Ohydny swąd krwi wypełniał pomieszczenie, Frideric z trudem powstrzymywał mdłości, z pewną irytacją patrząc na wampiry, które najwyraźniej doskonale się czuły. Kiedy już udało się mu opanować swój organizm, chłopak rozejrzał się. Znajdowali się w dosyć dużej komnacie, jednak niski sufit w połączeniu z dymem sprawiał, że sala wydawała się mniejsza. Po równej kamiennej posadzce spływały strumienie krwi, czerwona gęsta ciecz płynęła powoli, z trudem pokonując kolejne cale, w wielu miejscach tworzyły się niewielkie jeziorka. Można by się spodziewać, że wiele much, robaków i szczurów będzie chciało wziąć udział w tej uczcie, ale Frideric nie dostrzegł żadnego. Dochodził do nieprzyjemnego wrażenia, że wie czemu, atmosfera tego miejsca była straszna, nie chodziło tu nawet o samo pobojowisko, Adept czuł jakąś niewypowiedzianą grozę, stojącą za tym, jakaś zła magia przepływała przez to miejsce, tłumiła jego moc, mąciła zmysły. Szata którą miał na sobie, a która jak zauważył, reagowała na energię magiczną, pociemniała. Chłopak miał ochotę się stąd jak najszybciej wydostać, na razie jednak patrzył w stronę Isentora, czekał na rozkazy.