Gdy słońce skryło się za horyzontem, a całą wyspę skrył mrok, do pokoju wampirów weszli ludzi. Sołtys wraz ze swą żoną, starszyzną wioski oraz strażnikami wkroczyli do pokoju - Moi mili! Czas wstawać. Noc już nastał, a my mamy przecież udać się na spacer - Wampiry wstały i przygotowały się do drogi. Wyszły razem z eskortą ludzi na plac przed domem sołtysa. Zaczęli kierować się w znane im miejsce. Ruszyli ku stajni, lecz tym razem nie wchodzili do niej, tylko obeszli ją dookoła dochodząc do wydeptanej i zroszonej krwią stajennych zwierząt ścieżki w zbożach. To tędy uciekł potwór. Przodem ruszyły Wampiry oraz Sołtys wraz z żoną. Za nimi starszyzna, a po bokach i na końcu straż. Zboże było stratowane, a w wilgotnej ziemi znać było ślady potężnych łap. Wędrowali dalej, pośród zbóż snuł się odór rozkładających się szczątek. Nagle, pośród zbóż zauważyli coś dziwnego. Kilka złotych monet zamigotało światłem odbitego ognia pochodni. Zgromadzeni podeszli bliżej. W kałuży krwi, wybebeszony leżał człowiek, który zaczął już gnić.
- O niebiosa! To Kert, czeladnik naszego kowala. Zagiął kilka dni temu - Zawołała kobieta wchodząca w skał starszyzny. Nagle ptaki wydziobujące z kłosów ziarna zerwały się z krzykiem. Wszystkich zgromadzonych opanował niepokój. Wręcz czuli na sobie wzrok i oddech bestii. Za ich plecami, w zbożu dało się słyszeć dziwne słowa, a już po chwili zawiał straszny wiatr. Wszyscy odwrócili się w tamtym kierunku, a to był ich błąd. Ze zbóż, które w potwornym wietrze dawały niemożliwą do ogarnięcia wzrokiem fale, wyrwała się z rykiem bestia. Zanim zdążyli się odwrócić bestia zabiła już jednego strażnika. W blasku księżyca, pośród pól, 5m przed nimi stał Wilkołak. Jego srebrne futro rozwiewał wiatr. Wilkołak wydał ryk, który poszybował w przestworza, po czym jednym potężnym skokiem przeskoczył zgromadzonych i zniknął w polach. Zaraz po tym wiatr przestał wiać i wszystko ucichło...