Flamel szedł dzielnie poprzez cmentarzysko, mimo niepokoju. Przecież nie mógł ujawnić niepokoju przed Metztli. Musiał być twardy niczym biceps krasnoluda, którego żona codziennie goni do trzepania dywanów. Jednak odgłos chrupotania zaniepokoił go nieco bardziej. Ale nie tak, jak widok szkieletów.
- Cholera jasna... - syknął i odskoczył od grupki nieumarłych. Dobrze wiedział że ten typ ożywieńca nie jest zbyt groźny, jeżeli zna się jego słabe strony. Odsunął się bardziej od szkieletów, ciągnąc kobietę.
- Trzeba im porozbijać czaszki... - powiedział. - To skuteczny i szybko sposób... Atakują zazwyczaj bezmyślnie, więc staraj się to wykorzystać. - dodał i ruszył do ataku. Na początek posłał silny psioniczny pocisk wprost we piszczel najbliższego ożywieńca. Uderzenie trafiło. Stara kość co prawda nie pękła, lecz mag zdołał wytrącić ją spod nieumarłego, co spowodowało jego upadek. Mag podskoczył ku obalonemu i uderzył w jego czaszkę z całej siły kosturem. Cios rozbił kościaną głowę szkieletu, lecz maga zaatakował inny. Zeleris, dziękując bogom za szkolenie w dziedzinie walki kosturem, sparował atak uderzając od boku w rękę ożywieńca, co spowodowało zmianę trajektorii ciosu. Atak maga był szybki, wyuczony podczas treningów. Flamel zamachnął się i uderzył w głowę przeciwnika od strony prawej. Czaszka dość zabawnie oderwała się od korpusu, niczym piłka podczas gry uwielbianej przez dzieci z wielu ludzkich miast. Poleciała kilka metrów dalej i zatrzymała się na jednym z kurhanów. Mag rzucił okiem, jak rodzi sobie kobieta.
Pozostałe szkielety: 4