Nie... Ogólnie zacząłem grać w momencie, gdy Devuś szukał mięsa armatniego do zrobienia rewolty, wybiciu tych trzech Aranów, czy jak tam sobie wymyśliliście nazwy dla królów Elanoi. Wtedy to, już nie młody elf doszedł do wniosku, że trzeba wziąć życie w swoje ręce, bo i kiedy? Nie był to zryw gorącej krwi młodzika, bo nim już nie byłem, tylko naturalna kolej rzeczy.
Wziąłem udział w powstaniu (z mizernym skutkiem). Coś zaczęło się dziać. W między czasie rodzina niezadowolona z niestabilności tronu i stolicy postanowiła ją opuścić. Ot wynieśli się do innego miasta, a ja zostałem kowalem swojego losu, zaciągnąłem się do sil zbrojnych Leyanoi (pamiętam, że druga opcją byli magowie). I później to już wiadomo, poleciało...
Nic, podejrzanego, rozdmuchanego, zadnych sierot, zabójców, starych zapomnianych rodów królewskich. Zwykła historia.