- Straż kurwa... od siedmiu boleści. - rzekł Anv i zszedł z konia. Rozejrzał sie wśród oponentów. Sześciu, ledwo uzbrojonych. Czterech zwiało, czyli pewnie i umiejętności ich nie były zbyt wysokie. Stwierdził, że zajmie się nimi na odległość, z czasem kumulując moc w szponie. Musiał ich zdezorientować i działać dynamicznie. Pobrał sporą część energii magicznej, szykował bowiem dwa zaklęcia. Potrzebował jej natychmiast i w dużej ilości.
- Elishhu! - krzyknął a tuz przed nim począł formować się wir, przybierający postać trąby powietrznej. Po chwili był on faktycznie pokaźnych rozmiarów. Anv kontorlując go cisnął nim w stronę banitów. Podmuchy takiego wiatru uniemożliwiały poruszanie się, a i na psychikę działały napewno. Natychmiastowo wyciągnął różdżkę i krzyknął
- IGOI! - celował w jednego z bandytów. Powstałą kulę ognia odprowadził telekinezą, by nie został on rozwiany przez trąbę powietrzna, która teraz traciła na sile. Kula ognia dopadła banitę i spowiła go płomieniami,prowadząc do śmierci. Tymczasem jeden z odważniejszych napastników wybiegł z mieczem na Anvarunisa. Ten był już odpowiednio przygotowany. Furia walki uaktywniła szpon, który nabrał energii. Sam także podbiegł do atakującego. Wymiana kilku cięć, blok, cięcie, unik. Przewagę we władaniu mieczem dało się zauważyć. W pewnym momencie, Anv pchnął mieczem w udo banity. Szybko jednak wyciągnął ostrze, chwilę po tym odskakując saltem w tył na nieludzką odległość. Anvarunis znał się na akrobatyce. Cechy nabyte dzięki mutagenom, pozwoliły na wyższy niż zwykle skok. Gdy tylko wylądował na ziemi, podniósł się, spojrzał w oczy oddalonego teraz bandyty. Cisnął otwartą dłonią w jego stronę, jej przedłużeniem zaś stał się piorun, który wyleciał wprost z naładowanej energia demonicznej kończyny. Wyładowanie elektryczne trafiło w banitę. Natężenie jego mocy z pewnością zatrzymało akcję serca, dodatkowo zwęglając część ciała.
4/6 zostało