Gdy tylko Kruk wszedł do karczmy od razu zauważył, że z tymi trzema będą kłopoty. Nie wyglądali jednak zbyt groźnie, więc bez obaw zagadał do barmana.
- Gospodarzu, wszystko w porządku?
No i jak to przystało na gburów, wszyscy rzucili się na biednego Peanuta. Ten zrobił krok w tył, dobył miecza.
- No to chodźcie.. - mruknął. Oczywiście bandyci nie wykazali się choćby odrobiną pomyślunku. Jeden z nich, ten wyglądający na najmocniejszego, ale też najgłupszego, rzucił się pierwszy z mieczem wyciągniętym przed siebie. Gdy tak pędził na Peanuta, ten odsunął się w bok, unikając pchnięcia i złapał rękę zbira, równocześnie kopiąc go całą swą siłą kolanem w przeponę. Przeciwnik przez chwilę próbował złapać powietrze, a w tym czasie Kruk zwinnym ruchem odrąbał mu łeb, drugą ręką tymczasem dobył ukrytej w pasie różdżki. Gdy dwóch kolejnych głowiło się, jak go podejść, z purpurowym już ze złości kolorem i durnym wyrazem twarzy Peanut wymierzył różdżką w jednego z nich i szepnął
- IHIGI.
W jednej sekundzie bandyta został usmażony i telepiąc się padł na ziemię martwy. Nie czekając na nic, Silverhold doskoczył do trzeciego przeciwnika i ciął mieczem po skosie, zaczynając na wysokości klatki piersiowej. Oponent sparował uderzenie, odskoczył, jednak nie zdążył pokazać na co go stać. Peanut zdając sobie sprawę, że teraz jest poza zasięgiem jego broni zasypał go gradem uderzeń, których przeciwnik nie dał rady zablokować. Odrąbał mu kolejno prawą rękę, lewą, później nogę, a wszystko zwieńczył zgrabnym piruetem, który zakończył walkę odcinając głowę przeciwnika. Po wszystkim rozglądnął się po lokalu z uniesionymi brwiami i zwrócił się do przerażonego karczmarza.
- Wybacz, że tak nabrudziłem. Mogę jeszcze w czymś pomóc?