Witam Państwa po raz kolejny i pragnę zaprezentować wiersz, który był skutkiem imprezy osiemnastkowej kumpla
Wróciłem do domu, tyle pamiętam. Ale żebym napisał wiersz, nie bardzo xD Na drugi dzień musiałem doszukiwać się w nim głębszego sensu. Ja znalazłem, teraz pora na was
Znowu na twarzy mej zawód
Dzień jak noc ciemna i straszna
Oczy z was każdej były jak lazur
Powieki jak złote ramy obrazu
Dusza zamknięta, kwaśna...
Znowu w mych oczach smutek zagościł
I już nie słychać śmiechu zbędnego
Jakby ktoś siłą, przemocą go zgasił
Nie ujrzeć może dnia następnego...
Niech więc się stanie co stać się musi
Niech szarpnie struna, plunie powietrze
Niech syn rodzony matulę udusi
Jak liść sunąc mrokiem, bezwietrznie...
Czarne bramy mej myśli zamknione
Niech miejsca ustąpią radości, weselu
Tyle twarz smutnych, cierpienia nieskończone
Pomoc nieść trzeba, tak wielu...
Nad ranem znów uśmiech na twarzy zawita
By dzień Boży z radością obwieszczać
Byle zaś nocą dojrzeć, gdy ta rozkwita
ÂŻal z płaczem, nadzieją zamieszać...
Skrzydła rozwinąć, ulecieć z wiatrem
Nieść księżycowi smutną nowinę
"Niech gwiazdy nade mną będą sędzią, katem
Ty znasz mego smutku przyczynę..."