Gdy Elizabeth wypiła chłodne piwo, przysiadła się do baru i z wyczekiwaniem spojrzała na karczmarza. Bawiła się niewinnie włosami i patrzyła tępo. Wielce zasmucał ją fakt, że musi podróżować sama i nikt nie poprowadzi jej za rączkę. Czasami chciałaby być zwykłą marionetką. Myślenie nie było dla niej. Przynajmniej na razie kiedy nie zna tego świata zbytnio. Tułacze się po świecie i nigdy nie wie, gdzie co jest. Tak już ma bogata kiedyś dama wychowywana samotnie w dużym domu, z którego prawie nigdy się nie wyszło. Ucieczka była jedynym pomysłem, ale nadal żałowała. Tuła się po tym kontynencie i robi jakieś głupie zadania. Poza tym nikt jej nie traktuje z szacunkiem jak damę. Same gbury tutaj są i wieśniaki. Cóż... takie życie. Myślała czy nie chce wypić jeszcze jednego piwa. Bolały ją cztery litery i tak znieczulająco zaprawić się alkoholem. Ale podczas podróży jednak woli być trzeźwa.
Wierzyła, że on powinien wiedzieć, gdzie powinna dalej się udać. Właściciel gospody na pewno wiele wie o świecie, a na pewno o najbliższym otoczeniu. A z wcześniejszych rozkazów wiedziała, że gmina Utamin leży gdzieś niedaleko. Nie wiedziała czego się tam może spodziewać, ale liczyła na miłą i przyjemną wycieczkę. Musiała rozprostować kości, więc pójście z buta nie było złym pomysłem. Jedyne pytanie, które się nasuwało w tej małej główce brzmiało: Dokąd?
- Karczmarzu, którędy teraz do gminy Utamin, bo śpieszy mi się w tamtą stronę. - rzuciła go ciekawskim spojrzeniem - Mów co wiesz, drogi karczmarzu, bo żaden nigdy nie żałował jak spadły na niego wyrazy wdzięczności kobiety.