Za drzwiami spodziewałem się wszystkiego, ale nie 3 kultystów.
- Orzesz, kurwa!
Tym niezbyt delikatnym okrzykiem zwróciłem uwagę kultystów na mnie.
Wszystko zaczęło pasować jedną całość, niepokój, sztylet, oraz ten dziwny napis na drzwiach. Miałem już przygotowany miecz, czekałem tylko na ich ruch.
Pierwszy rzucił się na mnie z niezrozumiałym dla mnie okrzykiem. Przyjąłem wiec pozycję obronną i czekałem. Nie minęła chwila, a już widziałem klingę jego miecza nad moją czaszką. Zareagowałem automatycznie i zastosowałem blok górny. Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Przeszedłem do szybkiej kontry, zaatakowałem jednym szybkim poziomym cięciem, dzięki któremu udało mi się trafić przeciwnika w żebra. Zawył dziko niczym ranione zwierzę. Zwróciło to uwagę pozostałych dwóch kultystów. Wiedziałem, że nie dam rady całej trójce, wiec musiałem szybko zakończyć tą zabawę. Jednak nie było to takie proste. Kultysta mimo krwawiącej rany próbował dalej atakować, jednak nie było to zbyt efektywne. Zaatakował mnie ponownie atakując z góry, ja tymczasem odskoczyłem i zaatakowałem jego plecy. Nie spodziewał się tego. Dwa, szybkie poziome cięcia z lewej i z prawie strony zakończyły sprawę. Kultysta padł na ziemie z dwiema obrzydliwymi ranami. Dychał, ale nie miał już sił na walkę. Dobicie go było tylko formalnością.
Nie miałem czasu cieszyć się ze swojej wygranej, bo tylko intuicja i dobry refleks uratowały mnie od niechybnej śmierci. Kiedy ja dobijałem pierwszego okultystę drugi próbował zakraść się od tyłu i wziąć mnie z zaskoczenia. Szybko jednak odskoczyłem i jednocześnie przygotowałem się do obrony. Ten okultysta jednak będzie lepszym przeciwnikiem niż swój towarzysz. Próbował dokładnego ciosu, w moją klatkę piersiową, który jednak sparowałem. Próbował ponownie, ponownie się obroniłem. Przeszedłem do kontrataku, próbowałem atakować z góry, ten jednak zaciekle się bronił. Próbowałem z boku również nic. Stwierdziłem raz kozie śmierć. Zamiast ponownie zatakować, zrobiłem coś czego się kultysta nie spodziewał. Mianowicie, przerzuciłem mój miecz jednoręczny z ręki do ręki. Tego cwaniak się nie spodziewał, zaatakowałem go z lewej strony udało mi się trafić w żołądek, który zaczął obficie krwawić. Próbował ostatni raz na mnie zaszarżować, ale widziałem, że robił to z przymusu, z dzikiego fanatyzmu. Chciał zaatakować mnie z góry, ale klinga jego miecza zsunęła się po moim ostrzu. Przystąpiłem do kontrataku wykonując dwa szybkie z prawej strony. Kultysta padł na ziemie dysząc ciężko. Rana na brzuchu obficie krwawiła, a pozostałe nie wyglądały najlepiej. Dobiłem go jednym celnym ruchem. Po prostu przebiłem mu serce mieczem.