- I z tobą, panie - odparł karczmarz, tak w sumie na odczepnego. Widocznie z wiara było u nich normalnie, jak wszędzie. Bez przesadnego fanatyzmu, ale i nie byli bezbożnikami. Chodzili na msze, modlili się i tyle.
- Młody! - zawołał karczmarz. Z zaplecza wyszedł nastolatek. Pewnie syn właściciela lokalu. - Zaprowadź pana do Jelita. I to już, bo to ważne! - pogonił chłopaka. Ten mruknął coś na potwierdzenie i podszedł do Mogula.
- To niedaleko, panie - powiedział tylko.