//Na początku chciałbym mocno przeprosić uczestników wyprawy za to, że to się tak ciągnie. Nie jest to spowodowane tym, że akurat mam taki kaprys lub lenia. Teraz normalnie pociągniemy tę wyprawę i ją skończymy. Mam nadzieję, że ten poślizg Was nie zniechęci do ,,podróżowania" ze mną w przyszłości.
- Skądś cię znam - zamyślił się ork zwany Gnughr - Jak się nazywasz?
- Fett - odparł łowca nagród.
- A, tak, rzeczywiście - ucieszył się sołtys. Zadziwiające było, jak biegle posługiwał się ludzką mową. - Widziałem cię kiedyś, gdy pracowałeś.
- Zależy mi na czasie. Powiedz czego chcesz i opuścimy tę wioskę - odparł zniecierpliwiony Boba Fett.
- W sumie to nic, byłem tylko ciekaw, czego łowca nagród może szukać w mojej wsi, a jak wiesz, takich nie spotyka się za każdym rogiem. Zbliża się noc, a ja, jako sołtys, nie pozwolę, byście się szwendali po tutejszych lasach lub spali z chłopstwem pod gołym niebem.
- Obawiam się, że sobie jakoś poradzimy - łowca nie dawał za wygraną.
- Chyba nie chcecie mnie obrazić? - Gnughr wydawał się już lekko denerwować opornością Fetta.
Samotny Łowca kiwnął głową na znak akceptacji zaproszenia orka. Tamten machnął ręką na jednego ze swych pomagierów, który już po chwili prowadził grupę do pomieszczenia, w którym mieli się przespać. Wpuścił ich do pokoju z trzema łóżkami i na do widzenia powiadomił ich, że niedługo ktoś przyjdzie z jedzeniem dla nich. Boba Fett spojrzał na swoich towarzyszy.