- Podczas walki z Tarrazem udało mu się mnie przewrócić. Wpadłem plecami o - wskazał zakrwawioną popękaną gałąź - na tamten wystający badyl. Byłem dość bezbronny. Wtedy z kniei wyskoczyła tygrysica o lśniącej sierści. Nigdy wcześniej nie widziałem tak czystej i lśniącej sierści. Rzuciła się na Tarreza, o popatrz jakie rany od pazurów mu zadała. A potem podeszła do mnie i usłyszałem głos. Kobiecy, ale bardzo delikatny, bardzo... anielski. Usłyszałem, że Ona nie mogła pozwolić abym umarł, że nie nadszedł mój czas i że muszę dokonać jeszcze wielu ambitnych rzeczy. Dokładnie, to wielkich rzeczy. Powiedziała, że dba o każde stworzenie, że Ventepi przygląda się moim czynom. A gdy przeprosiłem ich, za to, że przestałem w nich wierzyć - rzekł i zagryzł zęby ze wstydu - to usłyszałem... że oni... że oni we mnie nigdy nie przestali wierzyć - zamyślił się na kilka sekund - A potem odeszła.