- Ano sprawdźmy, nie mamy raczej wyjścia. Gniewosz tutaj pozostanie, ja z panem, panie Kanclerzu, ruszymy dalej. - Artur dobył miecza, pochodnię przełożył do lewej ręki i ostrożnie, obserwując gdzie stąpa, szedł przed siebie. Z początku korytarz nie różnił się niczym niezwykłym od tego, co można było znaleźć w innych, czasem odkrywanych pod miastem kawernach i przejściach. Białe, względnie szare ściany, raczej nieposiadające zdobień, proste i użytkowe. Z racji tego, że cywilizacja dracońska zniknęła przed tysiącleciami, ciągłe ruchy na powierzchni, wszechobecna erozja i zmiany klimatyczne sprawiły, że ich wspaniałe miasta w dużej mierze przysypały warstwy ziemi i skał. To, co dla ludzi i elfów jest fundamentem, dla draconów często było ostatnim piętrem budynku. Tak też można było wnioskować po tym, co teraz widzieli. Przejście z jakichś powodów się otworzyło, więc poczęli je badać. Po niedługiej chwili zeszli schodami w dół, czując jak nieznacznie, lecz stopniowo i systematycznie rośnie temperatura, lecz przede wszystkim wilgotność. Idąc tak, raz po raz schodząc po kilku, czasem kilkunastu stopniach, stanęli po kostki w wodzie. Nie zawsze oczywiście przechodzili dracońskimi budowlami, czasem były to poprzetykane warstwy ziemi, tunele wydrążone naturalnie w skale i warstwach gruntu. Brnąc dalej, wiedząc już, że są gdzieś daleko i głęboko, stanęli przed sporych rozmiarów jaskinią. W środku niej, a raczej wypełniając całość, znajdowało się jezioro. To przynajmniej dostrzegli na pierwszy rzut oka. Podziemne jezioro, które utworzyło się na jakimś sporym, brukowanym placu.