Wyczuł ich przed wejściem do uliczki. Gunses rozwiązał maskę, ukazał swe oblicze, którego profil godzien był bicia na monetach. Oczy miał koloru węgli, twarz niby kreda a włosy białe jak śnieg. Dwa kosmyki wyciągnięte nad czoło opadały zagięte przed twarz przecinając oczy niczym kocie źrenice. Gunses rozluźnił mięśnie, a potem spiął je, poprawił naciąg pasów i rzemieni swego odzienia, tak aby całkowicie przylegało do ciała. Skrócił o kilka dziurek pas przecinający jego pierś, rękojeść miecze wysunęła się znad ramienia. Wiedział gdzie są już przed wejściem do uliczki. Posiadał zmysły niedostępne dla innych. Aura inteligencji działała, zwłaszcza w czas hemis była szczególnie silna. Wiedział, że to nie jego synowie. Pomioty zrodzone przez jego prawnuków, praprawnuków. Zwać się mieli wampirami. Istotami wyższymi. Dla Cadacusa byli oni synami Chaosu i Zła. Kącik ust uniósł mu się lekko na kolejną myśl. Przypomniał sobie bowiem rangę najwyżej postawionych wampirów w Sabacie.
Siewcy ÂŚmierci. Cóż za zrządzenie losu. Zobaczył ich i usłyszał. Byli szybcy, świadczyć to mogło o tym, że posilali się niedawno. W mgnieniu oka byli przy nim. Zaatakowali go niczym zbójcy wędrowca. Winni oddać mu cześć, pogardą rzucili mu w oczy. Napluli nie tylko na niego. Na Rasę i Skalaną Krew. Tego wybaczyć nie mógł.
Graj muzyko- Aenye - zdążył zakrzyknąć odskakując do tyłu wyuczonym uniku, dłoń wyrzucił przed siebie. Uniknął ich mieczy. ÂŚwiatło uderzyło uderzyło z jego dłoni niczym młot walący w czerep. Rozświetliło anielską jasnością dwójkę z nich. Wykonując uskok i wyrzucając lewą dłoń w stronę krwiopijców Gunses chwycił prawą dłonią za miecz, szarpnął. Trzeci odbił się od ziemi, wykonał salto miejscu, jego obcas uderzył w łokieć Cadacusa, miecz Ojca ponownie pogrążył się w pochwie. Gunses szybko padł do ziemi na przykucniętą nogę, drugą wyprostowaną wykonał zamach i kiedy nogi przeciwnika uderzyły w ziemię Cadacus podciął je przewracając go, Gunses od razu rzucił się lekko w tył na plecy słysząc świst mieczy. Mimo uderzenia światłem pozostałe zmysły wampirów pracowały, uderzyli oni mieczami w ziemię, w miejsce gdzie był Gunses. Jednakże ich miecze uderzyły w grunt, nie w ciało, Gunses bowiem rzuciwszy się lekko w tył właśnie opierał się na dłoniach i barkach, wykonał trik zwany sprężynką wybijając się nad ziemię i przelatując nad schylonymi atakującymi. Przeskoczył ich upadając za nimi w klęczki. Trzeci, którego percepcja wzroku pozwalała na widzenie w zupełnych ciemnościach skoczył niczym ryś, w jego dłoni był szpon. Rzucił on się na plecy, celując szponem pod żebra Przeklętego Na Imieniu i Na Duszy. Gunses uchwycił jego dłoń w demoniczny szpon, wykręcił hamując atak, napastnik wrzasnął i wpił swe kły w ramię Cadacusa dłonią chwytając go za gardło. Cadacus jednakże nie dał za wygraną. Zarzucił lewą dłoń za ramię, chwytając nią za napierśnik. Odchylając się do tyłu, wystawiając kolano przerzucił bękarta swej rasy przez siebie, rzucił nim o ziemię. Trzymając za wykręcaną prawą rękę uderzył jej łokciem w swoje kolano, łamiąc kość przeciwnika, która wychyliła się z ciała w rozbryzgach krwi. Noc przeszył krzyk. Wampir wybił się szybko z tej pozycji w momentalnym piruecie. Pociągnął za sobą swego przeciwnika, odwracając ich i ułamki sekundy po tym pchnął go lekko przed siebie. Miecze atakujących poprzednio ziemię krwiopijców przebiły w tym czasie ciało swego pobratymca. Napotkawszy opór ich zaślepione oczy ucieszyły się, słysząc jednak krzyk swego brata rozszerzyły się w świadomości tego czego dokonali. Gunses trzymając wampira nadzianego mieczami szybko ściągnął go z nich, przyciągnął do siebie aż przylgnął on plecami do torsu Cadacusa blokując użycie wardyny. Gunses obnażył kły i uderzył nimi w szyję, w której tętnicy cały czas pulsowała krew. Zęby przeszyły skórę, przecięły naczynie, gorąca posoka uderzyła w usta wampira, Cadacus zaciągnął się nią wysysając ją z przeciwnika. Jednocześnie podniósł nogę i wyciągnął z buta sztylet. Zważył go w dłoni i zasysając się kolejny raz rzucił z prędkością błyskawicy sztyletem w twarz jednego z oślepionych napastników. Sztylet świszczał, Cadacus wiedział że odbicie go będzie proste nawet dla oślepionego. Po trzecim łyku krwi odskoczył i kopniakiem posłał zasuszonego wampira w objęcia jego braci. Czarne ostrze zasyczało w powietrzu wyciągane z pochwy, zalśniło w księżycowym blasku, trzymane nisko, lekko z tyłu. Wszystko trwało może 10 sekund. Zaklęcie, próba wyciągnięcia miecza, obalenie wampira, sprężynka, przeskok i przerzucenie przeciwnikiem, wyłamanie mu kości, piruet i nabicie go na miecze jego pobratymców, ściągnięcie i trzy duże zaciągnięcia się krwią i rzucenie sztyletu. Gunses Cadacus, ostatni władca wampirów stał pośród ciemności. Oczy i miecz lśniły czernią. Włosy i skóra mieniły się jasnością. A czerwone strugi krwi spływały z jego ust. Tu i Teraz stał pomiędzy nocą niczym Siewca ÂŚmierci. Teraz był on Siewcą Sprawiedliwości...