Cofnęłam się krok do tyłu, dobywając krasnoludzkiej brzytwy. Długa, ciężka klinga zamruczała złowrogo, przyciągając jeden ze szkieletów. Kościotrup bezmyślnie zaszarżował, zamachując się mieczem. Odskoczyłam w piruecie, nadstawiając klingę, stal zgrzytnęła o stal, krzesząc skry. Nie czekając, zaatakowałam, ostrze zawyło w powietrzu i odrąbało lewą rękę szkieletu. Bezmyślny automat nawet tego nie zauważył, nacierając z tą samą ponurą zawziętością. W szybkim obrocie okrążyłam przeciwnika i zadałam straszliwe cięcie przez czaszkę. Klinga miecza skruszyła kości, a teraz już naprawdę martwy szkielet rozsypał się, kości potoczyły się po zmarzniętej ziemi. Obróciłam się i dojrzałam wzrokiem rozbrojonego kościotrupa. Przyciągnęłam go telekinezą, pozbawiony poczucia równowagi przeciwnik potknął się, a sama pojedynczym cięciem zrąbałam mu czerep. Przyklęknęłam i mocnym uderzeniem głowicy rozbiłam czaszkę.
4/4