- Od czego chce pan zacząć? - pytał nieco zniekształcony głos należący do Podricka.
- Od wina. Tłumaczyłem ci to ostatnio. Nie uczysz się zbyt szybko - odrzekł Ruthger przy akompaniamencie odgłosu siadania na jakimś fotelu lub kanapie.
- Przepraszam.
- Skończ już. Taaaak. Dobry rocznik. Nie! Nie. Nie tak szybko. Powoli. Delektuj się nim. Doskonałe, nie sądzisz?
- Tak, wyborne, proszę pana - odrzekł Podrick niepewnym głosem, chcąc zabrzmieć zupełnie odwrotnie.
- Co ci mówiłem? W pracy jestem "panem Ruthgerem", tutaj zaś mów mi Ruth.
- Ahh... Tak. Wybacz Ruth.
- Widzisz? Od razu jest lepiej, Pod.
- Tak, tak.
- Dobrze. Możesz zaczynać.
Przez chwilę panowała cisza. Zaraz jednak z pomieszczenia zaczęły dobiegać pomruki i westchnienia.
- Aaaaaah... Pod, robisz to coraz lepiej.
- Dziękuję.
- Nie przerywaj! Nie...
Kilka minut potem Ruthger krzyknął.
- Doskonale, Pod. Podaj mi chustę. Taaaaak. No to, teraz możemy porozmawiać jak gentlemani. Miła rozmowa chyba nie zaszkodzi naszym kontaktom, nie sądzisz?
- Oczywiście, że nie.
- Jak ci się pracuje?
- Dobrze. Lubię służbę w dzielnicy szlacheckiej.
- Zadowolony z płacy?
- Tak, można tak powiedzieć. A właśnie...
- Tak?
- Nie chciałbym być nachalny, ale zalega pan z jedną wpłatą, za moje... usługi.
- Czyżby? - spytał Ruthger z tonem dużo mniej milszym.
- Tak - odrzekł niepewnie Pod.
- Możliwe. Pamiętam o tym i ureguluję wszystko. Nie musiałeś wspominać o tym w czasie naszego spotkania poza pracą. Cóż za nietakt! - wymówiwszy ostatnie zdanie wstał gwałtownie. - Masz! - zadźwięczały monety. - Za dzisiaj dostaniesz następnym razem. To kara za twoją niesubordynację. Spotkamy się w pracy.
- Ruth!
- "Panie Ruthger", dla ciebie. Koniec spotkania! Wyjdziesz pół godziny po mnie.
- Dobrze. Pamięta pan, że nie będzie mnie w pracy?
- W dzień przyjęcia. Pamiętam. Liczę na to, że wyślesz kogoś za ciebie.
- Wyślę.
- Dobrze. ÂŻegnam - rzucił oschle. - Cóż za nietakt. A to mogłaby być taka miła godzina....
Drzwi na zewnątrz otworzyły się, a potem trzasnęły.