Zariel opuściła komnatę, a oni zostali sami. Oślepiające światło artefaktu nie pozwalało nawet dostrzec tego, czy on jest. Kula? Miecz? Posąg? A może tak naprawdę jest to postać, która skąpana w świetle słucha ich z zainteresowaniem? Tego Poeta nie mógł powiedzieć, nie mógł nawet przypuszczać. Odziany z złote szaty aniołów uklęknął z jeden strony tajemniczego przedmiotu, by dać Patricii wewnętrzny spokój i nieco miejsca na intymność, której sam trochę potrzebował. Oczyścił swój umysł, uklęknął i po chwili podjął szeptem, ledwie słyszalnym:
- ÂŚwiatłości... Nie ma słów, które mogłyby oddać wdzięczność, jaką żywię. Niejednokrotnie dzięki twojemu wstawiennictwu, twoim niezauważalnym interwencjom i świadomości, że jesteś tym, kim jesteś, udawało mi się wyjść cało ze śmiertelnie niebezpiecznych sytuacji. Czym mogę Ci się odwdzięczyć? Kim jestem ja, robak przy Twojej boskiej postaci, by Ci coś obiecać? Jestem niczym pył na wietrze, świeczka podczas huraganu, która może być w każdej chwili zgaszona. Zaglądając jednak w głąb mojej duszy możesz dostrzec, że wszystko, co robię, robię dla Ciebie. Każdy mój oddech, każdy czyn i każde słowo jest wykonywane ku Twojej chwale. Otrzymałem od Twoich dzieci nowe możliwości, które nakładają na mnie jeszcze więcej obowiązków. Jedyne o czym mogę Cię zapewnić, boski Zartacie, to to, że dołożę wszelkich starań by stać się godnym Twoich darów. Po prostu. Nie mogę Ci obiecać, że pokonam wszelkie zło tego świata, ale na pewno mogę obiecać, że dołożę wszelkich starań, by to zrobić. Podążając Twoimi ścieżkami pragnę czynić dobro i plenić to, co nazywamy złem. Każdym swoim czynem zamierzam udowadniać, że jestem godny. ÂŻe nie pomylono się co do mnie i że będę ostoją światłości pośród mroków nocy. Albowiem jest ona ciemna i pełna strachów, ale my, choćbyśmy szli ciemną doliną, zła się nie ulękniemy, albowiem Ty jesteś przy nas. Na zawsze.