Musiałem zaryzykować i wykonać niebezpieczny chwyt na nim. Wyciągał do mnie dziób, zrobiłem lekki unik w prawo i na raz złapałem go za taką ''kotlinkę'' na głowie(widać na zdjęciu) i od dołu za szyję(a raczej podtrzymywałem ją nadgarstkiem), szybko uniosłem. Trzymanie go za ''kotlinkę'' uniemożliwiło mu zaatakowanie dziobem gdyż przyciskałem mu głowę do piersi, w dodatku podtrzynywanie jego szyi nadgarstkiem w powietrzu dusiło go i powoli uszkadzało mu kark. Scierwojad się miotał, jednak nic to nie dawało, a nie mógł zaatakować, a robił się coraz słabszy.
//Mam nadzieję, że wytłumaczyłem to dość wyraźnie, by to zrozumieć. Jeśli nie, to daj jeszcze szansę to dokładniej opisać.
Po 15-nastu sekundach go puściłem, i szybko na wszelki wypadek pobiegłem po topór.