Autor Wątek: Sivaldowska saga  (Przeczytany 3754 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Sivaldowska saga
« dnia: 17 Luty 2011, 21:31:41 »
Wrzucając to tutaj, mam nadzieję, że dzieło moje, oparte zarówno na historii, co i własnej fantazji spodoba się Czytelnikom. Dzięki waszym ocenom (mam nadzieję, przychylnych, ale i takich, które wskażą moje błędy) dzieło to będzie kontynuowane. Pisząc to chciałem jak najbardziej oddać klimat sagi. Saga, jeżeli ktoś nie wie, cóż to za ustrojstwo pozwolę sobie wyjaśnić mu cytując wikipedię, bo tak.

"Sagi - (islandzkie sĂśgur) staroskandynawskie dzieła epickie o legendarnych lub historycznych bohaterach i wybitnych rodach - wyprawach Wikingów, migracji na Islandię."

"Początek wyprawy"

Snorri i Erak nasłuchawszy się chciwie opowieści starego już Karlsefniego postanowili wyruszyć do Winlandii. Uznano to za niezbyt dobry pomysł.  Nie tylko dlatego, że znaki na ziemi, niebie i w świątyni świadczyły o niepowodzeniu planowanej wyprawy, ale i większość okrętów wracała właśnie do portu Stavanger. Tegoroczne wyprawy nie obfitowały w łupy, a jedynie heroiczną walkę i liczne podróże do Walhalli. Wielu ginęło od mieszania się w konflikty druidów. Płacone kwoty przez następców Karola Wielkiego, jedynego prawdziwego mężczyznę z jajami, który bronił krańców swych ziem przez jarlami: Thorsteinnen, Gudlaugiem i Ingolfem nie wystarczały, aby napełnić kieszenie miejscowych kapitanów, którzy coraz częściej rościli sobie prawo nawet do ludzi! Niezadowolenie rosło z dnia na dzień. Nikt nie przypuszczał jednak, że Snorri, Erak, Hallgerðr i FĂĄlki zignorują ostrzeżenia starszych. Zadufani w swoje doświadczenie wyruszyli do Winlandii niewiele dni przed nastaniem zimy.
Długo trwała nocna narada. Postanowili, że bez zimowania dopłyną tam, a powrócą, kiedy zima dwukrotnie minie i wielkimi bogactwami odegnają nędzę i przebłagają bogów. Zabrać miano snekkary Eraka, Snorriego i FĂĄlkiego. Hallgerðr dowodzić miał, jako najstarszy na swym drakkarze; a było ich na czterech statkach trzystu czterdziestu ludzi. Wypłynęli nie pożegnawszy swych żon i rodzin, zabierając tyle jedzenia, aby wystarczyło w zapasie. Płynęli z wiatrem, NjĂśrðr im sprzyjał. Dziób przyozdobili głową smoka Vaeaerdonr. Bogi sprzyjały im przez drogę. Długo już płynęli, kiedy kapryśne wody uderzyły w ich burty. Thor grzmotem oświadczał, że mają zawrócić. Dziób drakkara rozłamał się a załoga wydawszy przeraźliwe okrzyki zawróciła. Oni nie byli odważni i zostali ukarani. Nigdy nie dano im wrócić do portu, a pamięć o ich nie była długa. FĂĄlki, którego starszym był Hallgerðr stracił trzech ludzi. A byli to ludzie najmniejszej wiary. Nastroje były coraz gorsze. Minąwszy długim łukiem osady swych braci wypłynęli na wody Winlandzkie. Drogi nie było już wiele, ale bogowie dali znać o swym niezadowoleniu.
Okręty wpłynęły w nieprzeniknioną mgłę, która stawiona przed nimi była jako druga przeszkoda. Nawołujący imienia Odyna Erak i Snorri wypłynęli z niej bez szwanku.  FĂĄlki nie powrócił. Pamięć o nim zaginęła. Jarlowie snekkarów pozostałych wiedzieli, że bogi nie są im przychylne. Był to pierwszy raz, kiedy załoga poczęła szemrać na Snorriego. I to rozgniewało bogów jeszcze bardziej. Zerwała się burza tak wielka, że wyczuwano nawet drgania Lokiego i truciznę, jaka go trawiła. Fale podnosiły tak wielkie, jak wielkie były ich okręty a opadały z siłą tak wielką, jak wielka była potęga natarcia ich muru tarcz. Gniew zniszczył okręt Eraka.
Ostały jarl jednak nie cofnął się i wreszcie ujrzano rzekę, która najpierw wpadała do jeziora, a potem do morza. Tam zatrzymali statek i nie schodząc na ląd dwie noce pili za poległych. A wojów sześćdziesięciu. Wreszcie dotarli do Winlandii, krainy winem płynącej, z ziemią tak żyzną, że chciwy Snorri nie czuł smutku za śmierć towarzyszy, a radość za własne przeżycie. Bogowie postanowili ostatni raz ukarać jego ludzi. Najbardziej mu wierni i jego brat, wybrawszy się na ląd zaginęli i nie powrócili. Pamięć o nich zaginęła po chwili. Broni nie dano im ze sobą zabrać - tak chciał Odyn. Zdarzyło się pewnego ranka, że gdy załoga wracać chciała stanął na dziobie jeden z nich i począł mówić z biegłością i mądrością dorównującą jego piękności twarzy. Był wysoko urodzony, a zwał się Dargo. Był on mądry i oczytany, potrafił zapisywać runami długie pieśni i sagi, ani razu nie błądząc w znakach i nie ściągając klątwy. W boju był on twardy i nieustępliwy, a miecz dzierżył przebiegle. W wyprawach wielu uczestniczył wraz z jednym człowiekiem syna jarla Karlsefniego. A zwał się on Sivald. Był on człowiekiem oszpeconym na twarzy, który w wielkiej boleści skrywał swoje uczucia, albowiem nie mógł mieć potomnych, mimo kobiety, jaka była mu przeznaczona przez wolę Sif. W walce był przerażający, wpadał w szał i często bez tarczy rzucał się tam, gdzie walczono. ÂŚlady bojów znaczyły jego ciało, ale widać było i czuć dziwną aurę, jaką roztaczał. I teraz, kiedy wdrapał się na dziób za Dargoiem przemówił do nich z zapałem. Postanowiono tutaj ostać i radować się, dopełniając przyrzeczenia dla bogów. Na jarlów wybrano Dargoa i Sivalda, którzy podzielili między siebie ludzi. A każdemu z nich przypadło dwudziestu czterech ludzi. A było ich łącznie pięćdziesięciu ludzi. Gdy zabezpieczono okręt Sivald wyruszył w głąb lądu zabierając miecze.
A wrócił z wieściami, że stawy są pełne ryb, lasy pełne zwierzyny, a na pobliskiej nizinie znaleźli pola dzikiej pszenicy. Czując, że pomimo wspaniałych bogactw tej ziemi, zawsze będzie towarzyszył im strach i konflikty z tymi, którzy ostali w domach. Rozpalono wielkie ognisko na cześć Odyna, pijąc miodem za poległych i Dargo i Sivald uczczeni jako jarlowie prawili ze sobą wpatrzeni w ciemność nadchodzącej nocy. Czuli, że obserwują ich mieszkańcy Winlandii - Skraelingowie. Nie mogli zawrócić teraz, bogowie dawali im szansę.
Ostatnią szansę.
« Ostatnia zmiana: 24 Luty 2011, 16:10:24 wysłana przez Istedd »

Offline Lucas Paladin

  • Starszy redaktor
  • ***
  • Wiadomości: 2971
  • Reputacja: 2876
  • Płeć: Mężczyzna
  • Believer & Traveler
    • Karta postaci

Odp: Sivaldowska saga - "Początek wyprawy Snorriego"
« Odpowiedź #1 dnia: 22 Luty 2011, 22:10:05 »
Jak to mam w zwyczaju, najpierw sprawdzę Twoje potknięcia w tekście lub te elementy, który miał czelność w takim sposób porazić moje oczy, że jestem zmuszony je tu wypisać. A więc, bez zbędnego pitlolenia:

Cytuj
pamięć o ich nie była długa.

Na siłę? Nie potrzebnie. Wystarczyło "o nich."

Cytuj
a powrócą, kiedy zima dwukrotnie minie

Co to znaczy? ÂŻe minie jedna zima i następna, a potem wrócą? Czy zima jest dwa razy mija?

Cytuj
Fale podnosiły tak wielkie, jak wielkie były ich okręty a opadały z siłą tak wielką, jak wielka była potęga natarcia ich muru tarcz.

Raczej podnosiły się.
A poza tym strasznie słaby opis i kompletnie nie kontrastujące ze sobą porównania. Najpierw nawiązujesz coś o okrętach wcześniej pisząc o Lokim, a potem nawiązujesz do muru tarcz zupełnie w tym wypadku nie pasującego do opisu.

Cytuj
chciwy Snorri nie czuł smutku za śmierć towarzyszy, a radość za własne przeżycie.

Przeczytaj sobie tą część jeszcze raz i zastanów się, co z tym zrobić.

Cytuj
Był on mądry i oczytany, potrafił zapisywać runami długie pieśni i sagi, ani razu nie błądząc w znakach i nie ściągając klątwy. W boju był on twardy i nieustępliwy, a miecz dzierżył przebiegle. W wyprawach wielu uczestniczył wraz z jednym człowiekiem syna jarla Karlsefniego. A zwał się on Sivald. Był on człowiekiem oszpeconym na twarzy...

Powtarzasz się, przez co całość brzmi dość sztywnie i nudno.

Cytuj
Na jarlów wybrano Dargoa i Sivalda, którzy podzielili między siebie ludzi. A każdemu z nich przypadło dwudziestu czterech ludzi. A było ich łącznie pięćdziesięciu ludzi.

Znowu to samo.. Język jak w Biblii. Słownik wyrazów bliskoznacznych jest naprawdę bogaty. Poza tym można to było zapisać w jednym zdaniu nie używając tego samego słowa w każdym z nich.

Cytuj
pijąc miodem

Nie skomentuję..

Więcej wpadek się nie dopatrzyłem. Części merytorycznej oceniać nie będę, tuszę, iż lepiej znasz się na mitologii skandynawskiej i Wikingach niż ja. Co do zaś Twojego warsztatu pisarskiego to przede wszystkim zwróć uwagę na zdania. Piszesz za krótkie, czyta się to ciężko i niewygodnie, szczególnie opisy, które przecież mają poruszać wyobraźnię czytelnika, który odnajdzie się w wykreowanej przez Ciebie rzeczywistości. Te następujące po sobie kropki po kilku słowach skrzętnie uniemożliwiają ten proces. Brak Ci szlifu; tworzy tu rzemieślnik, ale jeszcze nie artysta. Niby masz bogaty zasób słownictwa, niby starasz się porównywać, używać metafor, brakuje tu jednak czegoś co przyciągnęłoby oko.

Fabuła jest... no, żeby ostro nie powiedzieć nudna jak flaki z olejem. Wysil się trochę, daj trochę kreatywności od siebie. Akcja ciągnie się strasznie szybko, przez co gubiłem wątek praktycznie zaraz po tym jak się zaczął, bo na jego miejsce już wchodził następny. Wyprawa przebiegała jeden dzień? Co widzieli podczas morskiej podróży? Jakie nastroje panowały na drakkarach? Jak dowódcy sprawdzili się w roli 'kapitanów' na swoich statkach? Wszystko to mogłeś tutaj zawrzeć, a poleciałeś do przodu szybciej niż Usain Bolt.

To tyle jeśli chodzi o ocenę Twojego opowiadania. Mogę Ci tutaj śmiało powiedzieć, bierz się do roboty, bo masz aspirację, żeby z tego wyszło coś naprawdę porządnego. Powodzenia i połamania pióra.

Forum Tawerny Gothic

Odp: Sivaldowska saga - "Początek wyprawy Snorriego"
« Odpowiedź #1 dnia: 22 Luty 2011, 22:10:05 »

Offline Dragosani

  • Król
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Sivaldowska saga - "Początek wyprawy Snorriego"
« Odpowiedź #2 dnia: 23 Luty 2011, 18:37:25 »
Jako że ocenić wypadało powyższe wypociny Istedda, zdecydowałem się napisać. Na początek jednak kilka słów do Morean. Jedno podstawowe pytanie... Czytałeś kiedyś jakaś sagę? Oczywiście prócz powyższej... Najwyraźniej nie, gdyż to co napisał Istedd jest doskonałym przykładem sagi. Błędy które wymieniłeś, a przynajmniej ich część, są bezpośrednio związane z tym gatunkiem. Tak po prostu dawniej pisano. Podobnie się na sprawa z fabułą. Sagi nie opowiadały jakiś wielce wymyślnych historii, po prostu opisywały dokonania wielkich jarlów, czy też legendarnych bohaterów. Nie oceniaj tego jak opowiadania, młody przyjacielu. Ale też nie uznaj mych słów za krytykę. Twoje ocena jest rzetelna. Lecz to ocena opowiadania, a nie sagi.

