Diomedes zastygł w połowie kroku. Instynktownie wyczuł niebezpieczeństwo, które zaraz potwierdziło się niepokojącymi szmerami dochodzącymi z krzaków. Nivellen dałby sobie rękę uciąć, że zauważył parę żądnych krwi ślepi. Po chwili szelest stał się bardziej intensywny i dwaj młodzieńcy zostali otoczeni przez sześć wilków. Diomedes rzucił pod nosem jakieś przekleństwo i powoli, ostrożnie sięgnął po miecz. W przejmującej ciszy lasu dźwięk wysuwanego oręża zdawał się rozbrzmiewać głośno niczym bojowy pochód orków. Nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu. Wiedział, że to działa na bestie niczym wabik. Powoli zaczynał zbliżać się do powarkujących wilków. Tak samo postępowały one. Obserwowały go swymi czujnymi ślepiami, czekały na dogodny moment i zuchwale obnażały kły, jakby w jakiś sposób miałoby to przestraszyć zaprawionego w licznych bojach mężczyznę. Bestie były trzy, odłączyły się od drugiej połowy, która okazała swe zainteresowanie Gattsem. Diomedes w duchu podziękował, że nie wybrał się tu sam, inaczej z pewnością nie wyszedł by z tego cało. Nie było teraz jednak czasu na wdzięczność siłom wyższym. Trzeba było wykonać pierwszy, zaskakujący krok nim zrobiłyby to wilki. Tak też uczynił. Rzucił się do przodu, szeroko rozstawiając nogi i zamachując się ostrzem znad lewego ramienia. Wyprowadził szybkie cięcie i płazem ostrza uderzył w pierwszego wilka od lewej strony. Impet uderzenia rzucił go na pozostałe dwa i zwalił je z nóg. Diomedes wykorzystał to i wbił w cielsko jednej z bestii ostrze swego miecza. Krew trysnęła dookoła, zwierzę zaskomlało i rzuciły nim konwulsje pośmiertne. Dwa pozostałe wilki stały już jednak na nogach. Solidarnie rzuciły się na obie nogi Diomedesa. Ten zdołał uniknąć bolesnego zaciśnięcia wilczych szczęk na jednej z nóg, gdyż kopnięciem w pysk odtrącił jedną z bestii na bok, druga jednak zatopiła swe kły w łydce Diomedesa. Sierżant syknął z bólu i impulsywnie machnął nogą do tyłu, próbując pozbyć się zębów wpijających się w jego skórę. Bestia jednak mocno zaciskała swoje potężne szczęki na nodze Diomedesa i poskutkowało to tym, że tylko mocniej rozdarła jego skórę. Młodzieniec upadł na kolano swobodnej nogi i z przerażeniem zauważył, że druga bestia już biegnie na niego w szaleńczej furii.
- Kurwa - syknął i ściskając oburącz rękojeść miecza, odchylił ręce za plecami najdalej jak mógł, by jednym cięciem w odpowiednim momencie pozbawić życia obie bestie. Jeden wilk ucztował na jego nodze, ciągle z lubością się w nią wgryzając, drugi zaś zbliżył się już na tyle, że resztę dystansu postanowił pokonać skokiem. Nivellen czekał jeszcze chwilę, nim bestie znalazła się na odpowiednim odcinku i stanowczo przeciągnął miecz do przodu, wykonując skuteczne cięcie, które z cichym plasknięciem zatopiło się w cielsku obu wilków. Diomedes sapał ciężko, ale z ulgą zauważył, że uścisk szczęk zatapiających się na jego nodze zelżał. Z nienawiścią kopnął oba martwe ciała i powstał, podpierając się na mieczu. Na jego łydce widniały paskudne ślady od pogryzienia, ale rana sama w sobie nie wydawała się nazbyt poważna. Przydałoby się ją jednak przemyć, ale Diomedes obecnie nie miał przy sobie nawet gąsiorka z wódką. Z zaciekawieniem obejrzał się przez ramię, jak radzi sobie jego kompan w walce.
3/6 wilków pozostało.