Anvarunis obudził się następnego dnia, z pewnością nie był to już świt. U jego boku wciąż leżała kelnerka. On nie chcąc jej zbudzić, delikatnie wstał i rozejrzał się po pokoju. Wszędzie było pełno porozrzucanych ubrań. Szybko pozbierał co swoje i ubrał się. Zaszedł do pomieszczenia, mającego pełnić rolę toalety. Stała tam miska z wodą, w której obmył twarz i ręce. Gdy już się odświeżył, podszedł do drzwi, jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu i wyszedł po cichu. W karczmie nie panował już taki gwar jak wczorajszego wieczoru. Co prawda siedziało już kilku stałych bywalców, lecz było ich niewielu. Anv doszedł do drzwi pokoju, w którym spał Diomedes. Zapukał do drzwi, a gdy tylko usłyszał jakiś ruch w pomieszczeniu, podniesionym tonem powiedział.
- Zbieraj się, czas na nas. - po czym zszedł schodami na dół. Tam za ladą już stał Rogmar.
- Witaj karczmarzu.
- Ano witaj. Wyruszacie już? - Zapytał smutno Rogmar
- Pasowałoby. Powiedz mi jednak najpierw gdzie ja znajdę tego pustelnika co ci wczoraj mówiłem o nim, Zetrana.
- Dobrze. Jeśli pójdziesz w dół ścieżki na lewo od zachodniej bramy, to po półtorej kilometra drogi, będzie niemal u celu. Zobaczysz tam wielkie drzewo. Gdy do niego podejdziesz, odwróć się w prawo, a zauważysz gęste zarośla. Za nimi znajdziesz jaskinię, w której mieszka.
- Dzięki ci wielkie, przyjacielu. Poczekam jeszcze na mojego towarzysza i ruszamy dalej.
- Nie ma sprawy. Bywaj. Masz tu na drogę bochenek chleba i dwa piwa. Pewnieście głodni i spragnieni...