Przejdę teraz do samej oceny. Jak wspominałem, wypociny Istedda są sagą. Są jej dobrym przykładem. Autor wyraźnie zna ten gatunek literacki i napisał coś co świetnie się w niego wpasowuje. Oczywiście jest kilka błędów, które jednak nie pasują do sagi, lecz są one efektem "bariery językowej". Istedd jest Białorusinem i mimo iż zna polski, czasem ma problemy z niektórymi jego zagadnieniami. Więc można zrozumieć i praktycznie wybaczyć mu niewielkie potknięcia. Sama fabuła jest "nudna", jak to określił mój poprzednik. Lecz takie właśnie były sagi. Nie obfituje ona w wiele wydarzeń, ale czyta się ją przyjemnie. Jak na jego pierwszy tekst, Istedd napisał go dobrze. Znając go kolejne będą lepsze. Wysilę się nawet na ocenę, a będzie to 7/10.   

Offline Lucas Paladin

  • Starszy redaktor
  • ***
  • Wiadomości: 2971
  • Reputacja: 2876
  • Płeć: Mężczyzna
  • Believer & Traveler
    • Karta postaci

Odp: Sivaldowska saga - "Początek wyprawy Snorriego"
« Odpowiedź #3 dnia: 24 Luty 2011, 10:26:17 »
Jako że ocenić wypadało powyższe wypociny Istedda, zdecydowałem się napisać. Na początek jednak kilka słów do Morean. Jedno podstawowe pytanie... Czytałeś kiedyś jakaś sagę? Oczywiście prócz powyższej... Najwyraźniej nie, gdyż to co napisał Istedd jest doskonałym przykładem sagi. Błędy które wymieniłeś, a przynajmniej ich część, są bezpośrednio związane z tym gatunkiem. Tak po prostu dawniej pisano. Podobnie się na sprawa z fabułą. Sagi nie opowiadały jakiś wielce wymyślnych historii, po prostu opisywały dokonania wielkich jarlów, czy też legendarnych bohaterów. Nie oceniaj tego jak opowiadania, młody przyjacielu. Ale też nie uznaj mych słów za krytykę. Twoje ocena jest rzetelna. Lecz to ocena opowiadania, a nie sagi.

W takim razie mea culpa. Skoro tak były pisane sagi to przepraszam twórcę powyższego tworu epickiego. W takim razie będę musiał się zabrać za czytanie tegoż gatunku i wtedy poprawię ocenę, którą tutaj umieściłem. Istedd - pisz dalej, bo masz do tego predyspozycje!

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Odp: Sivaldowska saga - "Początek wyprawy Snorriego"
« Odpowiedź #4 dnia: 24 Luty 2011, 16:09:39 »
"Plemię Skraelingów"

Pięćdziesięciu ludzi, wybranych wolą bóstw uradowali się wieścią, że bogate te tereny przywitały ich obfitością bogactw. A bogactwa, miast samych miodów ziemi, drzew i stawów dawały im szansę ostania tutaj i planowania. Tak bowiem radzili dwa pierwsze dni, a dziesięciu z nich wyprawiło się w głąb terenu i powróciło z bogactwami. Były tam ryby, były tam pokarmy krzaków i mięso niedźwiedzie i wilcze, a skóry ich przynieśli piękne. Małe były jednak, co nie zadowalało Sivalda. Rozkazał on wlać resztę miodu, który ze sobą mieli do ogniska wzniesionego dla bogów ułaskawienia, choć gniew swój oni hamowali, albo skrzętnie przed nimi skrywali. W poszanowaniu jednak zostali uczczeni. Wikingowie w milczeniu opróżnili swe rogi, odłożyli swe miecze i hełmy. Ochędożyli się z wszelkiego oręża i złożyli przysięgę, która wiązać ich miała odwagę, honory, siłę i pamięć.
Albowiem obiecali, że nie odejdą stad ze strachu, a jako zwycięzcy, a krew odkupią poległych braci bogactwem ze sobą przywiezionym. I Sivald przysięgę złożył tą także i Dargo i wszyscy po dwakroć ją powtórzyli. A otucha wstąpiła w ich serca i napełniła ich członki siłą, kiedy napój ich uleciał do nieba kłębem dymu białym, nie zaś czarnym, jako gniew Odyna. To był pozytywny znak. A dalej oddali łasce bogów skóry, a jedną ostawił sobie Sivald, co odradzał mu drugi jarl. A on w swej pysze ostawił ją sobie na przekór radom. I wikingowie podnieśli swe tarcze i miecze i hełmy i noże. I postanowiono wciągnąć okręt dalej na ziemię, aby wiatry niepomyślne, przez wrogów ich dawnych powstałe nie zabrały im okrętu. I wielkim wysiłkiem udało się to zrobić.
A wielka po tym nastała radość, tak skończył się dzień kolejny. Jarlowie tej nocy nie spali, niepokoiły ich sny. Kiedy któryś zasnął, budził się nagle w obawie, że nadchodzą Skraelingowie. Nasłuchawszy się o nich opowieści żałowali, że żaden z tych pogan nie wychylił się z lasu. Byli gotowi do handlu, zabrali ze sobą ulubione przez nich czerwone płótna i błyskotki. Tak powiadali ci, którzy wrócili z wyprawy Leifa. Najwięcej zaś mówił Karlsefnieni. On to jako pierwszy dotknął owych dziwnych, brudnych i brzydkich ludzi, a także jako pierwszy zatopił w nich swój topór. Jako świadectwo tego czynu okazał im kępy włosów dziwnych, albowiem szorstkich, a ludzkich. Do tego ozdoby z ich uszu wyrwał.
Postanowiono wyruszyć na spotkanie jako pierwsi i zmiażdżyć ich silnym uderzeniem, gdyby plemię to pamiętało urazy dawnych czasów. Sivald wyruszył ze swymi ludźmi, zabierając płótno, ale i tarcze i miecze. Na szyi wisiał mu MjĂśllnir i runa Berserkera. Twarzy nie umalował, a oczy jedynie naznaczył czernią. Dargo między ludzi podzielił pracę. Jedni rąbali drwa i poszukiwali bogactw tej ziemi, drudzy wznieść mieli prowizoryczne zarobole. Wniesiono tryn i kniażąc tak wielce jarl przysłużył się ich spoczynku tutaj. Przyniesiono krzna wilcze i niedźwiedzie i zwierząt innych mnogość, oberemki jadalnych korzeni i owoców. Postanowiono zjeść tryznę za kompanów, oblewając ją tylko tym, co znaleźli tutaj. A ludzie jego donieśli o wodzie, którą pić mogli, a źródło jej napełniało się samo. Znak to był od bogów kolejny. Czekana na swych braci. Wrócili dnia następnego. Nie znaleźli mieszkańców Winlandii, a jedynie ich porzucone mieszkania. Wielce zdziwieni ich prostotą i konstrukcją postanowili nie wgłębiać się dalej w tereny. Zjedzono ucztę i zniesiono kolejne krzna. Postanowiono postawić pokucie z drwa ku czci bogów. A postawiono je dwa. I Sivald oddał wtedy krzno swoje, które bezprawnie wziął, opamiętawszy się w swoim postępowaniu. I bogowie uradowali się posyłając kolejnego dnia kilkunastu Skraelingów.
Powitano ich ciepło. A dziwiono się. Przybysze byli niscy, szpetni i mieli brzydkie włosy na głowach. Mieli wielkie oczy i szerokie policzki. Twarz jednego z nich znaczona była bluźnierczymi znakami, które przypominając pismo wikingów szpeciło ich klątwami w sobie zawartymi, bo runy te były błędne, które na twarzy jego się znajdywały. Ludzie ci szybko uciekli, widząc posągi dla bogów. Czekając tak zimę i kolejne tygodnie nie doczekali się śniegu, a więc pobudowano się na skraju lasu i jeziora pełnego ryb. Jedne domy stanęły w głębi lądu, inne nad samym jeziorem. Lecz z nadejściem wiosny, pewnego ranka dostrzegli mnóstwo skórzanych łodzi płynących z przylądka na południu. Postanowiono handlować z przybyszami. Przede wszystkich chcieli oni kupować płótno czerwone. Dawali w zamian mięso, krzna i kamienie błękitne i zielone, czerwone i bezbarwne. A gdy chcieli kupić dzidy i miecze, Sivald zabronił swym ludziom sprzedaży. Mówili Skraelingowie niezrozumiale i szybko, dziwne głosy często wydając, jako ptaki i dzikie zwierzęta. Nie wpuszczano ich do chiżyn i okolic statku, które pilnowali ludzie Sivalda. W końcu jednak, gdy wikingowie zaprzedali wszelkie materiały, a zyskali na tym mięsa przeróżne i dziwne do jedzenia pokarmy, złoto przypominające go jedzenia, a miękkie i słodkie, postanowiono planować koniec wyprawy. Uznano to za dobry pomysł. Jednak dnia pewnego, nie pojawili się przybysze, co wzbudziło niepokój Dargoa. Dwa dni później próba się rozpoczęła.
Zobaczono wielką ilość łodzi Skraelingów płynących niczym potok z południa. Tym razem wywijali deseczkami, które za wiosła im służyły w stronę przeciwną niż ruch słońca i głośno przy temu krzyczeli. Wzięto więc czerwone tarcze i wystawiono w stronę Skraelingów. Mur tarcz wydał z siebie potężny okrzyk, od którego kilku z łódeczek zawróciło w panice. A Sivald nakazał wołać imienia Odyna, dopóty tamci nie zaatakują. Rzucili się w stronę ludzi Dargoa, a ci walczyli odważnie. Obie grupy starły się, kiedy wikingowie przyjęli walkę całym szeregiem. A mężowie walczyli dzielnie i nikt nie padł. Miecze rozcinały brudną skórę przybyszów, a ich broń uderzała o tarcze i niszczała. Kiedy zapadł pierwszy krok, odepchnięto ich. Uciekając krzyczeli i rzucali w szeregi jarla kamieniami. Nikt nie ucierpiał, choć na hełm Sivalda padło wiele uderzeń. Uznano to za zły omen. Zmarłych spalono na stosie, a pierw wyjęto im ozdoby z uszu, które były drewniane i kamienne, a rzeźbione. Dargo zajął się bliskim przyglądaniem się zdobytym łupom, a reszta wojów piła za zwycięstwo. Zabito trzystu dwudziestu trzech Skraelingów.
Teraz zdawało się Sivaldowi, który własną ręką zabił trzydziestu dziewięciu Skraelingów, jasne, że pomimo wspaniałych bogactw tej ziemi, zawsze będzie towarzyszył im konflikty z tymi, którzy już tu zamieszkiwali. Przygotowali się więc do obrony i powolnego wypłynięcia. Wody były niespokojne, odradzano ten pomysł i przystali na to jarlowie. Kolejne dni mijały spokojnie, a jeden z ludzi Dargoniego odnalazł stado bydła, które zagnano blisko chiżyn. Pasło się samo, a Skraelingowie nie dawali znać od kilku dni. Pojawili się rankiem pewnym, ale zdołano znów stanąć w szykach i wyczekiwać ich. Ludzie Sivalda stanęli sami, a pozostali, wraz z drugim jarlem schowali się w lesie. Kiedy Skraelingowie zeszli ze swych łódeczek zaatakowali wikingowie podnosząc potężniejszy od poprzednich ryk. Brzydcy zostali zepchnięci w wodzie i kilku tylko do lasu uciekło. Wtedy to jarl Dargo zrzucił hełm, rozwinął włosy, odrzucił tarczę, ze sobą jedynie miecz biorąc i rzucił się w pościg za jednym z uciekającym. Za nim ruszył i Sivald, którego powstrzymali, bo oto kolejna grupa Skraelingów natarła na nich od strony przeciwnego brzegu jeziora, gdzie stała chata. Oszczep, który cisnął jarl przebił ich wodza, który trzymając jakowyś totem zachęcał swoich do walki. A widząc to tubylcy przerazili się i zdołano uderzyć na nich z taką siłą, że huk wzniósł się większy, niż gdy na Lokiego pierś padała kropla jadu. Ciała poczęto palić, a wrócił jarl, o którego poczynano się martwić. Ze sobą prowadził uwiązanego grubym sznurem Skraelinga. I wielka nastała radość, albowiem Dargo był obdarzony darem nie tylko chytrości, ale i mądrości do języków wszelakich. Powiadano, że znał języki świata, a biegle też czytać potrafił. Uznano to za wielce dobry znak i wypito. Bogowie też radowali się, bo nikt nie zostawał ranny z żeglarzy.
Następne dni radowano się po zwycięstwie i wróżono z ognia, nieba, ziemi i wody, że następne ataki nie nadejdą. Przeciwni temu byli jarlowie, którzy milczeć poczęli. Sivald zajmował się przygotowaniem okrętu i załadowaniem go zdobytymi dobrami, zaś Dargo przebywał w obecności brańca. Dopiero trzy dni później wyszedł ze swego domostwa i oznajmił im radosną wiadomość, że pokonawszy wodza, którego przebił oszczep jarla Skraelingowie muszą wiele dni ubolewać nad jego śmiercią i nie mają wojowników tak wyszkolonych, aby mogli przeciwstawić się sile. Załoga wierzyła, że nie tylko Odyn oświecił jarla, ale i błogosławił On ich wyprawę całą. Sivald postanowił złożyć brańca w ofierze. W środku nocy rozpoczął się rytuał i z żeber pojmanego ułożono skrzydła orła - ku chwale Odyna i jego zwierzęcia, znaku Mądrości i wytrwałości, która w następnym czasie potrzebna im wielce być miała.
A krew Skraelinga splamiła ziemię, wody i szaty jarlów; myśli wikingów i wzbudziła w nich chciwość, przed którą tak stronili ostatnimi dniami.

