Była już pora, w której wiele osób woli nie wychodzić z domów. Matki pilnują swoje dzieci, babuleńki opowiadają historie o dziwach, a mężczyźni idą się napić, by odreagować pracowity dzień. Turdnaszan jednak kroczył do lasu. Nawet niewielu myśliwych o takiej porze rozpoczyna polowanie. Chociaż jest jedna szczególna rasa, która umiłowała sobie zmrok.
I tak Andreos trafił do lasu. Ciemnego, nieprzyjaźnie wyglądającego, choć na swój sposób spokojnego. Mógł dostrzec, że część życia zamiera, a część dopiero się budzi. Niektórzy drapieżcy dopiero teraz wychylają się z jam, a sowy zaczynają swoje pogaduszki. Na swój sposób wesołe miejsce, choć o tej porze, gdy coś chodzi ci po ramieniu, to nie do końca możesz dojrzeć, co to jest.
Las miał do niego przemówić, lecz milczał. Pod jednym z drzew jakieś dziesięć metrów dalej turdnaszan dostrzegł ruch, a zaraz potem doszło go ciche łkanie.