Evening co prawda, zasadziła karczmarzowi niezłego kopniaka, ale sama była w tarapatach. Fekaliox zaczynał działać… W brzuchu dziewczyny porządnie zaburczało, żołądek potrafił wydawać naprawdę dziwne dźwięki. Z jej ust poleciał tęczowy płyn, który roztaczał w karczmie zapach najdroższych różanych (i nie tylko) olejków. Cała podłoga zaczęła się mienić tysiącami barw i błyszczeć radośnie. Płatki stokrotek, róż, rumianku, nasturcji, wiesiołka i malw stworzyły niesamowity, miękki dywan.
Wokół oprócz świeżego, polnego zapachu, w tle można było słyszeć piosenkę, która za kilkaset lat będzie bardzo znana, a mianowicie YMCA. Do tego sielankowego nastroju dołączył śmiech dzieci i ćwierkanie ptaków. Wokół karczmy biegały wesołe, uśmiechnięte, młode sarenki, wiewiórki bawiły się radośnie orzeszkami, rude liski skakały wysoko na miękkim mchu, a nad ich głowami latały szczęśliwe jaskółki, gołębie, a nawet białe sowy.
Chwilę po leśnych zwierzątkach, pojawiły się jednorożce! Ich rogi migotały wszystkimi kolorami, a z zadków wydostawały się smugi tęczy, stwarzając niesamowite wrażenie. Te magiczne stworzenia hasały wesoło robiąc takie „IIIHAHA” albo „PATATAJ”. Skrzaty bawiły się swoimi złotymi monetami na każdym z krańców tęczy, a światło od nich odbite powodowało dodatkowe refleksy na ścianach. Potem pojawiły się bardzo słodkie małe, puchate kotki, które miauczały radośnie. Bawiły się tęczową wełną swoimi różowymi łapkami. Szczeniaczki zabawiały się z króliczkami, a różowe koniki Pony skakały po owym, wspomnianym wcześniej, kwiatowym dywanie. W powietrzu unosił się brokat i błyszczące konfetti, które leniwie spadało na bawiące się towarzystwo.
Końcówki włosów Evening „ubrudziły” się jednak, z tego powodu, że nie miał jej kto potrzymać włosów. Ale kapiące z kasztanowych kosmyków kolorowe krople, dodawały tylko uroku. Każdy zwierzak mógł częstować się spadającymi z nieba żelkami i galaretką w czekoladzie. Przez tą chwilę, trwającą mniej niż minutę, wnętrze karczmy wyglądało niczym wnętrze najdroższego z meczetów – z mozaikami i wzorami na ścianach. Karczmarz jednak nie został oszczędzony i jego także dopadło to słodkie szaleństwo. Cały umazany kapiącą tęczą, leżał wciąż na podłodze bezradnie. Eve tylko wytarła usta, gdy wymiotne uczucie przeszło, a brzuch na chwilę się uspokoił.
Gdy ten jeszcze leżał, z dłońmi w wiadomym miejscu, dziewczyna chwyciła miecz (także cały tęczowy! ^ ^ ), uniosła go nad nieszczęśnikiem i upuściła z impetem. Ostrze utkwiło w jego grubym brzuchu, a wokół rany zaczęły sączyć się różnobarwne krople i lukier z pączków. Tym sposobem nudne, brudne, ciemne i nijakie ubranie karczmarza zmieniło kolor na różowy. Małe, żółte kurczaczki zaczęły wesoło tańczyć, unosząc krótkie skrzydełka w tryumfalnym geście i popiskiwały zadowolone.
Wokół zrobiło się już tak słitaśnie, że Evening nie wytrzymała i łapiąc się w pośpiechu byle czego, zwymiotowała wszystko, co jadła na kolację (i nie była to tęcza). Chwyciła się za brzuch i teraz wokół kolorowych plam pojawiła się taka prawdziwa: zmieszane, strawione ziemniaczki, sałata z marchewką i żeberka z sosem. Zwierzątka (i jednorożce) uciekły w popłochu z powrotem do lasu zabierając ze sobą tyle słodyczy, ile kto uniesie, płatki kwiatków wywiał wiatr, a kolorowe kałuże jakby wyparowały...
//Potraktuj to jako metaforę. :/