Na szczęście dla samego siebie Blaze jako niziołek nie był łatwym celem do trafienia. Zazwyczaj. Kruk wyciągnął własną podręczną kuszę i załadował ją szybko. Wymierzył w pierwszego biegnącego przeciwnika, po czym bez chwili wahania odpalił pocisk. Bełt przebił pancerz i wbił się prosto w trzewia jednego z nich. Przeciwnik padł martwy na ziemię. Niestety problemem wciąż było dwóch napastników. Blaze sięgnął po swój miecz. Chwycił go niemal oburącz, gdyż nie był to standardowy miecz dla niziołka. Dobiegł do przeciwnika i walnął ostrzem na odlew. Klinga drasnęła lekko nogę bandziora, który próbował się zasłonić samą kuszą. Mimo to człowiek syknął czując ból w kończynie. Jednak drugi napastnik też nie chciał dać zapomnieć o swojej obecności, więc puścił kolejny strzał w stronę niziołka. Ten jednak nie tak celny przez zasłonięcie jego druha, rozdarł bawełnianą szatę Blaze i drasnął go lekko w bok ponad biodrem. W rewanżu Kruk dziabnął ostrzem nogę przeciwnika przed sobą. Ten nie mając żadnej obrony poza kuszą i pancerzem dostał jeszcze raz, lecz tym razem w bark. Z rany buchnęła posoka. Blaze wykrozystał ten moment i skoczył za najbliższe drzewo. Tam przeładował swoją kuszę i czekał na odpowiedni moment. Wychylił się i akurat poszybował bełt, który z słyszalnym drgnięciem wbił się w korę niedaleko jego głowy. Niziołek wypalił również niezbyt precyzyjnie trafiając bandytę w udo. Ta chwila dekoncentracji wystarczyła, aby Kruk rzucił się na rannego oponenta. Będąc dwa metry od niego skoczył i mocnym ruchem nadgarstka w locie uruchomił swoje ostrze. Spadł na rzezimieszka jak mała błyskawica i zaczął raz po raz wrażać swoją broń w jego szyję i inne części ciała. Robił tak póki ciało wroga nie przestało się opierać.