Venatio był mocny wiarą, lecz powoli słabł na ciele. Wiedział, że ta walka nie będzie trwała w nieskończoność, że należy ją w miarę szybko zakończyć. Demon zdawał się nie zwracać uwagi na to, że paladyn znowu trafił go swoim czarnym mieczem. Rany, mimo iż naprawdę poważne nawet jak na demona, zdawały się być błahostkami. Markunnr trzymał się stabilnie i pewnie. Teraz nawet Kinraya odczuła to, jaką siła dysponował boski demon. Poeta musiał uniknąć ciosu berłem... Berłem! Przecież to ono musiało być kluczem do sukcesu. Zewola jest matką wszelkiego stworzenia, więc artefakt będący emanacją jej mocy musi mieć siłę, by trzymać takiego potwora przy życiu. Wiedząc więc, co chce osiągnąć, paladyn zrobił krok w tył i przemieścił się nieco w lewo, zaledwie o kawałeczek przestrzeni. Zrobił to jednak wtedy, gdy ramienia demona już tam nie było, gdy przeleciało ono dalej, by zakończyć żywot ługi Zartata. Będąc więc w ułamku sekundy poza zasięgiem ostrza, Funeris uderzył z góry, wkładając w cios dużą ilość siły. Ostrze przecięło powietrze, zatoczyło niemalże koło i spadło na przedramię demona. Przedramię, w którym dzierżył berło, które powinno być kluczem do sukcesu.
//No to może tak?