Jean przechadzał się tędy. Lubił spacery, szczególnie po rejonach, których jeszcze nie poznał. Tak było w tym przypadku. Chciał koniecznie zwiedzić ten kąt i zobaczyć co się tu dzieje, a działo się sporo. Jeden rekrut za drugim, noga w nogę, maszerowali słuchając swego mentora. Mężczyzna przyglądał się im na uboczu, nie chciał przeszkadzać, ale mimo to podszedł do niego belfer i zaczął coś prawić o szkoleniach, broniach i temu podobnych. Jean zrobił wielkie oczy, bo kompletnie nie wiedział czego ten człowiek oczekuje.
- Przepraszam, - Rozejrzał się dookoła. - nie pomylił mnie pan z kimś?
Najwyraźniej nie pomylił.
- A więc tak... Jakby to powiedzieć... Ja nie walczę. Jestem pisarzem, kronikarzem, skrybą, czasem prawnikiem, ale nie żołnierzem. Dzisiaj rano pierwszy raz trzymałem miecz w dłoni i teraz tylko tędy przechodzę. Nie chciałem się nigdzie zapisywać. To nieporozumienie.
Przyznać musiał, że czuł się bardzo zakłopotany. Nie spodziewał się takiej sytuacji i nie wiedział jak ma się w niej zachować. Liczył, że ten człowiek, imieniem Respev, zwyczajnie przeprosi, odwróci się i będzie kontynuował swoje obowiązki. Ostatecznie to może i wyszedłby z tego ciekawy wpis do dziennika, ale niekoniecznie musi to być dzisiejszy wpis.