Diomedes z niezadowoleniem zauważył, że mierzy się na niego trzech przeciwników, z czego tylko jeden wydawał się być nieco mniej doświadczony od pozostałych dwóch zabójców. Niepewnie przestąpił z nogi na nogę i powolnym, ostrożnym krokiem począł zbliżać się w kierunku tej niewielkiej grupy, równocześnie rozglądając się za dobrym miejscem do stoczenia ciężkiej walki. Niestety takowego nie wypatrzył, więc postanowił zdać się na swoje umiejętności i szczęście. Półkolem zaczął zbliżać do trojga zabójców, kręcąc mieczem rozleniwione młynki. Nagle, zupełnie dezorientując przeciwników, puścił się prędkim biegiem i zamachnął mieczem znad ramienia na jednego z zabójców. Ten przytomnie ułożył swą broń w skutecznej paradzie, ale Diomedes prędko przerzucił ciężar ciała na drugą nogę i wykonując obrót zamachnął się półkoliście prosto na żebra przeciwnika. Szczęk stali rozległ się głośno, kiedy dwie klingi zderzyły się i obaj walczący zaczęli się siłować. Przewagę miał Nivellen, który wybijając się z kolan pchnął przeciwnika do tyłu, sam również odchylił się, by wyprowadzić precyzyjne kopnięcie prosto w szczękę zabójcy. Stopa Diomedesa spotkała się z twarzą przeciwnika i odrzuciła go do tyłu, w tym czasie jednak drugi z odzianych w ciężkie płaszcze osobników zaczaił się za jego plecami i wymierzył celne pchnięcie prosto w łopatki. Diomedes w ostatniej chwili odskoczył i od razu musiał zasłonić się paradą przed ciosem, który wyszedł od tego groźniejszego członka wesołej gromady. Odskoczył jak rażony prądem i zorientował się, że plecami przylgnął do muru. Był w takim położeniu dość odsłonięty, co wykorzystał zabójca, który wcześniej został obdarowany kopniakiem i teraz właśnie wstawał, masując sobie obolałą szczękę. Natychmiastowo doskoczył do kaprala Szwadronu i z podłą mściwością w oczach pchnął w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego klatka piersiowa. Właśnie, jeszcze przed chwilą. W tym czasie Diomedes kucnął i silnym pchnięciem przebił brzuch przeciwnika. Ten krzyknął przeraźliwie, z zaskoczeniem reflektując, że przez jego ciało przechodzi śmiertelna dawka hartowanej stali. Przez chwilę jeszcze łypał groźnie na Diomedesa, ale kilka splunięć krwią i ciągły krwotok z podbrzusza osłabiły go, aż w końcu pozbawiły życia. Kolejny przeciwnik już wybiegał mu na spotkanie. Nivellen z morderczym wysiłkiem dźwignął miecz, na którym ciągle wisiał zabójca i cisnął nim pod nogi drugiemu, nadbiegającemu wzdłuż muru. Potknął się on na rzuconej przeszkodzie z jego martwego kompana i doskonale wystawił do ciosu. Diomedes zamachnął się zza pleców prosto na czaszkę zabójcy, lecz ten wykazał się wystarczającym sprytem, by w ostatniej chwili odepchnąć się ręką od muru i przeturlać obok ostrza Nivellena, które wbiło się w miękką ziemię i utkwiło tam na chwilę. Chwilę wystarczającą, by trzeci przeciwnik podbiegł i wykonał celne, łukowe cięcie z nad prawego ramienia. Diomedes nie zdążył wyswobodzić klingi z więzów otaczającej jej ziemi, więc zasłonił się tylko częścią ostrza i uskoczył w tył. Przeciwnik w tym czasie zdążył jednak godzić jego rękę sztyletem. Nivellen syknął z bólu i przeturlał się w bok. Wstał, podpierając się na mieczu i natychmiast podbiegł do elitarnego zabójcy. Zamachnął się znad głowy i ciął prosto na czaszkę przeciwnika, ten jednak zdążył wykonać paradę i szybko wyprowadzić niebezpieczny kontratak na klatkę piersiową kaprala Szwadronu. Jemu jednak udało się zablokować ów cios. Przejął siłę uderzenia przeciwnika, wyskoczył w powietrze i raz jeszcze ciął z góry w potężnym ataku z wyskoku. Postać w czerni po raz kolejny wykazała się niebagatelnymi zdolnościami szermierczymi, kiedy znów idealnie w punkt zablokowała to śmiertelne uderzenie. Teraz jednak nie zdążyła wykonać kontrataku. Diomedes szarpnął brutalnie swój miecz i wykonał szybki obrót, zamachując się na szyję zabójcy. I znów jego atak został zablokowany, teraz jednak Nivellen natychmiastowo przełożył miecz za plecy i zamachnął się zza nich ponownie na czaszkę przeciwnika. Ten widocznie nie spodziewał się takiego zagrania, gdyż parada, którą próbował się ochronić, była niezbyt dokładna i dość niepewna, ostrze Diomedesa gładko zsunęło się po ostrzu przeciwnika i zatopiło w jego czaszce, uwalniając na zewnątrz gejzer buzującej krwi. Tymczasem z tyłu już nadbiegał kolejny zabójca, widać było jednak po nim, że widok towarzyszy, którzy teraz najpewniej stali przed obliczem Rashera i rozliczani byli za swoje winy, wzbudził w nim strach, wręcz panikę. W lekko roztrzęsionej dłoni trzymał miecz, w drugiej zaś sztylet i obiema tymi broniami zamachnął się, tworząc niebezpieczny wir, trudny do sparowania. Diomedes uskoczył przed śmiertelnie zaostrzonymi końcami kling i wyczekiwał dobrego momentu, by zatrzymać atak zabójcy. Kilka z takowych skończyło się fiaskiem; jego miecz z trzaskiem odbijał się od wirujących ostrzy. Ostatnie jednak wybiło go nieco z równowagi i dało Diomedesowi sposobność do skończenia tej trudnej walki. Młodzieniec skorzystał z niej i zatopił swe żądne krwi ostrze w brzuchu zabójcy.
Diomedes: 0/2 elitarnych zabójców, 0/1 zabójców.