- "Stary jestem, dużo przeżyłem, nie jedną wojaczkę i nie jedną wiochę spaliłem, lecz jednej rzeczy przez tyle lat zrozumieć nie potrafię... Są na tym świecie różne osoby i rożnie działają, jedne logicznie a inne nie... lecz zawsze myślałem, ze każdy ma coś do czego dąży, dowiedziałem się że jednak nie. W Elanoi, gdy napadlismy na elfów nasz oddział miał problem z jednym bandytą. Kradł klejnoty z konwojów, napadał na konwoje i zabierał klejnoty i wszelkie bogactwa. Myśleliśmy, ze rozdaje biednym, taki dobroczyńca, lecz nigdzie nie mogliśmy znaleźć. W małym lesie się to działo, okazało się, ze wyrzucał to do rzeki... Andrew Hofferson się nazywał, ten bandyta, nie zapomnę tego po dziś dzień... wtedy poznałem prawdę, ze są 2 rodzaje bandytów... jedni mają plan - chcą się wzbogacić... a inni chcą widzieć jak świat płonie..." Wtedy zapytałem go: "Ale co, dorwaliście go? W jaki sposób skoro potrafił sam konwoje rozpracowywać? A on na to: "Musieliśmy spalić cały las... zabić tysiące zwierząt i zabić tysiące niewinnych ludzi... Stracić dwutysięczny oddział żołniezy by zobaczyć jak śmieje się z nas ginąc na szubienicy. Wtedy wiedziałem co znaczy Liga cieni." Właściwie to słowo w słowo tak to było, wtedy zemdlał z wyczerpania, ze schlania czy coś... Następnego dnia tez przyszedł, kulawo chodził. Siedział może 5 minut, nie zdążyłem nawet zamówienia mu podać, gdy zwyczajnie padł na twarz blady, wręcz siny. Straż mówiła, że zawał miał czy coś.