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Odp: Sivaldowska saga
« Odpowiedź #5 dnia: 29 Styczeń 2012, 14:24:30 »
Jest to wersja poprawiona Sagi.


„Emulacyja Wargalów – wartołbów”

Snorri i Erak nasłuchawszy się chciwie opowieści starego już Karlsefniego postanowili wyruszyć do Winlandii. Uznano to za niezbyt dobry pomysł.  Nie tylko dlatego, że znaki na ziemi, niebie i w świątyni świadczyły o niepowodzeniu planowanej wyprawy, ale i większość okrętów wracała właśnie do portu Stavanger. Tegoroczne wyprawy nie obfitowały w łupy, a jedynie heroiczną walkę i liczne podróże do Walhalli. Wielu ginęło od mieszania się w konflikty druidów na ziemi Sasów. Płacone kwoty przez następców Karola Wielkiego, jedynego prawdziwego mężczyznę śród plemiona Franków, który bronił krańców swych ziem przez jarlami: Thorsteinnen, Gudlaugiem i Ingolfem nie wystarczały, aby napełnić kieszenie miejscowych kapitanów, którzy coraz częściej rościli sobie prawo nawet do ludzi! Niezadowolenie rosło z dnia na dzień. Nikt nie przypuszczał jednak, że Snorri, Erak, Hallgerðr i FĂĄlki zignorują ostrzeżenia starszych. Zadufani w swoje doświadczenie wyruszyli do Winlandii niewiele dni przed nastaniem zimy.
Długo trwała nocna narada. Postanowili, że bez zimowania dopłyną tam, a powrócą, kiedy zima dwukrotnie minie i wielkimi bogactwami odegnają nędzę i przebłagają bogów. Zabrać miano snekkary Eraka, Snorriego i FĂĄlkiego. Hallgerðr dowodzić miał, jako najstarszy na swym drakkarze; a było ich na czterech statkach trzystu czterdziestu ludzi Wzięli ze sobą wiele skrzyń zapasów, broni i narzędzi. Wypłynęli nie pożegnawszy swych żon i rodzin. Płynęli z wiatrem, NjĂśrðr im sprzyjał. Dziób przyozdobili głową smoka Vaeaerdonr. Bogi sprzyjały im przez drogę. Długo już płynęli, kiedy kapryśne wody uderzyły w ich burty. Thor grzmotem oświadczał, że mają zawrócić. Dziób drakkara rozłamał się a załoga wydawszy przeraźliwe okrzyki zawróciła. Oni nie byli odważni i zostali ukarani. Nigdy nie dano im wrócić do portu, a pamięć o ich nie była długa. FĂĄlki, którego starszym był Hallgerðr stracił trzech ludzi. A byli to ludzie najmniejszej wiary. Nastroje były coraz gorsze. Minąwszy długim łukiem osady swych braci wypłynęli na wody Winlandzkie. Drogi nie było już wiele, ale bogowie dali znać o swym niezadowoleniu. Minęły dni i noce.
Juże okręty wpłynęły w nieprzeniknioną mgłę, która stawiona przed nimi była jako druga przeszkoda. Nawołujący imienia Odyna Erak i Snorri wypłynęli z niej bez szwanku. Wypuszczono kruki, które jednak wróciły, gdyż wiatr zepchnął ich lekko z traktu.  FĂĄlki nie powrócił. Zatoń pochłonęła jego i jego okręt. Pamięć o nim zaginęła. Jarlowie snekkarów pozostałych wiedzieli, że bogi nie są im przychylne. Był to pierwszy raz, kiedy załoga poczęła szemrać na Snorriego. Panował zamęt i nawet kantyki nie pomogły. I to rozgniewało bogów jeszcze bardziej. Zerwała się burza tak wielka, że wyczuwano nawet drgania Lokiego i truciznę, jaka go trawiła. Fale podnosiły tak wielkie, jak wielkie były ich okręty a opadały z siłą tak wielką, jak wielka była potęga natarcia ich muru tarcz. Gniew zniszczył okręt Eraka. Mgła opadła, a wypuszczone znów kruki nie wróciły. Był to dobry znak.
Ostały jarl jednak nie cofnął się i wreszcie ujrzano rzekę, która najpierw wypadała z jeziora, a potem do morza. Tam zatrzymali statek i nie schodząc na ląd dwie noce pili za poległych. Nie wystawiono stroży. A wojów sześćdziesięciu. Wreszcie dotarli do Winlandii, krainy winem płynącej, z ziemią tak żyzną, że chciwy Snorri nie czuł smutku za śmierć towarzyszy, a radość za własne, snadne przeżycie. Bogowie postanowili ostatni raz ukarać jego ludzi. Najbardziej mu wierni i jego brat, wybrawszy się na ląd zaginęli i nie powrócili. Pamięć o nich zaginęła po chwili. Broni nie dano im ze sobą zabrać - tak chciał Odyn i nie mogli się szczycić. Zdarzyło się pewnego ranka, że gdy załoga wracać chciała stanął na dziobie jeden z nich i począł mówić z biegłością i mądrością dorównującą jego piękności twarzy, jakoli Baldur. Był wysoko urodzony, a zwał się Dargo. Był on mądry i oczytany, potrafił zapisywać runami długie pieśni i sagi, ani razu nie błądząc w znakach i nie ściągając klątwy. W boju był on twardy i nieustępliwy, a miecz dzierżył przebiegle. W wyprawach wielu uczestniczył wraz z jednym człowiekiem syna jarla Karlsefniego. A zwał się on Sivald. Był on człowiekiem oszpeconym na twarzy, który wielką boleść skrywał , albowiem nie mógł mieć potomnych, mimo kobiety, jaka była mu przeznaczona przez wolę Sif. W walce był przerażający, wpadał w szał i często bez tarczy rzucał się tam, gdzie walczono. Zadziałał na swą reputację. ÂŚlady bojów znaczyły jego ciało, ale widać było i czuć dziwną aurę, jaką roztaczał. I teraz, kiedy wdrapał się na dziób za Dargoiem przemówił do nich z zapałem. Mówił uprzejmie. Postanowiono tutaj ostać i radować się, dopełniając przyrzeczenia dla bogów. Na jarlów wybrano Dargoa i Sivalda, którzy podzielili między siebie ludzi. A każdemu z nich przypadło dwudziestu czterech ludzi. A było ich łącznie pięćdziesięciu ludzi. Gdy zabezpieczono okręt Sivald wyruszył w głąb lądu zabierając miecze.
A wrócił z wieściami, że stawy są pełne ryb, lasy pełne zwierzyny, a na pobliskiej nizinie znaleźli pola dzikiej pszenicy. Czując, że pomimo wspaniałych bogactw tej ziemi, zawsze będzie towarzyszył im strach i konflikty z tymi, którzy ostali w domach. Rozpalono wielkie ognisko na cześć Odyna, pijąc strudź za poległych i Dargo i Sivald uczczeni jako jarlowie prawili ze sobą wpatrzeni w ciemność nadchodzącej nocy. Czuli, że obserwują ich mieszkańcy Winlandii - Skraelingowie. Nie mogli zawrócić teraz, bogowie dawali im szansę.
Ostatnią szansę.
Nie wolno było utokować.
Musieli zyskać użytki i oddać je bogom.

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Odp: Sivaldowska saga
« Odpowiedź #6 dnia: 29 Styczeń 2012, 14:26:16 »
"Snażyć się do stwirdzinia"

