- Zetgeinoielcetiel. - odparł w starowampirycznym.
Drzewiec z kulą światłą dostał natychmiast rozkaz ataku. Zapuścił swe korzenie, które wyłaniały się do 8 metrów po prostej od Drzewca. Wampir wykorzystując swoje świetne predyspozycje akrobatyczne, zdołał zgrabnie uniknąć ataku dając susa w bok. W końcu nastąpiło bezpośrednie starcie. Wampir zaatakował mieczem, błyskawicznie, lecz za wcześnie. Wymiana niecelnych ciosów trwała bardzo krótko, wkrótce wampir dosięgł ostrzem ramie przeciwnika i je ot tak odciął. Rozkazy płynące do Drzewca były jednak jasne: atakować, atakować, zabić. W rozpaczliwym geście skorzystał z drugiej broni, jaką była dzida. Wziął zamach i błyskawicznie dźgnął oponenta w klatkę piersiową. Pech wampira polegał na tym, że drewniana pika trafiła prosto w serce, definitywnie go zabijając.
Sytuacja 30 metrów wcześniej toczyła się zgoła inaczej. Dwójka wampirów była znacznie bliżej swojego celu, niż miał to w zamyśle Rakbar. Musiał działać szybko, zdecydowanie i pomyślnie, w przeciwnym razie nie zobaczy już nigdy więcej słońca. Starcie bezpośrednie kompletnie w grę nie wchodziło, mag nie miał szans równać się z wampirem pod względem szybkości i siły szczególnie w nocnych warunkach. Wykorzystał ponownie swe niezawodne sługi. Drzewiec na którym siedział Rakbar wypuścił konary, analogicznie, jak to było w przypadku jego kolegi 30 metrów dalej. Tutaj nastomiast nastąpił spodziewany efekt. Dwójka wampirów niezadziałała drużynowo, chcąc uniknąć ataku oboje skoczyli w różne strony, przecinając sobie drogę. Jeden z nich stracił równowagę pod wpływem naporu swojego kolegi i runął w śmiercionośne korzenie, które przebiły jego ciało jego głowę oraz klatkę piersiową na wylot, choć serce zostało nienaruszone. Jego konfrater był już tylko 3 metry od maga, a jego złość ujawniona na bladej twarzy w blasku księżyca zmroziłaby niejednego śmiałka i lokalnego bohatera.
- Aenye! - wykrzyczał mag.
Wtem z wyciągniętej dłoni Rakbara wyleciała wiązka energii magicznej, przekształcając się pod wpływem formuły zaklęcia w snop oślepiającego srebrnego światła. Uderzył on po prostej w wampira, którego oczy nie przyzwyczajone do tak jasnego światła po prostu przestały funkcjonować. Zawył on, nie wiadomo czy z bólu, czy przerażenia? Z pewnością niczego podobnego wcześniej nie doświadczył. Zostało mu jedno, wykorzystać podobną broń. Otworzył więc swą paszczę, by wydać krzyk, taki, który z pewnością wybiłby bębenki w uszach Rakbara. Niestety dla niego, zbyt późno zdecydował się na to. Ogromna siła, spowodowana zdolnością psioniki, naparła na kark i go złamała. Wampir z grymasem na twarzy i otwartymi ustami upadł na ziemię.
Po skończonej walce Nasard przyzwał kulę światła do siebie, a połączenie między drugim drzewcem przerwał, co zamieniło go w zwykle drzewo, z którego cieknie żywica. Zeskoczył na ziemię po czym wyjął swój srebrny bułat i przebił nim klatkę piersiową najbliższego wampira. Podniósł również z ziemi jego miecz i dwa sztylety.
- To na pamiątkę. - odparł, kiedy na jego rozkaz ostatni wampir ponosił definitywną śmierć przez zniszczenie serca drewnianą piką drzewca. Rakbar opanował do perfekcji komunikację między przyzwanymi istotami, dlatego mógł im zlecać czynności na bieżąco, nie zajmując zbytnio swojej uwagi. Po tym wszystkim mag wrócił na gałęzie Drzewca i ruszył z nim dalej, poszukując kolejnych wampirów. 75 opiar i tylko 3 wampiry? Nie możliwe.
// Biorę:
2x
Nazwa broni: sztylet krwi banity
Rodzaj: sztylet
Typ: jednoręczny
Ostrość: 23
Wytrzymałość: 30
Opis: Wykuty z 0,62kg stali Valfdeńskiej o zasięgu 0,3 metra.
Nazwa broni: miecz krwi banity
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 23
Wytrzymałość: 30
Opis: Wykuty z 1,28kg stali Valfdeńskiej o zasięgu 0,9 metra.