bądź ma stosunkowo duży zasięg, często stanowiło to zatem swoisty punk zapalny, sygnał do rozpoczęcia walki. Był to moment, w którym Szarlej bez problemu mógł dosięgnąć Dracona, natomiast ten nie był w stanie wyprowadzić ataku z takiej odległości.
Kij jeszcze raz zatańczył ze świstem nad głową kanclerza, kręcąc się i raz po raz zmieniając kierunek lub kąt, by wreszcie jeden z końców wystrzelił niczym bicz, dosięgając dracona. Cios wymierzony był w czaszkę, która jak podejrzewał Szarlej trzymała tę kupę kości przy życiu. Szkielet okazał się jednak bardziej zwinny, niż można było przypuszczać. Zdążył zasłonić się skrzydłem i uniknąć dekapitacji. Mimo, że drewno pogruchotało kilka kości bestii, nie zrobiło to na niej większego wrażenia i natychmiast wyprowadziła kontrę, uderzając szponem na wysokości klatki piersiowej kanclerza. W ostatniej chwili udało mu się uskoczyć przed ciosem. Niestety nie zdołał utrzymać równowagi i upadł tyłkiem na ziemię. Dracon przymierzał się by zakończyć walkę, zbliżał się już do leżącego by wyprowadzić kończący cios, jednakże Szarlej nie pokazał jeszcze wszystkiego.
- Aresh! - krzyknął.
Nagle spod ziemi wyrosły magiczne stalagmity, dokładnie pod nogami dracona, łamiąc niektóre kości, co sprawiło, że stał się jeszcze bardziej pokraczny i unieruchamiło go na kilka chwil. W czasie, gdy ten desperacko próbował oswobodzić się z potrzasku, Szarlej zdążył wstać i ponownie złapać kij. Nie trwało dłużej niż kilka sekund, a broń ponownie gruchnęła w kości, tym razem na wysokości barku dracona. Szarlej wykorzystał energię wprowadzonego w ruch kija, jak i pełną siłę swoich mięśni, dzięki czemu w akompaniamencie głuchego stukotu połamał kilka kości włącznie z dracońskim kręgosłupem i ostatecznie pozbawił przeciwnika życia, oddzielając czaszkę od reszty ciała i posyłając ją gdzieś dalej, niczym urodzony baseballista - cokolwiek to znaczy.