Pięćdziesięciu ludzi, wybranych wolą bóstw uradowali się wieścią, że bogate te tereny przywitały ich obfitością bogactw. A bogactwa, miast samych miodów ziemi, drzew i stawów dawały im szansę ostania tutaj i planowania. Tak bowiem radzili dwa pierwsze dni, a dziesięciu z nich wyprawiło się w głąb terenu i powróciło z bogactwami. Były tam ryby, były tam pokarmy krzaków i mięso niedźwiedzie, i wilcze, a torłopy przynieśli piękne. Małe były jednak, co nie zadowalało Sivalda. Rozkazał on wlać resztę miodu, który ze sobą mieli do ogniska wzniesionego dla bogów ułaskawienia, choć gniew swój oni hamowali, albo skrzętnie przed nimi skrywali. W poszanowaniu jednak zostali uczczeni. Wikingowie w milczeniu opróżnili swe rogi, odłożyli swe miecze i hełmy. Ochędożyli się z wszelkiego oręża i złożyli przysięgę, która wiązać ich miała odwagę, honory, siłę i pamięć.
Albowiem obiecali, że nie odejdą stad ze strachu, a jako zwycięzcy, a krew odkupią poległych braci bogactwem ze sobą przywiezionym. I Sivald przysięgę złożył tą także i Dargo i wszyscy po dwakroć ją powtórzyli. A otucha wstąpiła w ich serca i napełniła ich członki siłą, kiedy napój ich uleciał do nieba kłębem dymu białym, nie zaś czarnym, jako gniew Odyna. To był pozytywny znak. A dalej oddali łasce bogów krzna, a jedne ostawił sobie Sivald, co odradzał mu drugi jarl. A on w swej pysze ostawił ją sobie na przekór radom. I podnieśli swe tarcze i miecze i hełmy, i noże. I postanowiono wciągnąć okręt dalej na ziemię, aby wiatry niepomyślne, przez wrogów ich dawnych powstałe nie zabrały im okrętu. Wielkim wysiłkiem udało się to zrobić.
A wielka po tym nastała radość, tak skończył się dzień kolejny. Jarlowie tej nocy nie spali, niepokoiły ich sny. Kiedy któryś zasnął, budził się nagle w obawie, że nadchodzą Skraelingowie. Nasłuchawszy się o nich opowieści żałowali, że żaden z nich nie wychylił się z lasu. Byli gotowi do handlu. Zabrali ze sobą ulubione przez nich czerwone płótna i błyskotki. Tak powiadali ci, którzy wrócili z wyprawy Leifa. Najwięcej zaś mówił Karlsefnieni. On to jako pierwszy dotknął owych dziwnych, brudnych i brzydkich ludzi, a także jako pierwszy zatopił w nich swój topór. Jako świadectwo tego czynu okazał im kępy włosów dziwnych, albowiem szorstkich, podobnych do świń, a jednak ludzkich. Do tego ozdoby z ich uszu wyrwał. A były one brzydkie i wykonane z kości.
Postanowiono wyruszyć na spotkanie jako pierwsi i zmiażdżyć ich silnym uderzeniem, gdyby plemię to pamiętało urazy dawnych czasów. Sivald wyruszył ze swymi ludźmi, zabierając płótno, ale i tarcze i miecze. Na szyi wisiał mu MjĂśllnir i runa Berserkera. Twarzy nie umalował, a oczy jedynie naznaczył czernią. Dargo między ludzi podzielił pracę. Jedni rąbali drwa i poszukiwali bogactw tej ziemi, drudzy wznieść mieli prowizoryczne zarobole. Radzono nad budową silnej palisady, lecz zbyt wiele czasu i mozołu kosztować to miało. Uznano to za zły pomysł. Mądry jarl nie podzielał owego wyroku. Wniesiono tryn i kniażąc tak rozsądnie, Dargo przysłużył się ich spoczynku tutaj. Przyniesiono krzna wilcze i niedźwiedzie i zwierząt innych mnogość, oberemki jadalnych korzeni i owoców. Postanowiono zjeść tryznę za kompanów, oblewając ją tylko tym, co znaleźli tutaj. A ludzie jego donieśli o wodzie, którą pić mogli, a źródło jej napełniało się samo. Znak to był od bogów kolejny. Czekano na swych braci. Wrócili dnia następnego. Nie znaleźli mieszkańców Winlandii, a jedynie ich porzucone mieszkania. Wielce zdziwieni ich prostotą i konstrukcją postanowili nie wgłębiać się dalej w tereny. Zjedzono ucztę i zniesiono kolejne krzna. Postanowiono postawić pokucie z drwa ku czci bogów. A postawiono je dwa. I Sivald oddał wtedy krzno swoje, które bezprawnie wziął, opamiętawszy się w swoim postępowaniu. I bogowie uradowali się posyłając kolejnego dnia kilkunastu Skraelingów.
Powitano ich ciepło. A dziwiono się. Przybysze byli niscy, szpetni i mieli brzydkie włosy na głowach. Mieli wielkie oczy i szerokie policzki. Twarz jednego z nich znaczona była bluźnierczymi znakami, które przypominając pismo wikingów szpeciło ich klątwami w sobie zawartymi, bo runy te były błędne, które na twarzy jego się znajdywały. Ludzie ci szybko uciekli, widząc posągi dla bogów, postury wojowników i słysząc kantyki oraz grę rogów. Czekając tak zimę i kolejne tygodnie nie doczekali się śniegu, a więc pobudowano się na skraju lasu i jeziora pełnego ryb. Jedne domy stanęły w głębi lądu, inne nad samym jeziorem. Lecz z nadejściem wiosny, pewnego ranka dostrzegli mnóstwo skórzanych łodzi płynących z przylądka na południu. Postanowiono handlować z przybyszami. Przede wszystkich chcieli oni kupować płótno czerwone. Dawali w zamian mięso, krzna i kamienie błękitne i zielone, czerwone i bezbarwne. A gdy chcieli kupić dzidy i miecze, Sivald zabronił swym ludziom sprzedaży. Mówili Skraelingowie niezrozumiale i szybko, dziwne głosy często wydając, jako ptaki i dzikie zwierzęta. Nie wpuszczano ich do chiżyn i okolic statku, którego strożowali  ludzie Sivalda. W końcu jednak, gdy wikingowie zaprzedali wszelkie materiały, a zyskali na tym mięsa przeróżne i dziwne do jedzenia pokarmy, złoto przypominające, a miękkie i słodkie, postanowiono zaplanować koniec wyprawy. Uznano to za dobry pomysł. Jednak dnia pewnego, nie pojawili się przybysze, co wzbudziło niepokój Darga. Wikingowie zaś już dawno poczęli obrać się w wielu kunsztach, gdyż tak zarządzili jarlowie. Czterech jupę ochędóstwa statku kreowało, aż łszczyć się poczęła. Pięciu rąbało drwa i chiżyny wzmacniało, kolejnych zaś siedmiu strożować poczęło, by odejmować się mogli prędko. Inni zdobywali jadło i napitek. Nie powstawał skierk, jednak mir sadnie osłabił przebiegłość wszystkich, poza jarlami, którzy poza obiatami i kniażeniem wypatrywali Skraelingów. Uszykowali wiele samowołek na nich.
Zobaczono zrazu pewnego mocność ilości łodzi Skraelingów płynących niczym potok z południa. Tym razem wywijali deseczkami, które za wiosła im służyły w stronę przeciwną niż ruch słońca i głośno przy temu krzyczeli. Wzięto więc czerwone tarcze i wystawiono w stronę Skraelingów. Mur tarcz wydał z siebie potężny okrzyk, od którego kilku z łódeczek zawróciło w panice. A Sivald nakazał wołać imienia Odyna, dopóty tamci nie zaatakują. Rzucili się w stronę ludzi Dargoa, a ci walczyli odważnie. Obie grupy starły się, kiedy wikingowie przyjęli walkę całym szeregiem. A mężowie walczyli dzielnie i nikt nie padł. Miecze rozcinały brudną skórę przybyszów, a ich broń uderzała o tarcze i niszczała. Kiedy zapadł pierwszy krok, odepchnięto ich. Uciekając krzyczeli i rzucali w szeregi jarla kamieniami. Nikt nie ucierpiał, choć na hełm Sivalda padło wiele uderzeń. Uznano to za zły omen, ale starcie zwyciężono. Zmarłych spalono na stosie, gdyż byli oni odważni i zginęli w walce nie porzuciwszy oręża; a pierw wyjęto im ozdoby z uszu, które były drewniane i kamienne, a rzeźbione. Dargo zajął się bliskim przyglądaniem się zdobytym łupom, a reszta wojów piła za zwycięstwo. Zabito dwustu dwudziestu trzech Skraelingów.
Teraz zdawało się Sivaldowi, który własną ręką zabił trzydziestu dziewięciu Skraelingów, jasne, że pomimo wspaniałych bogactw tej ziemi, zawsze będzie towarzyszył im konflikty z tymi, którzy już tu zamieszkiwali. Przygotowali się więc do obrony i powolnego wypłynięcia. Wody były niespokojne, odradzano ten pomysł i przystali na to jarlowie. Kolejne dni mijały spokojnie, a jeden z ludzi Dargo odnalazł stado bydła, które zagnano blisko chiżyn. Pasło się samo, a Skraelingowie nie dawali znać od kilku dni. Były to zwierzęta dziwne, lecz po zabiciu miały czerwoną krew. Uznano to za dobry omen i przygarnięto stado.
Pojawili się rankiem pewnym Skraelingowie, ale zdołano znów stanąć w szykach i wyczekiwać ich. Ludzie Sivalda stanęli sami, a pozostali, wraz z drugim jarlem schowali się w lesie. Kiedy Skraelingowie zeszli ze swych łódeczek zaatakowali wikingowie podnosząc potężniejszy od poprzednich ryk. Brzydcy zostali zepchnięci w wodzie i kilku tylko do lasu uciekło. Wtedy to jarl Dargo zrzucił hełm, rozwinął włosy, odrzucił tarczę, ze sobą jedynie miecz biorąc i rzucił się w pościg za jednym z uciekającym. Za nim ruszył i Sivald, którego powstrzymali, bo oto kolejna grupa Skraelingów natarła na nich od strony przeciwnego brzegu jeziora, gdzie stała chityna Sivalda. Oszczep, który cisnął jarl przebił ich wodza, który trzymając jakowyś totem zachęcał swoich do walki. A widząc to tubylcy przerazili się i zdołano uderzyć na nich z taką siłą, że huk wzniósł się większy, niż gdy na Lokiego pierś padała kropla jadu. Ludzie o brzydkich twarzach uciekli i zginęło ich stu osiemdziesięciu siedmiu. Ciała poczęto palić, a wrócił jarl, o którego poczynano się martwić. Ze sobą prowadził Skraelinga. I wielka nastała radość, albowiem Dargo był obdarzony darem nie tylko chytrości, ale i mądrości do języków wszelakich. Powiadano, że znał języki świata, a biegle też czytać potrafił. Uznano to za wielce dobry znak i wypito. Bogowie też radowali się, bo nikt nie zostawał ranny z żeglarzy.
Następne dni radowano się po zwycięstwie i wróżono z ognia, nieba, ziemi i wody, że następne ataki nie nadejdą. Przeciwni temu byli jarlowie, którzy milczeć poczęli. Sivald zajmował się przygotowaniem okrętu i załadowaniem go zdobytymi dobrami, zaś Dargo przebywał w obecności brańca. Dopiero trzy dni później wyszedł ze swego domostwa i oznajmił im radosną wiadomość, że pokonawszy wodza, którego przebił oszczep jarla Skraelingowie muszą wiele dni ubolewać nad jego śmiercią i nie mają wojowników tak wyszkolonych, aby mogli przeciwstawić się odejmowaniu wikingów. Załoga wierzyła, że nie tylko Odyn oświecił jarla, ale i błogosławił On ich wyprawę całą. Sivald postanowił złożyć brańca w obiecie. W środku nocy rozpoczął się rytuał i z żeber pojmanego ułożono skrzydła orła - ku chwale Odyna i jego zwierzęcia, znaku Mądrości i wytrwałości, która w następnym czasie potrzebna im wielce być miała.
A krew Skraelinga splamiła ziemię, wody i szaty jarlów; myśli wikingów i wzbudziła w nich chciwość, przed którą tak stronili ostatnimi dniami.

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Odp: Sivaldowska saga
« Odpowiedź #7 dnia: 29 Styczeń 2012, 14:27:46 »
"Mieśćce śród ćwirdz"

