Słońce wysoko nade mną, kufel pusty przede mną, alkoholu masa we mnie.
Każdy kolejny kufel zdawał się być głębszy. Twarz krasnoluda przeszła już z barwy krwawej plamy do ciemnej purpury. Gały oczne były bardziej czerwone niż białe, a źrenice zrobiły się wielkie jak monety.
Eddar spojrzał na swojego przeciwnika. Ten nie wyglądał o wiele lepiej. Obaj zawodnicy chwiali się na siedziskach, a kuflów nie napełniali już po brzegi, bo nim upiliby choć kroplę połowa wylądowałaby na podłodze.
- Psia mać! - warknął Eddar, nie mogąc umieścić kufla pod kurkiem. Gdyby wcześniej pozwolił sobie na jakiekolwiek śniadanie, już dawno by je zwrócił, a gdyby nie najadł się poprzedniego dnia, leżałby już pod stołem, nucąc "Odę do Wielkich Cyców".
Ale nie, dzielny Eddar aeb Shar, krasnolud, któremu nie straszne niebezpieczeństwo, zdołał w końcu nalać trochę piwska do kufla. To już był sukces. Brodacz z dumą uniósł kufel. Ku chwale, ku zwycięstwu, a w najbliższej przyszłości ku wychodkowi!
Operacja przykładania warg do krawędzi naczynia też nie była szczególnie prosta. Krasnolud musiał trzymać kufel w obu rękach i pomału, centymetr po centymetrze, zmniejszał dystans pomiędzy ustami a trunkiem.
- Biegał karzeł po wulkanie, całkiem boso nanana, miał pierścionek niczym baba i włosy na stopach hej! - przypomniała mu się stara krasnoludzka przyśpiewka. Nie do końca tak brzmiał tekst, ale to w tej chwili nie miało znaczenia. Przyśpiewka miała pomów skoordynować dłonie i usta, by jakoś łyknąć piwa z kufla.
I udało się! Gdy tylko Eddar zamoczył wargi w pianie, przechylił kufel bardziej i niemal natychmiast pochłonął całość. Gdyby choć trochę się z tym ociągał, byłoby kiepsko.
Krasnoludowi odbiło się. Chociaż to mało powiedziane. To było najpotężniejsze beknięcie roku, a całkiem możliwe, że nawet dziesięciolecia (kwestia sporna, czy poprzedni rekord uwzględniał akustykę pomieszczenia). Ten dźwięk przewyższał zew godowy mamuta.
- Przepra... ÂŁYK! - biedny krasnolud dostał aż czkawki. A na czkawkę najlepsze jest ponoć piwo...