Arterius długo już przebywał w tej karczmie. Dzień w dzień, noc w noc, nie mając domu, nie mając rodziny, nie mając nawet grosza przy duszy, nie pozostawało mu nic, jak zdechnąć pod ladą.
Popijał akurat ostatnie piwo tego wieczoru, które postawił mu jakiś pijak, rozmyślając nad swoim istnieniem. Wtedy też usłyszał o portalu, o portalu do miejsca, gdzie mógł się odkuć, gdzie nikt go nie znał, nikt nie potępiał.
- I tak niewiele mnie tu już spotka, prócz śmierci. Co mi szkodzi? - mruczał pod nosem, gdy swe pierwsze chwiejne kroki stawił w kierunku portalu. Doszedł do niego, potem obejrzał bacznie i, bez większego zastanowienia, wszedł do niego, z nadzieją na lepsze jutro.