Wieleset razy Mani i Sol przewędrowali po nieboskłonie i zatracono już się w czasie. Nawet znający wiele rzemiosł Dargo nie wiedział, czy jest Dzień Tyra, Thora, Freyi czy Sol. Jednakże radowano się, albowiem pozyskano wiele dóbr: krzna, ozdób, jadła i napitków wody. Radzono na thingu czy nie wrócić i nie opowiedzieć o obrocznej, obwitej, okwito krainie. Miano wziąć okrasy i zapasy wystarczające na powrót. Obrządano obyczajem obykłym, aboś, nim obeźrzeciono sprawę oblicznie przeciw jarlom wystąpiło dwóch ludzi. Zwali się oni Harnulf Cielisty, syn Gerhaima i Odesakster Rudy, syn Örlyffa. Oboj mówili, że niesprawiedliwością jest podział drużyny, gdyż snekkar nie wróciłby, a oboj nie uznwali dwóch jarlów i domagali się jednego. Lecz wyprawni przeczyli im, gdyż nie rozbicia poszukiwano, a zjednoczenia. Wroga nie było od dawna, lecz należało trzymać stroże nad zarobolami w dzień i noc. Niektórzy jednak wsparli kłótników. Miano wybrać jednego jarla, lecz Dargo przekonywał ich biegłą mową, abociem jeden miał być jarl na statku i tam przewodzić dwudziestoma ludźmi, a ostały jarl miał być na landzie i przewodzić miał dwudziestoma ośmioma ludźmi. Albowiem wszystkich ich było pięćdziesięciu. Na landzie ostać miał Sivald, gdyż sam chciał afektować ochronę.  Obradowano trzy dni, aż wreszcie odstąpiono od przeciwności do wypłynięcia. Dargo wybrał ludzi i zabrał ze sobą Harnulfa Cielistego, syna Gerhaima i Odesakstera Rudego, syna Örlyffa. Tak też mądry jarl pozbył się z ziemi oponentów. Nim wypłynęli ucztowali wszyscy i radowali się. Złożono ofiary NjĂśrdowi, złośliwemu Lokiemu i Odynowi. Znaki na niebie i ziemi były pomyślne. Zabrano wiele koż, ozdób, torłop. Snadno załadowano wiele jedzenia i mniej broni (w tym ocięty był Sivald). Statek zepchnięto do wody i wszyscy złożyli obiatę, że wrócą najprędzej. Wypłynęli i Sivald, i jego dwudziestu ośmiu ludzi ostało w Winlandii. I nie obaczono, jak jeden Skraeling miał na wszystko baczenie i pobiegł mówić o tym swym wodzom.
Minęły trzy pogonie na nieboskłonie Maniego i wilka Hatiego (zwanego Managarmem) i wszystko było spokojnie. Sivald nie był gnuśny i częstokroć samemu stał na zarobolach, by szczycić je w razie potrzeby. Ale ludzie pod nim pracowali. Jedni zbierali ondzie pokarmy i napitki ze źródła (łowiono również i chwytano ryby), znów jedni polowali na zwierzęta, a jeszcze kolejni badali okrąg ziem i wzmacniali umocnienia. Usypano większe wały, a chiżyny usprawniono o większe paleniska i ściany. Æwiczono się w sprawnościach, w broniach, w biegach i dbano o oręż. Ale zmieniło się to, kiedy dostrzeżono złe znaki na niebie, chmury zwijały się w dziwne kształty i ptactwo wędrowało stadami znad lasu. Sivald rozkazał, by przygotowali się i mieli baczenie mocniejsze. Tak też się stało i gotowi byli, jak nadszedł, jak trzaskawica napad. Wielu było Skraelingów i krzyczeli oni głośno. Byli nadzy i były wśród nich brzydkie kobiety. Ich piersi były odpychające, a łona ich krwawiły. Sivald narzucił na się szyszak, ujął oszczep i włócznię i wbił się w ring, jaki utworzyli. Lecz z ringu rozstawili się na mur, gdyż dzikusy nie mogły ich okrążyć, albowiem po bokach mieli chiżyny, a plecy były przykryte wojami. I Sivald cisnął oszczepem i przebił gołą kobietę, a włócznią do drwa przybił kolejną. I ryknęli wszyscy tak głośno, że cofnęli się w przerażeniu ich wrogowie i uderzono na nich z siłą wręcz MjĂśllnira, bo nikt kroku nie ustąpił. Wielu przewróciło się wrogów i padło, albowiem rżnięto toporami i ostrzami bez opamiętania. I ciskano kamieniami w ich tarcze i głowy, lecz nikt nie zatrzymywał się, choć krew wrogów lała im się na oczy. I Skraelingowie cofnęli się ostawiając wielu zabitych, a kobiety ich nagie nadal gryzły wojów, którzy odrąbywali im członki, piersi, uszy i głowy. Lecz niespodzianie krzyk wzmógł się od ludzi Sivalda, albowiem z trupów jęły wyskakiwać potwory! ÂŻywe trupy, Draugi! Wyskoczyły z kup trupów zakrwawione i dzierżące ostre kamienie, którymi uderzały jak nożami w szyje, pachy i twarz ludzi Sivalda. Ci jęli odejmować je od siebie kopnięciami, rąbaniem i krzykiem, ale nie uchroniło to przed rozpadem muru. I Skraelingowie zawrócili z podwójną siłą i gniewem. Sivald wtedy chwycił swą runę i udzielił się pod opiekę Odyna, chwycił jednego drauga i uniósł go nad ramiona. Thor rad był, albowiem dało się słyszeć odległy huk jego grzmotu. Wtem Sivald, jakoli mocarz i obr cisnął truchłem wciąż żywym w nadchodzących. I wtem ze wszystek stron wzniósł się mocniejszy krzyk i odparto również trupy, a wszystek Skraelingów uciekło. Za nimi wzleciało kilka oszczepów. I wielka nastała radość i lizanie ran. Zmarło dwoje ludzi, gdyż przegryziono im szyje, nogi i wydrapano oczy spijając krew. I wiele wylało się krwi wikingów i więcej jeszcze ze strony Skraelingów. Zmarłych wrogów spalono, a kobiet nikt ich nie tykał, gdyż były paskudne i podobne raczej grubym świniom. Mężów zaś poległych uczczono i ścięto dla nich drzewa, z których wykonano małe łódeczki, które wraz z ordynkiem, ozdobami, krznami i poległymi wypuszczono na wodę i podpalono.
A Sivald wezwał thing i tam uznano, że wrogowie ich będą atakować i sprzyjają im czary. Sivald żałował, że nie było z nimi Dargo, który znał się na runach i pomógłby w przeciwdziałaniu. I pewnej nocy miał sen jarl i zebrał ludzi. Tyle dwoje było przeciwów, gdyż miano wyjść i zdobyć ćwirdze Skraelingów prędzej i spalić ich chiżyny, ograbić i wybić, nim oni pierwej to poczynią. Lecz głosy sprzeciwu mówili, iż wtedy większy gniew spadnie na nich. Jakokole postanowiono tak zrobić i wybrano na harce dwóch ludzi, którzy byli najprędsi i znaleźli oni dziwne ich domy z ziemi i piachu. I palili oni ognie i tańczyli wokół nich, jak Słowianie w ÂŚwięcie Kupały. Lecz czynili to nago, a były ich kobiety paskudne, a nikt również nie wpadł w ogień, co było różne od ÂŚwięta Kupały. I przyniesiono wieści. Æwirdze były blisko ich ziem, tak więc Sivald postanowił o wypadzie.
Zebrał sześciu ludzi i zabrał najlepsze miecze, topory i oszczepy. Sam wdział kolczugę najgrubszą, szyszak i umalował swą twarz, dłonie i szyję. I odprawiono dla Odyna, Thora, Tyra i Lokiego obrzędy, gdyż bano się przewrotności bogów i nieprzychylności. W ofierze złożono zdobyte przedmioty w bitce przedniej.  I wyruszono w nocy. Każdy dzierżył topór krótki, długi, oszczepy i miecz, a także nóż. I każdy był zwierzęciem innym. I nosili ze sobą runy i znaki. A nawet najmniejsza ćwirdz (gdyż bez poparcia ludzi Darga, bano się porażki i śmierci ludzi, a musiano również ochraniać chiżyny i zarobole) okazała się trudna do zdobycia, gdyż nie cofali się wrogowie i było ich więcej, niż przypuszczano, bo Sivald stwierdził, iż kryją się oni w drzewach, ziemi i jaskiniach. Uderzono z dwóch miejsc wznosząc krzyk wtedy, kiedy zorientowano się o ataku. I wyrżnięto dwudziestu Skraelingów nim stanęli oni do obrony. A wtedy już walczący byli wespół siebie i ciskali oszczepami w zbierających się nagich mężczyzn i kobiety, które także chciały walczyć. I Sivald rozciął troje dzieci wpół, gdyż i chciały walczyć. I niewielu pokonało wielu, gdyż sprzyjali im bogowie i widać było ich ingerencję. Miecz ciął z trzykrotną siłą, a topory zabijały dwukrotnie więcej ludzi o brzydkich twarzach. I wzięto ogień z ogniska i obrzucono pochodniami chiżyny. I buchnął w górę ogień i krzyk się podniósł straszliwy. A Sivald i jego ludzie uciekli w las i tam miast uciekać, jak myślała o nich pogoń złożona z czterdziestu, alibo stu Skraelingów, ustawili obronę i czekali na towarzyszy. I wyciągnęli tarcze, które tam ukryli i raz jeszcze rzucili oszczepami i włóczniami, które również tam ukryli. Odejmowali się ocięcie bez skwierków. Jakmiarz mieli cofnąć się, gdyż każdy walczył z siedmioma, czy dziesięciorgiem  wroga i nawet święty szał bojowy i przychylność bogów była niewystarczająca, jednakoż nadeszła pomoc z resztek sił, jakie ostały. I było to wielce niebezpieczne, ale nie zaatakowano chiżyn tej nocy. I jedwo miało wszystko upaść, ale nikt nie zginął i była to ogromna masakra, choć z ran nie mógł Sivald chodzić przez cztery dni i noce, a innych żywot był znakiem tajemnicy, albowiem nie mięli przy sobie cebuli, a bogi milczały.
I postanowiono czekać na powrót  Dargo, nim miały nastąpić kolejne szturmy ćwirdz Skraelingów. A oni wnet dowiedzieli się o porażce i jęli obradować wyjąc nocami i dniami i budząc wiele niepewności w duszach ludzi Sivalda.

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Odp: Sivaldowska saga
« Odpowiedź #8 dnia: 29 Styczeń 2012, 14:28:51 »
"Jęctwo Jarlów, pirzwej zaszcie"

