- Rasherze jedyny, coś ty zesłał na to jebane światło dzienne? - zapytał sam Siebie, spoglądając na dziwaczną bestię, która ni stąd ni zowąd wyskoczyła i najpewniej zabiła jakiegoś człowieka. Szybko wyciągnął kuszę, sprawdzając jej stan. Bełt, jak tkwił naciągnięty, tak tkwił. Szybko odłożył broń, potem przywiązał konia do jednego z drzew obok, coby nie uciekł w zgiełku tej drobnej potyczki.
Chwycił ponów dystansową, która już niejednokrotnie uratowała mu życie. Wbrew oczekiwaniom, przydała się ona do wybijania demonów na Zuesh, to czemu i tego nie zmiecie z tego okrutnego świata?
Wymierzył i... zamarł. Zdał sobie sprawę, że to "coś" biegło w jego stronę.
- Cholera... - Zaklął pod nosem, czym prędzej wymierzając w niego bełt. Wstrzymał oddech, przymrużył oczy. Teraz nie liczył się świat, liczyli się tylko oni. Zbliżający się do siebie, niczym kochankowie, by już niedługo spocząć w swych ramionach. Oczywiście, istotną różnicą było to, że jego "kochanka" była zwierzęciem, które pędziło by go zabić.
- Tylko spokojnie.. Brałeś udział w gorszych rzeczach, ty stuknięty czarnuchu! - mówił mu głos w głowie, podświadomość, która próbowała przezwyciężyć... strach? Kruk w sumie nie potrafił zdiagnozować tego, co odczuł na widok tego biednego zwierzaka. Wymierzył raz jeszcze, wypuścił i wstrzymał ponów powietrze i wypuścił bełt, wraz ze wszystkimi emocjami, skumulowanymi w jego ciele.
Bełt pomknął na bestię, która dzielnie przyjęła cios na klatę i biegła dalej.
- Mhm?! - teraz i jego wewnętrzny głos raczył się w pewien sposób wystraszyć. Zazwyczaj, taki cios z pędzącego bełtu powalał większość. Nawet, jeśli dane "coś" miało na sobie pancerz. - To nie jest normalne...
Z czymkolwiek walczył, bestia potrafiła przyjąć na siebie bełt i dalej biec, chociaż nie była ogromna ani aż tak strasznie opancerzona.
Szybko narzucił kuszę na plecy, wysuwając delikatnym ruchem katanę, która spokojnie spoczywała mu na plecach. Uśmiechnął się krzywo. Naprawdę polubił tą broń, odkąd parę razy uratowała mu życie na tej cholernej potyczce u koto-podobnych. Chociaż jednego nigdy nie zrozumiał. Miał zamiłowanie do wpadania w kłopoty, do potyczek, a postanowił wieść życie samotnika wśród Kruków - najbardziej odosobnionych osób na tym zawszonym świecie. Nie żałował jednak. Tam nauczył się swojego fachu, który od teraz często będzie mu się przydawał...
- Jak ten cz... - wzięło mu się na wspominki, choć dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jego przeciwnik nadal nie leży martwy na ziemi, a teraz pluł na niego czymś. Szybko się schylił, potem odskoczył na dół i spojrzał na ziemie. Kwasopodobna substancja plująca? Coś na wzór tego, można pomyśleć. Spoglądnął na bestię, która stała niedaleko niego, z zamiarem staranowania go. Bełt był wbity w lewy bok, z środka ciekła krew. Czyli jednak została ranna! Tylko czemu jebaństwo nie padło?! Kolejny kwas, kolejny unik.
- Lepiej to już skończyć, następnych mogę już nie uniknąć... - mruknął pod nosem. Chciał to już zakończyć. Szybko odskoczył na bok od pazurów bestii, która nota bene znalazła się nazbyt blisko maurena. Chwycił mocniej rękojeść, potem zadał pierwszy cios. Ostrze przecięło pancerz, zagłębiło się w skórze. Ona jednak nadal próbowała go dziabnąć, na co Kruk ponów wytrzeszczył oczy. Wytrwała bestia...
Kolejny cios, w to samo miejsce. Krew trysnęła, ostrze znów zagłębiło się w ciało. Teraz widział, że zadał mu ból.
Kolejny kwas.
Szybko uniknął go, sprawnie odskakując na bok i tnąc od góry, potem od dołu i z boków. Zrobił gwiazdeczkę na jej/jego ciele, z której sączyła się krew. Przekręcił nadgarstek, potem zamachnął się mocno od góry i zarąbał w łeb. Bestia zaskwiczała, potem padła na ziemie, martwa. Kruk przekręcił głowę w lewą stronę, potem butem kopnął zwierze, upewniając się, że na pewno nie żyje.
- Obym tego nie spotkał więcej na swojej drodze, bo oszaleje... - mruknął, wsuwając szybko katanę i pędząc do konia. Odwiązał go od drzewa, siadł i wyszedł na drogę, kierując się do miasta. W grotę, z której wybiegł ten stwór, wolał się nie zagłębiać.