- Eee dobra w takim razie powolutku i od początku, opowiem jak bogowie przykazali.- powiedziałem siadając na zydelku znajdującym się w kanciapie Yarpena. Zaczerpnąłem głęboko powietrza i zacząłem opowiadać co i jak.
- Jak pamiętasz, wysłałeś Szeklana i Xviera do karczmy nieopodal Ekkerund, aby tam spotkali się elfim magiem zwanym przez ciebie Miltenem, który tak naprawdę nosił miano Merith. Więc dwójka wysłanych przez Ciebie kamratów spotkała moją skromną osobę w naszej sąsiedniej miejscowości Miodowie. Tam też postanowiłem dołączyć się do nich. Jako, że nie posiadaliśmy żadnego środka transportu po krótkiej aczkolwiek rzeczowej rozmowie z sołtysem z pomocą nizołka naszego dhampira nabyliśmy szkapę dla naszej zacnej kompanii. Z jej pomocą i wozu wyruszyliśmy do wspomnianej już karczmy "Pod Kozik Koptyem". Droga mjała powoli do czasu, gdy znaleźliśmy przewrócony wóz przy którym ucztowały dwa wypaczone kretoszczury, które w kilka chwil pokonaliśmy. Z uszkodzonego wozu wydobyliśmy urządzenia, które Ci się spodobają. Służą do pędzenia bimberku, a przedtem należały do naszego znajomego Vladimira. Po owym incydencie bez problemu dotarliśmy do karczmy, gdzie też całkiem sprawie odnaleźliśmy efla, W sumie to ten elf odnalazł nas. Ale mniejsza oto. Przedstawił nam problem, który mieliśmy razem zbadać. Chodziło o tajemniczą wioskę znajdującą się nieopodal karczmy. Wyruszyliśmy nie tracąc czasu. W czasie podróży przez gęsty las, rozbiliśmy obóz, gdzie popasaliśmy i pożywiliśmy się ustrzelonym przeze mnie jelonkiem. Następnego dnia odnaleźliśmy wioskę skrytą pod mgłą, która według elfa była magiczna. Tam też Merith nam się zagubił. O co zresztą trudno nie było. Jak się okazało wioska opanowana była przez nieumarłych, a dokładnie zombie. Kilka zabiliśmy, jednak podczas ucieczki, otoczyły nas i gdyby nie magiczny grad dzisiaj chodzilibyśmy z wyciągniętymi rękami i kąsali innych poczciwych ludzi. Jakimś cudem zwialiśmy z tamtej wiochy i chwilę po tym spadł z nieba meteor, który rozpierdzielił wiochę i naszego elfa z którego została tylko głowa. To chyba byłoby na tyle.- zakończyłem wywód.
- Mam nadzieję, że nic nie pominąłem.- zwróciłem się do uczestników wyprawy.