Diomedes poczuł nagle jak konsystencja jego skóry wraca do normy. Opuszki palców zrobiły się nieco chudsze, skóra zrobiła się gładka, bez żadnych złuszczeń. Cholera... Długo sobie nie poszalałem, a tu znowu trzeba uważać - zaklął w duchu. Bitwa nadal wrzała, choć Zgromadzenie odnosiło znaczne straty. Ilość wojska spadła co najmniej o połowę, a Bractwo nadal trzymało się dobrze. Mimo wszystko wyglądało na to, że bitwa potrwa jeszcze długo. Diomedes pewnym krokiem, powoli przesuwał się po polu walki. Nagle usłyszał świst ostrza i instynktownie kucnął, unikając ciosu. Obrócił się, opisując ostrzem małe półkole i sparował kolejne cięcie wyprowadzone przez wojownika zgromadzenia. Przez chwilę zmagali się sami, jednak po chwili do przeciwnika dołączyło jeszcze dwóch sprzymierzeńców. Diomedes uskoczył nieco w tył, półkolem obchodząc przeciwników i rzucił się na jednego z nich. Ciął od góry, po czym szybko przeszedł na niższe partie ciała, uderzając w udo przeciwnika. Trafił celnie, zostawiając ogromną, obrzydliwą ranę, z której trysnęła świeża krew. Przeciwnik pobladł i padł na ziemię. Diomedesowi udało się przeciąć jego tętnicę udową, to też wykrwawienie się było kwestią kilku chwil. Kruk skupił się na dwóch pozostałych przeciwnikach. Oboje zaszarżowali na niego w tym samym momencie co zmusiło Diomedesa do ryzykownego przeturlania się pod ich nogami. Ruch ten zaskoczył jego przeciwników, to też Kruk wyszedł z tego bez szwanku. Odwrócił się na pięcie i ciął od góry na jednego z przeciwników, po czym odskoczył na lewo unikając cięcia. Parował przez chwilę ostrza obu przeciwników, po czym znajdując dogodny moment na kontrę kopnął jednego z nich w klatkę piersiową i odepchnął na kilka metrów. Dało mu to chwilę czasu na rozprawienie się z osamotnionym przeciwnikiem. Skrzyżował z nim miecze, jedną ręką trzymał rękojeść miecza, drugą zaś sięgnął ku ramieniu przeciwnika. Chwycił je i pociągnął, tym samym nabijając wojownika na ostrze. Wyciągnął je szybko i otrzepał z krwi, po czym rzucił zwłokami w nadbiegającego przeciwnika, któremu najwyraźniej udało się już złapać oddech. Truchło upadło idealnie przed nogami wojownika zgromadzenia, który przewrócił się i w locie nabił na miecz Diomedesa.
51/130