I mnogość nocy po tamtej zwadzie nie doszło do wargieltu. Ludzie Sivalda pilnoć warowali nad zarobolami i wiele nocy padło nieprzespanych. Jadła jęło brakować. Ustała drużyna po wiecu orzekła i zjedzono stado wardęg, które znaleziono na początku wyprawy i przyprowadzono blisko chiżyn. I nigdy nie jedli już takiego mięsa. Wielce to uradowała ducha i napełniło ich spokojem. Aż wreszcie wrócił okręt kniażony przez Dargo. I radowali się wszyscy, aboim przywiózł on mnogość ochędóstwa, oręża i wrócił z ludźmi i dobrą mową. I radzili z Sivaldem całą noc, a później radowano się, aboś nadal trzymany stroż. Bogactwa zebrane zadowoliły wszystkich, acz wielce źli byli na nich, a Sivald okrył się hańbą, gdyż jego ociec i kobieta zmarli, a on nie mógł w ich pochówku zabrać głos. I wielce strwoniło to Sivalda. Przeczuł on, za wolą Odyna, że nie dane mu będzie wrócić w pełni. Skrył to w sobie, gdyż pito miód i mięsa, i jadło ryby, oberemki, a gwarzono radośnie i bez afektowności. A Dargo pokazał Sivaldowi nowych ludzi. I teraz było ich sześćdziesięciu czworo. I był tam też Harnulf Cielisty, syn Gerhaima i Odesakster Rudy, syn Örlyffa, którzy dalej przeciw nim uradzali, anoć byli oni wartołbami. Tak też minęła radość. Wciągnięto okręt i poszerzono wespołek zarobole. A Skraelingowie nie natarli jeszcze. A Sivald i Dargo rozmową wiedzieli już wszystko, nie wyniconowano niczego wespół sobie. I tak Dargo nakreślił runy, które ustrzegać miały ich land. I nakreślił ich wiele na piasku, na drzewach, na kamieniach, w powietrzu, aś wszytko czynił z uporem, dokładnie i godnie. Acz pomylił jeden znak, gdyż taka była wola bogów i wielkie miało to przynieść nieszczęścia. Tak też Sivald jął zbierać łupy znowuż na okręt, by nie musieli przenosić ich później, póki nie panowała burda z ich wrogami. Takoż się stało. Jarl zebrał połowę ludzi na schadzkę, na ćwirdzę Skraelingów. Wziął w tym udział i Dargo, a władzę ostawiono dla Føhlra Dunina, zwanego Dunderem. Był to człowiek wielkiej postawy, nielichego rozumu i wieku. A jednak był on przesiąknięty jadem płynącym od Lokiego i miał takie serce skłonne do psot.
Wyruszono w nocy. Zabrano najlepsze miecze, topory, noże, zbroje, szyszaki i pomalowana twarze. Skryto tarcze i oszczepy w ziemi, a zabrano bardziej poręczne z tarcz i zakradziono się do innej, odleglejszej siedziby Skraelingów, o której dowiedzieli się z harcowników. Wyprzeć miano ich znowuż prędko i sprawnie. A Dargo rozdzielił swych ludzi i Sivald uderzyć miał od strony lasu. Gdyż ćwirdz ich stała blisko lasu. Nic nie wziastowało najścia i natarcia ich drużyny, gdyż Dargo szedł samotrzeć przodem i częstoć z pleca. Szarżowano w ostatniej chwili, kiej z gromem Thora. I napadnięto na brzydkich ludzi drugi raz. ÂŁacno przyszedł grom mieczem, toporem i kułakiem. I wielu wtedy padło, nim podniosło broń. I mordowano i brzydkie dzieci, i brzydkie kobiety i brzydkich mężczyzn, którzy gryźli i wyli jak zwierzęta. I osądzono w duszy, że są jest to lud dziki, nieobyty z wojaczką, acz Sivald przestrzegł ich słusznie. W porę zebrali się w centrum ćwirdzy i zbili w krąg. Pierzchliwi wobec nim persony brzydkiego lodu i dymały w las. Tam czekało kilku ludzi Sivalda i wycięli pieszki. A Dargo i Sivald wyczuli, że nadchodzi zła siła, gdyż z lepkich ich chat wyskoczyli czarni jak sadza Skraelingowie, których oczy były czerwone, jak i zęby smarowane krwią. Osadzeni byli. Takoż jarl przykazał przebić się wysokim cłem, abociem była ich mnogość. I nie pojęli, że bestie te wyczuły ich woń, gdy tu zmierzali. A nie pojętym to było, gdyż Skraelingowie poświęcili swych mieszkańców, byleby w toń wprowadzić wikingów. A Dargo wyczuł widać niegodną magię i zasłoniono się szczelniej tarczami. I buchnął ogień w ludzi Sivalda! A wrzawa podniosła się i cofano się przeraźliwie. A jarlowie bronili, byleby tylko nie wycofano landu spód stóp. Utwierdzono odwagą miejsce i mimo ogni w paludamentach nie dano im pola. Ale czyż nie byli w turmie, kiedy trudna batalia ich czekała. I ryknięto z obydwu stron na siebie, a ludzie Sivalda chwycili za broń. I ogniem w nich pluto, a oni szli dalej i Odyn wielce dumny był z tego szaleństwa i dał im wielkie zwycięstwo i pogrom. A Skraelingowie uciekli, acz walczyli oni kijami i bili ich po ramionach, nogach, twarzach i dłoniach. Kiej miecz równać się może z kijem, a topór z dłonią? Gdyż pobito ich nikt z ludzi nie zmarł, a miano już sprawnego cyrulika i powrócono w chwale, krwi i z łupami ozdób Skraelingów.
Gdaż wrócili znać mieli o szkodach wywołanych przez złą runę. Harnulf Cielisty, syn Gerhaima i Odesakster Rudy, syn Örlyffa uknuli bowiem wespół i oboj podburzyli wszelakich ostałych przeciw władzy dwu jarlów. Nie zgodne było to wszak z obyczajami. I thing nie pomógł, i wiece, i rozmowy. Głosy burzyły się, a słowa łgały. Gnarować się było trudno i starym obyczajem postanowiono obrać jednego jarla. I wielu mówiło o Sivaldzie i równie wielu mówiło o Dargo. A kilku mówiło o Føhlrnie Duninie, zwanym Dunder. Nie było jednomyślności, acz mową swą mądrą skłaniał Dargo do siebie ludzi, którzy stali za Sivaldem, A Sivald doświadczeniem i małomównością przejmował rozumy tych, którzy stali za Dargo. I tak nie było jednomyślności. A złorzeczący jarlom polecili zorganizować Próby. I zgodzili się na to, gdyż zależało im na pokoju między chiżynami. Takoż stało się i następnego dnia zebrano się na wiecu przed symbolem Yggdrasillu. Takoż orzeczono trzy Próby, gdaż nie miano przelać krwi swoich w pojedynku, abociem każdy był przydatny w walce ze Skraelingami.
Pierwszą Próbą miały być wyścigi. Takoż się stało i rączy Dargo wyprzedził Sivalda i dwakroć szybciej wrócił od niego. I radowano się z jego zwycięstwa i szydzono z Sivalda. A drugą Próbą miały być rzuty włócznią. I każdy dostał jeden oręż i drugi. I cisnął pierw Dargo, a włócznia jego utknęła bardzo daleko. I tam udał się zgodnie z tradycyją. A Sivald cisnął niedalej od niego. I stanęli przed sobą wyciągając drugi oręż. I cisnął pierw Dargo. I nie celował obok, gdyż nie chciał okryć się hańbą i siebie, i swego przyjaciela. Jednak Sivald, jakoli Thor chwycił w locie włóczę, zamachnął się i cisnął włócznią wręcz z trzaskiem siły płynącym z jego siły i kunsztu. A Dargo cofnął się o krok i tak poległ w tej Próbie, gdyż nie zdołałby chwycił włóczni, która złamała swój grot w uderzeniu o ziemię. Takaż była siła. I wielu dziwiło się temu, a nikt poza zdrajcami nie imaginowało, że uczynili to specjalnie, gdyż tak nie było. A potem nastąpić miała trzecia Próba. I wstrzymano spory i waśnie. Długo rozważano, co określić ma zwycięzcę. Każdy znał lepiej inne kunszty i nie możnaby niesłusznie porównywać. Tak więc uradzono, że na władztwo zasłuży ten, który upoluje więcej zwierzyny. Miano wyruszyć w nocy i zabrać jedynie nóż oraz włócznię. Losy wyprawy pozostawiono woli bogów, abociem jarlowie zginąć mogli z ręki Skraelingów, gdybyż nie sprzyjali im bogi. Wyruszyli razem i nikt inny nie mógł opuszczać landu zasiedlonego. A to planowali Harnulf Cielisty, syn Gerhaima i Odesakster Rudy, syn Örlyffa. Føhlrowi Dunini, Dunderze nie udało się wypatrzeć przebiegłości żmijskiej obu zdrajców, którzy zapili go, wzięli pałki, jak również miecze, tarcze i udali się za śladami jarlów. I odnaleźli pierw Sivalda, który jął ubijać wilca. Gorkość zapadła, albowiem postrzegł ich w porę, lecz nie uniósł nań ręki, jak oni uczynili na jarlu. I zostawili go związanego. I przyprowadzono tam Dargo, który jednak bez wątpliwości przebił jednemu ucho włócznią. Takoż uległ im i przyprowadzili go za włosy do Sivalda i wespół związano i wrzucono do rzeki. Plwocono za nimi długo i radowali się. I nastały wtedy chmury i długo lała ulewa, burza i oczekiwanie na powrót. A jarlów wyłowiły z wody nienawistne dłonie Skraelingów, lecz nie zabito ich, a wzięto w tajemnicy do wodzów, gdyż chciano złożyć ich krzywym bogom.  I minął dzień, noc i dzień, kiedy uznano, że jarlowie są martwi. Poczęto pić i smucić się. Nikt, wespół z innymi, nie wymieniał o tym zdarzeniu pochlebstw, czy wątpliwości. Wiedziano, że jarlowie odeszli, gdyż runy, które napisał dawnoż na korze Dargo zostały zmazane przez wiatr, powietrze, wodę i ogień nienawiści, jaki podsycali zdrajcy. Powiadali oni, że Skraelingowie porwali jarlów i tak wyprawiono się po dwakroć i nikt nie znalazł śladów. I ostawiono wszystko na wolę bogów, a rola krzywych mówców i łgarzy wzrosła z bólem na honorze wyprawy.
Przejęli oni później władzę.

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Odp: Sivaldowska saga
« Odpowiedź #9 dnia: 29 Styczeń 2012, 14:30:11 »
”Zdawić  wielom włodyków”

Absoluci przejęli kniażenie arendując dawnych jarlów, o których śmierci uznano prawie jednogłośnie. Jedynie Føhlrnie Dunini, zwany Dunder przeciw garłował, acz po dziesięciu nocach uległ i tak oto Harnulf Cielisty, syn Gerhaima i Odesakster Rudy, syn Örlyffa przejęli kniażenie i władztwo. Polecili usunąć, uznane już za sędziwe, zaklęcia, którymi osaczył zarobole Dargo i tak też uczynili, gdyż swą gładką mową przekonali, że one ściągnęły niezgodę w szeregi dawnych ludzi Sivalda. I polecono odesłać snekkar z kolejnymi trofeami w postaci zrabowanych ozdób, niewielkich, kolorowych skał, mięsiw, włosów pokonanych i krznów. Załogą stać się miała drużyna nie sprzyjająca obranym przymusowo zarządcom; abociem nadal nie uznawano ich jednomyślnie jarlem, tym bardziej obociem jarlem nikt z nich nie ostał. I tak też uczyniono i zostało w chiżynach czterdzieścioro czworo ludzi, aniż obawiano się zemsty Skraelingów bez silniejszej załogi, lecz mową łgarczą przekonali zdrajcy do siebie resztę i poczęto jeść, pić i opuszczać powieki na las, jezioro i wodę.
Oblicznie zasię zoczyli Sivald i Dargo Skraelingów. Nie dane im było wiedzieć ni czuć, ni węszyć, jak daleko ich zabrano, abociem stracili już swą broń i z odzienia ich ochędożono. I wędrowali długo, jakoli draugi, ale w przeciwieństwie doń wędrowali dalekoż i dalej jeszcze od swoich i bez opamiętania ich prowadzili brudni ludzie. I nie wymieniali mowy ni myśli, ni szeptów, ni gestów. Sivaldowi zerwano runy z szyi i odebrano kolczugę, oplwocono go, ten zaś milczał, gdyż poddawano go próbie. A Dargo głośno obrażał Skraelingów, którzy nie rozumiejąc jego mowy uciszyli go krzykami zwierząt. A jarlowie wiedzieli, że nie zabiją ich jak psów. Bo prowadzono ich do wodza Skraelingów. I Dargo i Sivald tworzyli w głowie strategię. Byli takoż obłówem, jak dawniej obłówem byli Skraelingowie. I otrzymywali wiele jeszcze oni obraz od nich, kiedy stanęli śród wodza Skraelingów. Miał on brzydką twarz i opływał tłuszczem. Niesiono go na swych barkach i ciekaw był wikingów. Dotykał ich twarzy i śmiał się, rycząc jak zwierzę. A działo się to pod wieczór, kiedy byli głodni, zmitrężeni i obite ich były stopy, barki, plecy i twarze. Nie miano uczciwości dla jarlów, a jednak bogowie nie reagowali. A zaprowadzono ich wreszcie do chiżyn oddzielnych i przywiązano tłustym wieńcem do ściany. Wieniec zerwał wnet Sivald, gdyż wykonany był z łamliwych i brzydkich włosów Skraelingów. I tak uwolnił się Sivald. Dargo abdankował swe więzy czarami i zwinnymi palcami. I tak uwolnił się Dargo. Tak też działo się, gdy Mani opływał nieboskłon. I wyszli jarlowie z niewoli! Adwersarze zauważyli to i jęli krzyczeć na swych wspólników, a wielu ich wyszło z kamieniami i kijami. Sivald zaś uchwycił jednego z nich, uniósł go nad sobą, gdyż Skraelingowie byli mniejsi i pośledniejsi od znanych innych ludzi i cisnął nimi w resztę. I jął Sivald uciekać, a dołączył za nim Dargo, który zdobył kij. I nie mieli oni szans stawić opór bez dawania ostatniego oddechu. Aletorwali się krótko i ze zwinnością wspięli się na drzewa, byleby uciec Skraelingów, lecz wielka była ich dziwota, gdyż Skraelingowie jeszcze zwinniej, jako-li zwierzęta wpełzły na górę i rzucały z dołu kamieniami. I wiele ich uderzyło po plecach jarlów i znaczyło tam krew. Igrzysko sobie takież uczynili, a Sivald wreszcie zeskoczył z wielkiego na osiem wysokości drzewa i upadł na Skraelinga i zabił tak go, a chwytając jego kamień zmiażdżył głowę drugiego. A Dargo chwycił wpełzającego na równię Skraelinga, przeskoczył na drugie drzewo i tak zrzucił kolejnego. Inako jak Sivdal nie schodził w dół, a wspinał się wyżej, bo bał się o swą skórę. A bogi pomagały Sivaldowi, gdyż obecnie nie było równemu mu sile. I unosił Skraelingów i rzuciał nimi i bił ich pięściami, łamał karki, kości, członki, kije, kamienie i stopy. A oni bili go z dala i z bliska i uciekali i wracali, alibo poza krwią nie zabili go, gdyż panował nad nim ÂŚwięty Trans Odyna. I tak też przegnał Sivald samotrzeć Skraelingów i pokrwawiony będąc stał samotrzeć, bez oparcia na nogach. A Dargo wrócił z drzewa, gdzie skrył się wcale nie bez tchórzostwa i opatrzył rany Sivalda ziemią, śliną i oberemkami. I udali się w inną stronę, gdyż Skraelingowie mieli wrócić z zaopatrzeniem w ludzi. Tak też jarlowie jęli jeszcze bardziej oddalać się od swej drużyny, ale i od ludzi cielistego wodza.
W niemnimaczki zatrzymali się o świcie, na otwartym terenie, jako-li słowiańskim wyrębie i tam Dargo jął kreślić runy, nie stanowiło to dla niego roboty, gdyż potrafił świetnie kreślić runy bez klątw. Tak też udało się to w mig, bo taki był habdank dla Sivalda od drugiego jarla. I tak określił Dargo, dzięki magii właściwej odnalazł kierunek do chiżyn swych. Postanowili pożywić się, zjedli więc trochę ziół, oberemków i kory, gdyż mogli ją zjeść, napili się z rzeki, w której woda była krystaliczna i barwna i udali się we wskazanym kierunku. I minęli Skraelingów, gdyż uważali na każdej pędzi ziemi. I pierwszy szedł Dargo, a za nim Sivald. Poruszali się oni szybko i ostrożnie, ale nie tak prędko jak myśl i tak ostrożnie jak Fenris. A zasię byli oni doświadczeni i obyci. I trafili w znane sobie okolice po dwu dnia i nocach. Byli bardzo zmitrężeni wędrówką i głodni, i spragnieni. A zoczył ich strażnik i zapadła wielka dziwota, gdyż myślał on, że jarlowie umarli. I nazwał ich Landveattirami. A oni pochwycili go w dłonie, a Sivald gniewny przykazał mu przetrzeć oczy i wielokrotnie nazwał tamtego moczymordą, opijusem, głupcem i obdartusem, choć był to wojownik szlachetny. Tępy stroż jął nawoływać pomoc i tak zjawiło się dwóch kolejnych i oni oniemieli widząc jarlów, a Sivald wyjaśnił im to decyzją bogów i kazał się odziać i przygotować jadło, gdyż wielce był głodny i spragniony. A kiedy reszta posłyszała o powrocie jarlów i zoczyła ich wielki nastał tłok i minął teszny nastrój i nastała radość i wesołość. Nie truna wszak i ogień czekały Sivalda i Dargo, a dalsze woje i trudny. Tymczasem Harnulf Cielisty, syn Gerhaima i Odesakster Rudy, syn Örlyffa nie byli radzi, a zajrzał im w oczy strach, jako-li strach czuł Loki, kiedy ogon jego tuńczy chwycił Thor… Ich przebiegłość wyszła, jak wychodzi życie z pokonanego w równej walce. I obawiali się i sięgnęli po broń. A gdy wyszli ujrzeli ochędożonych już jarlów, którzy zrozumieli wszystko w mig, gdyż Dargo był bardzo mądry i myślał jako-li strzała. Domyślił się on pierwszy o tym, co zaszło i mieli oboj wyjaśnić to Sivaldowi i Dargo. A oni unieśli broń, acz nie wolno było przelać braterskiej krwi bez honoru i w głowach ich odezwał się Odyn i opuścili broń, którą wyłuskano im i odebrano.
A Sivald zaś orzekł, iż zmierzą się w pojedynku z nim, by hańbę zmyć z siebie, z nich, z wyprawy i nie dopuścić do niechlubnego morderstwa. I odpoczywano następny dzień i ucztowano, a obok jarlów zasiedli łgarze i nie okazywano im niechęci, gdyż częstowano ich prawem gościnności – abociem nie należeli już do drużyny, gdyż honor swój zabrudzili popisem. ÂŚwiebodono nawet dla nich. I powrócono do obranego dawniej Yggdrasillu. A tam w krąg ustawili się wszyscy i Dargo, gdyż ten nie miał brać części w pojedynku, albowiem nie jego honor najbardziej ucierpiał, a Sivalda. I na thingu uznano, że pojedynkować się będą na trzy tarcze, do skruszenia i dobicia. Tak zaś pierwej stanąć miał przeciw prawowitemu jarlowi Odesakster Rudy, syn Örlyffa. I stawili się przeciw sobie, uprzednio plwocąc do jednego szyszaka i spijając to z wodą, gdyż nie miano miodu. I przy każdym końcu stał pomocnik, który miał wymieniać tarcze. Pomocnikiem dla Sivalda był Dargo, zaś Odesakstera Rudego, syna Örlyffa pomocnikiem był Harnulf Cielisty, syn Gerhaima. I tak ciąć miano i rżnąć toporami ostrymi i nałożone były kolczugi, ale nie szyszaki. I poczęli walczyć. Topory uderzały o siebie, zaś z pawęży odlatywały wióry i części. Tak pojedynkowali się krótko, gdyż, ku wielkiej paści dziwów pierwej złamana ostała tarcza Sivalda. I cofnął się po kolejną i również się tak zdarzyło. I Sivaldowi ostała jedyna tarcza, a jego oponentowi trzy. I Sivald wziął silny zamach i zmiótł mu jedną tarczę wytrącając z dłoni i na dwoje przebijając. I radowano się. A potem znowu walczyli prędko i trafnie. I topór uderzał w ziemię, tarczę i powietrze, a ostrze Sivalda w tarczę Odesakstera. I tak stracił on tarczę ostatnią i równe były nadzieje. Ale stało się coś, co Odyn widać sprawił, bo Sivald stracił tarczę i upadł na kolana. Jego przeciwnik uniósł topór i miał już skończyć, gdy jął przechwalać się tym. A Sivald powstał i jak grom z MjĂśllnira, pewnie uderzył. I głowa zdrajcy potoczyła się po ziemi. Siła i prędkość były silniejsze od trwałości karku i pychy oponenta Sivalda. I tak też padł on przez swą dumę. A wszystko było strategią Sivalda. Pirwej to samotrzeć ustalił i realizował, by przerazić zniewieściałego Harnulfa Cielistego, syna Gerhaima. Pieszczotliwy łgarz nie chciał podejść do pojedynku, lecz przemogła go potrzeba i stoczył krótką walkę, gdyż nie mógł utrzymać tarczy. Sivald więc odrzekł, że jest on zbędny i zostaje skazany wyrokiem bogów. A upuścił on broń i nie trzymał, kiedy topór Sivalda wbił się mu w zatłuszczone ciało i odrąbał głowę.
Ciała ich spalono.
Tak też zginęli zdrajcy, a bogowie radzi byli, jak i ludzie, że nikt nie uznał uszczerbku na honorze.
Okręt wrócił niebawem, a teraz były ich wszystkich siedemdziesięciu dziewięciu ludzi.

