- Patrz pod nogi, zachowuj ciszę. Jest noc, ale nie zapalaj pochodni, czy czegoś tam. I trzymaj się za mną... - syknął do Jiroslava.
Wybrał drogę na wprost, w środek lasu. Jego wzrok pozwalał mu widzieć prawie jak w dzień, toteż nie miał problemu z dostrzeżeniem śladów na śniegu. Tylko, że zwykle były to sarenki i króliki. Do jego czułego słuchu doleciało ciche pohukiwanie sowy, siedzącej gdzieś chen na jakimś drzewie. Przystał na chwilę. Zauważył spore wgłębienia w śniegu i jakąś kupę. Zaciągnął chłodnego powietrza. Wyczuł aromaty roślinne. Może dziki. Szedł dalej... w ciszy...