Istedd nie był (jeszcze) wytrawnym szermierzem. Nie wyczuł więc, że odruchowo począł się cofać. Teraz stwór przejął inicjatywę, choć był nieco poraniony od miecza wojownika. Płaszcz rzeczywiście nie krępował ruchów, co niezmiernie pomogło mu w zmaganiach. Intuicyjnie stawiał kroki i zasłaniał się od żądła i odnóży. Mieczem raz odbił od swej piersi cios, następnie zaś wyprowadził kontratak. Włożył w to sporo siły. Teraz już miało nastąpić ostateczne uderzenie na owada, który sam był w ofensywie. Miecz przed tym ujął w oboj dłoni i ciął z brutalną siłą od dołu, nyżkiem. Sam nie planował tego ruchu. Zadał go intuicyjnie. W duszy miał nadzieję, że kobieta ostrzeże go w porę. Wtedy planował uskoczyć w przód, gdzie teraz znajdował się oponent. Lecz miecz śmignął paskudnie i jako-li żmija.