- Toż to mój stary znajomy, ogrzy demon! - odwrócił głowę. - Ostatni raz spotkałem was na Zuesh, nic się nie zmieniliście. Każdy z was ma tak samo ohydną mordę - prychnął, powoli wysuwając katanę z pochwy na plecach.
Musiał teraz porządnie przemyśleć atak, chociaż czasu miał coraz mniej. Znajdował się bowiem na dachach, nie miał tu wielkiego pola do odskoków, uników i dalekosiężnych ataków. To nie to, co na Zuesh. Tam, mimo ogromnej ilości trupów, miał minimalne pole manewru.
Sprawę utrudniało także to, że demon miał puklerz, co mogło poważnie przeszkodzić w dekapitacji niektórych części jego ciała, jak na wyspie kotowatych.
Znał jednak słabe punkty tego demona. Mimo, iż był odrazą otchłani, jego regeneracja ograniczała się do leczenia ran ciętych i kłutych. Jeśli odetnie mu kończynę, niestety... tylko się zasklepi. No i nie potrzebował srebra, by go zabić, chociaż posrebrzana broń wielce by się przydała.
Gdy kruk usadowił się w odpowiednim miejscu, skąd mógł wykonać potencjalny unik, zaczekał aż demon zaatakuje.
Nie czekał długo. Rozwścieczony demon ruszył na niego, wymachując wściekle toporem. Nie był głupi. Mógł zaszarżować, ale nie ryzykował. Mógł spaść z budynku..
Mohamed zrobił krótki odskok, chcąc uniknąć śmiertelnego ciosu i sam się zamachnął. Nie trafił. Ostrze przesunęło się po krawędzi puklerza, nawet nie raniąc pomiotu z otchłani, a jedynie zwracając jego uwagę na obecny pobyt czarnoskórego.
Demon ponowił atak, tym razem jednak był to atak łączący. Jedną ręką uderzał toporem, drugą napierał puklerzem, jakby chcąc zgnieść Khaleda w zarodku, gdzie będzie prostą zakąską. Kruk jednak nie zamierzał się poddać. Gdy miał nastąpić kolejny cios, schylił się i i dźgnął w podbrzusze.
Być może go to zabolało, być może nie - fakt faktem było jednak, że jego przeciwnik cofnął się o kilka kroków, co dało kolejną sposobność do zlikwidowania.
Mohamed chwycił mocno katanę i ciął od dołu w nadgarstek demona - w ten, gdzie miał topór. Ostrze, które nabrało już prędkości, gładko przeszło przez rękę, odcinając ją.
To mógł być błąd dla Mohameda. Demon odrzucił puklerz na bok i zaczął atakować swymi pazurami - które można było traktować jako pełnoprawną broń, bowiem wywijał nimi jak prawdziwy mistrz.
Kruk nie miał czasu na namyślenia. Schylił się raz jeszcze, gdy pazury przeszyły powietrze tuż nad jego głową i znów ciął. Tym razem był to cios na zgięciu łokcia. Katana znów wczepiła się w skórę, przeleciała przez mięśnie i kość i odrąbała kończynę. Demon był zdany na róg - najniebezpieczniejszą broń w całym jego arsenale.
Jednak, by go użyć, musiał szarżować - a takiej sposobności Mohamed mu nie dał. Gdy tylko odnalazł miejsce, gdzie mógłby się przekaturlać, zrobił to i zadał kolejny cios.
Tym razem był to cios w zgięcie kolana. Prościej mówiąc, odciął demonowi nogę, zmuszając go do tego, by legł na dachach.
Odskoczył od niego i spojrzał na konającego już demona.
Wystarczyło odciąć mu łeb.
Zrobi to.
Mohamed raz jeszcze ścisnął mocniej ostrze leżące w jego dłoni i zamachnął się. Raz, drugi, trzeci, piąty.. siódmy... Kolejne ciosy leciały wprost na kark demona, tnąc coraz głębiej i głębiej. Aż do odcięcia głowy. Aż do pozbawienia go życia.
//Z racji, iż jest to demon II stopnia, użyłem specjalizację walki kataną na II stopniu i zlikwidowałem go w jednym poście.