sam teren zielonych równin traw nie był zbyt imponujący, może zmagający wiatr oraz fale rozbijające się o klify były urokliwym miejscem. Uchodząc na skraj urwiska, gdzie stykały się dwa żywioły wody w postaci fal uderzających o ziemię w formę masywnego rozciągającego się klifu. Jak to bywało klif miał na sobie nieregularną krawędź łamaną i przerywaną, zaś wśród jednej w zapadni ujrzałeś miejsce, które było nierozświetlone blaskiem twej pochodni, mimo, że widzisz to miejsce. Podszedłeś bliżej gdy blask pochodni dotarł wreszcie tam, w miejsce, swoiste wgłębienie wśród klifów idealnie osłaniane przez okalające wypusty. W tym wgłębieniu, swoistym zejściu jak do groty ujrzałeś czarne wrota a widać było na nich jedną i jedyną zasuwę która pełniła formę wizjera rozsuwana wyłącznie od wewnątrz. Nie posiadały klamek, zamków ani niczego.