Offline Istedd

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 684
  • Reputacja: 751
  • Płeć: Mężczyzna
  • Drick! FĂśr Odin!
Odp: Sivaldowska saga
« Odpowiedź #10 dnia: 29 Styczeń 2012, 14:31:49 »
”Wywodzić okręty z Winlandii”

Posilono we sześć dni potem zarobole, chiżyny, kniażenie jarlów i duszę napojami, mięsami, oberemkami ziół i rybami, tak, że na thingu uradzono kolejną, potężniejszą już wyprawę przeciw Skraelingom, by nie mogli oni się śćwirdzić. ÂŚciśle nad tym pracowano – ostrzono i zbierano broń, a wszyscy gotowali się do wymarszu. Dargo uznał słusznie, i na co wszyscy przystali jedną myślą, iż chiżyny zostawią puste, a kilku ludzi płynąć będzie okrętem przy brzegu, by Skraelingowie nie zniszczyli ich okrętu. Rączo skryto wszystką żywność i bogactwa na okręt i zebrano załogę. A na landzie ostać miał Sivald, Dargo i pięćdziesięciu ludzi. Wybrano ich spośród najmężniejszych i najroślejszych wojów, którzy byli tu od dawna, jako-li Sivald. Wszyscy umalowali swe oczy, naostrzyli miecze, topory i włócznie już dwie noce przed wyprawą. A okres ten poświęcono na modlitwy i ogólne rospasty. Zerwano rózgi i palono je w ognisku, gdzie składano najprzedniejsze dania i zdobycze. Tak też radowali się, a bogom podobało się to oddanie, gdyż pogodzili się wojowie Sivalda z nadchodzącą walką i nawet brudnym ludziom dawali oni pole, honory i szanowali ich. Nie zapadł tam między ludźmi a bogami roztyrk. Uznano to za dobry znak, gdyż tak mówiła woda, ziemia, ogień i czucie na licach. Rzeczy tam były skaldowskie. Tak opowiadano sagi rodowe przez Dargo i ludzi Sivalda, zaś sam jarl posilał się i rozważał. I pito zdrowie Odyna, i Thora, i Jarla, i Sivalda, i Dargo, i wyprawy, i wielu innych. Posilono się tak słusznie, a wskazanego dnia, odnowiono swój ordynek. Ludzie udali się na okręt i wypłynęli, a Sivald, Dargo i ich drużyna wyruszyli w głąb lądu.
Nie zoczono po drodze brzydkich ludzi. A wędrowano ostrożnie i bez pośpiechu, w pełnym ordynku, ale bez pierścienia, rzekomo idąc do swego landu; aczkolwiek Dargo i kilku ludzi o zwinnych nogach baczyło na wszystko dokoła. I tak też wędrowano daleko, przez ponad pół dnia. Przywędrowali wreszcie i wyszli z padołu, a zoczyli wysoką ćwirdzę Skraelingów. Była największą, jaką widziały oczy jakichkolwiek przybyszy do Winlandii. A serca w nich podupadły, choć wnet wzleciały, gdyż niestrudzenie Sivald rozkazał iść rzędem. Takoż uczynili. Pewnie zwycięstwo przyszłoby łatwo, acz zoczyli na niebie, że Sol przykryta została przez chmury, a one dawać deszcz. I jęli wspinać się do ćwirdzy po niestromym wejściu wychodzącym z rosnącego padołu. Opanowano pirzchnliwość i wątpliwości. Pirwej brzydcy ludzie jeszcze ich nie widzieli, gdy w końcu ujrzano wchodzących w górę wojów. I krzyczano na nich jak zwierzęta, i zawodzono jak głodne wilki. A krzyków tych były dziesiątki dziesiątek, przeciw pięćdziesięciu dwóm. Z dala zrzucano na nich kamienie i insze pociski, które nie pozostawiały nawet wgłębień na tarczach i szyszakach. Płone były wysiłki ich, abociem nie zatrzymywano pochodu. I miano teraz spostrzec wielkie dziwy. Tak zaatakowały ich pierw dzieci całkiem nagie, brzydsze jeszcze i obrzydliwsze od starych Skraelingów. Pobocz, gwiżdżąc głośno i zawodząc biegły nagie kobiety o obmierzłych piersiach. Ich łona krwawiły i byłe one obrzydliwsze od dzieci. Pochybna była nieuwaga jarlów i ich drużyny! Była to bowiem podła i niehonorowa poczwa! Podpomogły Skraelingom siły nieczyste, seidr – magia kobieca. Miała być taka pomsta i trudność. I brzydkie ich dzieci skoczyły na wojów tak wysoko, że przeskoczyły ich i wpadały weń, jako-li zwierzęta, gryząc i dłubiąc w oczach. I przerazili się wojowie krzycząc i bijąc kreatury. Odrąbywali kończyny i członki potworów i zrzucali je z siebie, depcząc po głowach i miażdżąc im czaszki, jak Thor miażdżył MjĂśllnirem łby olbrzymów. A kobiety Skraelingów rzuciły się na pierwsze szeregi z siłą niedźwiedzią. Obaliły kilku z nich, ale nie jarlów, gdyż Dargo wyminął je i rozciął toporem ich głowę, a potem unikał kolejnych szarżujących kreatur. A Sivald wbił między piersi jednej włócznię i uniósł ją nad siebie. I mało włócznia nie zarwała się, a on cisnął ją w przepaść wraz z wijącym się potworem. Potrzebizną był szyk, tak więc Sivald wbił się między walczących z dziećmi i krzyczał głośno, przebijając głosem wrzawę, aby utworzono pierścień. I tak się słusznie stało, bo za nimi zjawili się Skraelingowie, jakoby wyszli jak larwy z ziemi, i uderzyli. Ale nikt nie padł do tej pory, choć krwawiła drużyna Sivalda. A nawet i zło i niegodność nie przebiły się przez mur tarcz wikingów. I odparto Skraelingów. I odparto kreatury dzieci oraz kobiet. A przez walkę posunięto się zaledwie o półczwarta kroku. A ziemia ścieliła się trupami.
Tak odparto pierwszą falę. A przeciw wojom wyszedł niesiony przez innych cielisty wódz, którego spotkali jarlowie. I za niegodne traktowanie Sivald i Dargo wespół chwycili dwie włócznie i cisnęli nimi. A przebiły one zawaliste ciało ich wodza i zrzuciły go na swych ludzi. I podniosło się wzywanie imienia Odyna od strony wojów i rzucili się oni pędem, w szarży po grobli, na której się znaleźni. Próżno Skraelingowie stawiali opór, bo połamano im w biegu kości, a pocięto ich mieczami tak mnogo, że każdy potracił obiedwie ręce, nogi i głowę. A gdy wpadnięto śród ćwirdzę zoczyli ogromne ognisko, które na nich czekało i stare kobiety Skraelingów i starych mężczyzn. A dokoła stali ich wojownicy, nadzy, brzydcy, z kamieniami i kijami ostrymi. Rozerwał się pierścień, ale ustawiono mur tarcz naprzeciw ogniska, i z drugiej strony, byleby Skraelingowie nie uderzyli z pleców. A wnet z ogniska dmuchnęły w nich języki ognia! Wrzasnęli w przestrachu i cofnęli się, a Ci, którzy byli bliżej zasłonili trwożnie tarczami twarze. I popalono im szaty, nogi i szyszaki. Lament się podniósł, a ogień narastał. Dargo cofnął się w tylny szereg i powstrzymywał ucieczkę, bo z tyłu znowuż rozgorzała burda! Skraelingowie dalej atakowali i padali kłuci i cięci. A Dargo sprytnie nakreślił krwią ze szczęki, gdyż zagryzła go tam dziecięca kreatura, na swej tarczy runy ochronne i wcisnął się z nią przed szereg. A była to wtedy niezwykła odwaga i męstwo. A języki ognia cofnęły się i zwróciły przeciw nim, gdyż od strony wikingów natarł wiatr i przeciwważył siłę ognia. Tak chcieli bogowie. Skraelingowie nadzy płonęli przez swą magię. Przeciwiały się dwie siły, ale prawdziwy bogowie wygrali. I tak odwrót po raz drugi zmienił się w natarcie. I uderzono i wybito staruchów i staruchy paskudne, wojowników zaś przegnano oszczepami, włóczniami, toporami, nożami i tarczami. A ludzie Sivalda byli już krwawiący, oblani krwią wrogów i brani, odznaczeni ogniem i zmęczeniem, przerażeniem, ale i uparciem, gdyż nie wolno było im się cofnąć, przed Walhallą. Stanęli tak w samym środku ćwirdzy Skraelingów i odezwał się róg zwycięstwa Sivalda.
Ale teraz przeciw najgorszemu mieli wystąpić. Wybiegł przeciw nim mężczyzna nagi, odziany w skórę człowieczą i sypnął przed się czarnym pierzem. Sivald cisnął swym toporem i ubił dziwnego kapłana, nim przywołał więcej zła. A przez to, z pierze wstała mara. Jęknęli wszyscy, gdyż nie mógł zabić tego miecz, topór, nóż, czy włócznia. A wleciała ona w Føhlrna Duninia, zwany Dunderem, który był z nim, i walczył jak jarl. A wtedy oczy jego stały się czarne i rzucił się na nich. A Skraelingowie wyskoczyli zza swych chiżyn i rzucli Siudo walki. I cały środek ćwirdzy zmienił się w pobojowisko. Rozwarstwili się walczący, a jarlom pozostało walczyć z przejętym przez marę. I nie atakowali, a broni się z siłą nadludzką. Sivald bronił się mieczem, gdyż tarczę już mu skruszył oburęczny topór dawnego kompana. Dargo zaś mijał ciosy zwinnie i nawet jego runy nie pomogły, które nakreślił dokoła mary. A zjawa biła ich ciałem, jakie przejęła tak silnie, że Sivald stracił szyszak i stracił prawie ucho, a Dargo krwawił z ramienia i przecięta była jego kolczuga. A jarl postanowił, że weźmie na siebie powagę i przebił szyję Føhlrna Duninia, zwany Dunderem. Tak też mara opuściła to ciało, a Dargo nie pozwolił, by umierającemu wypadł oręż z dłoni. I tak walkiria odprowadziła go do Walhalli. I bogowie zdumieli się i wszyscy inni, że Sivald przelał krew swego człowieka. Ale ten rozmawiał już z Odynem w świętym szale, zerwał z szyi runę, a rzemykiem obwiązał nadgarstek mary. I był to pierwszy raz, kiedy widział ktoś marę. A Sivald wtedy zabił marę, po raz kolejny i pewnie. Przykre było to poświęcenie, bo Sivald przyrzekł Odynowi, że nie wróci z Winladii, gdyż honor jego zabraniał mu. I nikt o tym, poza nim nie wiedział. Ale zwyciężyli ze Skraelingami, bo żadne już złośliwości i przykrości losu, przypadki i strategie nie pokonały ludzi Sivalda. A wróciło ich trzydzieścioro. Spalono ciała zarazem swoich wojów z wszytkim ordynkiem i bronią w ręku. A wszyscy oni udali się do Walhalli. Walkirie zanosiły ich dusze do Komnaty Uczt, do Odyna. A Skraelingów ograbiono i spalono w jednym żarze. A zdobycze były przepiękne, choć nie zdobyto żadnego brańca, gdyż i kobiety, i dzieci, i starcy walczyli przeciw wojom Sivalda. Ale znaleziono wielkie ilości złota i ozdób z kamieni kolorowych. I wrócono śpiewając kantyki, wypełniwszy kieszenie i pytele. Tak też zwojowali prawdziwe skarby, choć wiedzieli, że nigdy już Winlandia nie pozostanie tak samo im miła, jak z początku wyprawy i krew lać się tu będzie wiekami z ich powodu.
A kilku zmarło jeszcze z wyczerpania w chiżynach, choć opatrywał ich Dargo ze swą wiedzą leczniczą. Ale trzymali oni oręż i nie zdjęli zbroi. Tak też zostało ich wszystkich łącznie w Winlandii pięćdziesięciu czterech. I wypełnili okręt i jęli zbierać się do powrotu powoli, gdyż z wiedzy o gwiazdach uznali, że nastąpią niedługo pomyślne wiatry. Rady, wiece i thingi zgadzały się w tej sprawie. Przez ten czas radowano się, jedzono i leczono rany.

