- Pewnie dlatego, że i bogini dała waleczne życie - odrzekł po chwili zastanowienia mężczyzna - Jak było powiedziane, wojna się zbliża, armia się zbroi, wszyscy się gotują do walki. Widocznie drzemią w nich duchy wojowników. Trochę im zazdrościłem tego zawsze, tej szybkości, pędu, tego że wokół nich cały czas coś się działo. I tak, trzymam się trochę na uboczu. W sumie z towarzystwa niektórych przedstawicieli mojej rasy wolę już towarzystwo przyrody... - powiedział to znając wagę tych słów i tego, że ludzi tu trochę. Nie miał jednak w zwyczaju zaprzeczać swoim poglądom.
- Jeśli zaś idzie o moje dzieje - powiedział po chwili - to nie ma czy głowy zawracać. Na kontynencie szkoliłem się w klasztorze. Kiedy mój mistrz zmarł ze starości, nie pozwolono mi na kontynuację nauki. Mój mentor był myślicielem i uczonym, nie był zbytnio lubiany. Wyleciałem z terminu przed egzaminami do nowicjatu. Potem pracowałem w mieście, dorywczo. Imałem się różnych zawodów, aby przetrwać. W końcu postanowiłem rzucić tamto życie, o ile można było je tak nazwać i zacząć od nowa. No i jestem. Już drugiego dnia zostałem zaatakowany przez bandytę i jego skrzaciego towarzysza. Spałem w sianie. Zajeździłem kuca. Mam podartą koszulę i dwa kije. Ot. wszystko.