Rozglądał się po wszystkich napotykanych ludziach i, mimo iż powinien wyzbyć się wszystkich możliwych uczuć, współczuł im i zazdrościł. Z jednej strony byli to ludzie biedni, schorowani i ciężko pracujący, którzy każdy zarobiony grosz starali się zatrzymać na czarną godzinę. Z drugiej jednak strony były to w jakiś sposób szczęśliwe rodziny. Mieli dzieci, szczęśliwe żony i nie musieli się aż tak nadciągającą wojną, ani tym, że przy następnym zleceniu nie wróci do domu. Kruk musiał się o to martwić. Każde następne zadanie mogło spowodować, że już więcej nie ujrzy urokliwego zachodu słońca, nie dotknie kobiecego ciała, nie zasmakuje wina. Zawsze może spotkać śmierć, która obojętna na krzywdę ludzką, zabierze go z tego świata...
- Pięknie, kurwa. Pięknie... Wjebałem się w niezłe gówno - mruknął pod nosem, poprawiając ciążące mu na plecach wyposażenie. Nienawidził go, a jednocześnie kochał. Nienawidził za tyle istnień... Kochał za niejednokrotną pomoc w opresji...
Jako pierwszą ofiarę wybrał sobie biednego staruszka w białym kocu, czy co to tam było. Wydawał się kimś więcej, niż tylko zwykłym biedakiem. Było wielkie prawdopodobieństwo, że coś wiedział. Nawet strzępy mogły mu pomóc, bowiem każda następna poszlaka kierowała go coraz bardziej.
Czuł wewnątrz, że to będzie jedna z jego pierwszych poważniejszych misji. Fakt, brał udział w wielu zabójstwach. Sam się już nawet zgubił, ilu ludzi od niego padło. Tym razem było inaczej. Czuł, że powoli wchodzi w coś mrocznego, coś odległego...
Czy był gotowy? Zawsze musi być ten pierwszy raz. To był swoisty test zaufania do jego umiejętności. Jeśli go nie zawiodą, to znaczy, że jest gotów na takie życie.