A naszła ich jeszcze jedna termina. Abociem do brzegu, z dala już ujrzeli snekkar, który płynął do nich. Zdziwili się, ale ugościli prawem gościnności. Nikt nie spodziewał się tego i nawet jarlowie nie wiedzieli, co czynić, snadź nie spodziewali się przybycia tutaj o tej porze swych braci. Powitano ich hucznie, choć sprawa była napięta, gdyż widząc ozdoby i złoto, jakie wywalczyli krwią i trudem liczniejsza załoga przybysza, jakim okazał się jarl BiĂ´rnólfr. Był to człowiek chciwy, zachłanny, ale wyższy i silniejszy od Sivalda. Hańbiąc siebie i gospodarza zażądał bogactw tej ziemi wyłącznie dla siebie i swych potomków. A Sivald i jego ludzie nie zgodzili się. I dobyto miecze, topory, noże i włócznie. Jednakże tak odezwał się Sivald.
Niech bogi orzekną. Niech najsilniejszy z was wystąpi przeciw mnie! Jeśli wygram, klnijcie się, na Odyna, że stąd odejdziecie i nie wrócicie. Jeśli przegram, weźmiecie nasze miecze i bogactwa.
A ludzie opieszałego jarla zamilkli zdziwieni i nie poczęli kląć się na Odyna, gdyż kiedy płynęli znaki na niebie i w wodzie nie były im przychylne.
Serce w was zajęcze!
Orzekł Sivald, a kiedy to usłyszał BiĂ´rnólfr wybuchł gniewem i zagroził, że zmiażdży głowę każdego, który się przeciwi temu. I wszyscy przyrzekli na Odyna potrząsając mieczami i tarczami. A walczyć miano na śmierć i życie, przy jednej tarczy, włócznie, toporze i mieczu. I podeszli wszyscy pod drzewo, które miało być jak Yggdrasill. Tam stanęli wokoło nich. A Sivald wbił przy sobie włócznię i miecz. Sam poprawił sobie tarczę i topór. Walczył bez szyszaka, ale z podkreślonymi oczyma. Jarl BiĂ´rnólfr był o głowę większy i silniejszy od Sivalda i także, jako pierwszą broń wybrał topór. Walczył w pełnym ordynku i wydawał się równy sile Thora. Rozpoczęła się burda, mająca rozwiązać waśń wolą bogów. Tak też uderzył pierwszy Sivald, ale nie poruszył tarczą obra. Ten zaś jednym ciosem przepołowił tarczę Sivalda. Jarl rzucił jej szczątkami w swego przeciwnika i cofnął się. Nastąpił drugi cios z hukiem, lecz Sivald wyłuskał mu broń i wyrzucił w dal. Pochwycił tarczę tamtego i jęli się siłować. Ale Sivald nie zdzierżył i popchnięty został na ziemię. Upadł płocho. Stus nastąpił tarczą i jęknął tylko obity nią w pierś. BiĂ´rnólfr cofnął się po miecz, a Sivald chwycił włócznię, gdyż wstał szybko. Cisnął nią, gdy BiĂ´rnólfr odwrócił się, a włócznia wbiła się i przebiła tarczę. Chciwy jarl ostawił ją i tak zostali z mieczami. Ale BiĂ´rnólfr uniósł jeszcze swą włócznię i tak szedł z dwoma orężami. Szwa ucichła. I jęli walczyć. Wymieniali się ciosami, lecz żaden nie sięgnął celu. Uderzenia padały prędko i potężnie, a oboj chwali się od siły, jakie przewodziły ich miecze. Aż BiĂ´rnólfr uderzył włócznią w bok Sivalda. Ten zacisnął zęby i pchnął tamtego swą masą. Równie jednak mógłby próbować samotrzeć przeciągnąć drakkara. BiĂ´rnólfr odepchnął go ze sporą raną w boku, acz włócznia pękła od nacisku. Sivald krwawił obficie, ale nie mógł dać pola. Wstał i walczyli znowu. Dłużej. Zacieklej. Ogniki odchodziły, gdy ich miecze się stykały. A BiĂ´rnólfr nie okazywał zmęczenia. Sivald polecił się Odynowi i uderzył w ÂŚwiętym Szale. Ale obr dalej walczył, odkrywając przez innymi opieszale swą siłę. Wszyscy milczeli, gdyż Sivald wyraźnie opadał z sił. Ale BiĂ´rnólfr nie dał się nabrać na strategię jarla i kopnął go, posyłając na land. I zakrzyknął dumny ze zwycięstwa, choć Sivald podniósł się znowu. Gdyż zrozumiał, że nie walczy dla siebie, a dla innych. Spojrzał po swych ludziach, pomniał swą rodzinę, swą zmarłą żonę… I uderzył tak silnie, że przełamał miecz BiĂ´rnólfr i zagłębił się weń po pachę. Tak też upadł chciwy jarl.
A jego ludzie wycofali się i uszykowali w pierścieniu. Ludzie Sivalda gotowali się do burdy, gdyż złamana widocznie miała być przysięga! Lecz ludzie BiĂ´rnólfr, przybywszy jako wilcy odeszli jak wojownicy. I jeden przebił drugiego mieczem, a drugi pierwszego. I tak upadli na siebie wszyscy dzierżąc w dłoniach miecze. Uratowano honor wyprawy. Pozwolono udać się im do Walhalli. Tak też zdobyli drugi okręt. I siedem nocy i dni później wszystko było ułożone do wywodzenia okrętów. A postanowiono nie wracać tu nigdy i nie rozpowiadać o bogactwach, a śmierci, jaka tu panuje. Gdyż złoto zdobyli krwią. A kiedy wszystkie bogactwa: krzna, jadło, broń, ozdoby, kamienie kolorowe, złoto, wiązki ziół, kora drzew, włosy Skraelingów zostały załadowane Sivald nie wszedł na okręt, a pocałowaniem Dargo, gdyż nie wolno było mu odejść. I tak wszyscy jęli złorzeczyć przeciwko Sivaldowi, gdyż nie rozumieli, że taka była wola bogów. Nawet Dargo, słynący z mądrości nie pojął tego, że Sivald tak ratował honor swego rodu, zarazem całkiem go zamykając. Wszak nie pochował swego ojca i żony. Zabił swego człowieka, przelawszy krew swej drużyny. I miał dług wobec Odyna, który pozwolił mu widzieć i pokonać marę.
Tak też został sam jarl, spalił chiżyny, zburzył zarobole, w pełnym ordynku, całkiem sam, niezrozumiały i porzucony usiadł na ostałym kamieniu i wpatrzony w odpływające okręty, które wiozły ludzi już mu nieprzychylnych uśmiechnął się.
I zmarł tak w zapomnieniu, a jego czyny, i czyny wyprawy zostały zapomniane.
Lecz ja tam byłem,
Miód i poty piłem;
A com widział,
I com zaznał,
Runami wyryłem.


To, co napisałem dedykuję przede wszystkim mym Przyjaciołom wspaniałym, albowiem bez Ich pomocy oraz wsparcia nie powstałby ten utwór. Dziękuję Im z całego serca, gdyż są to osoby, w których wciąż żyją szlachetne ideały – przyjaźni, braterstwa, męstwa i wytrwałości na trudy codzienności.

Forum Tawerny Gothic

Odp: Sivaldowska saga
« Odpowiedź #10 dnia: 29 Styczeń 2012, 14:31:49 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top