Autor Wątek: Gothic I - Parodia  (Przeczytany 2991 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Foltest

  • Magnat
  • ***
  • Wiadomości: 838
  • Reputacja: 24
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chaos rodzi więcej chaosu.
Gothic I - Parodia
« dnia: 04 Lipiec 2008, 21:37:25 »
Rozdział 1: Witamy w Kolonii Najaranej!

Po wojnie orków z ludźmi magnata Gomeza do kolonii dostało się wielu skazańców (nie wiadomo zresztą, dlaczego i skąd). Wrzucano ich po kolei za barierę, czyli ogromną półkulę stworzoną przez dziurę ozonową. Jeden z nich, zwany PomagającympóźniejnajemnikomiwieluinnymludziomwrazzeświramizsektyisamymGomezem (zbyt długie imię, dlatego będę go nazywał po prostu Bezimienny), podczas czytania wyroku przez sędziego prawie usypiał. Nagle zjawił się ni stąd ni z owąd Xardas.
- Głupcze! Leniu patentowany! Ja tu czekam na Oko Innosa i Szpon Beliara a ty... a ty... jeszcze nie zacząłeś gry!
- Dokładnie! Nawet (jak zapewne zauważyłeś, bystrzaku) nie zostałem zrzucony za barierę! A poza tym to jest początek Gothic''a 1 a Oko Innosa zdobywam pod koniec Gothic''a 2, nie mówiąc już o Szponie Beliara z końca Nocy Kruka! - wycedził przez zęby Bezimienny
- Aha! Jeśli to prawda, spotkamy się w mojej wieży za kilka dni.
Po czym, zamiast jasnego promienia, którym pojawia się przy teleportowaniu, buchnęły kłęby czarnego dymu i Xardas spadł za barierę.
- Co za idiota! - pomyślał sobie Bezimienny i zakrztusił się dymem, po czym również wpadł za barierę.
Ale nie zleciał na sam dół - upadł na jakieś małe wzniesienie. Stamtąd widział Xardasa, któremu najemnik o imieniu Butch dał właśnie mocnego kopa.
- Zostawcie mnie! - krzyknął - Jestem Xardas Nekromanta!
- Aha. Diego! Cofnij się, to jakiś Sardas a nie... no, mniejsza z jego imieniem! Ty jeszcze nie wchodzisz.
- Och! - powiedział wyraźnie zawiedziony Diego i cofnął się.
Wtedy Bezimienny wstał i szedł powoli (żeby nie wpaść do wody) w kierunku drzwi z napisem EXIT. Nagle za nim pojawił się Xardas i potykając się o kamień wpadł na niego, przez co obaj wpadli do wody.
- To Bezimienny! Jemu mamy dać kopa! - powiedział Butch i kopnął Xardasa mocno w twarz.
- AAAAAAA!!! - wrzasnął z bólu Xardas
- To nie ten matole! To ten obok! - rzekł stojący obok niego Torlof.
- Aha! - po czym kopnął z całej siły Bezimiennego.
- Ała! - krzyknął Bezimienny.
"Nagle" przyszedł Diego.
- No już! Rozejść się!!! - i mówiąc dalej (cały czas szedł) pośliznął się na chrząszczu, przez co on i najemnicy wpadli do wody.
Butch wstał pierwszy i wyruszył w drogę do Nowego Obozu, bo nie chciał pracować z dałnami. Kiedy wszedł za górę coś walnęło, wszyscy usłyszeli głuchy jęk, i walenie ciężkiego pancerza o ziemię. Wtem zza góry wyturlał się Butch i wpadł do wody. Chcąc zobaczyć co się stało, Diego rzucił z całej siły kamieniem w kierunku, gdzie usłyszeli walnięcie, ale niestety - chybił. Trafił w Butcha, który znów był w pozycji stojącej i teraz wpadł przez siłę uderzenia kamienia na Torlofa, przez co obaj przewrócili się w wodę. W tych zamieszkach Bezimienny poszedł w stronę Starego Obozu. Po drodze spotkał ścierwojada, którego zabił (nie pytajcie w jaki sposób, a jeśli musicie wiedzieć - zagryzł go), zjadł i z jego dzioba, pazurów i zębów (?) zrobił pancerz (tyle, że zamiast młotka użył kości po mięsie). Ruszył dalej w stronę Obozu, a za sobą ciągle słyszał chlupanie wody i krzyki. Zobaczył jakąś bramę a na nich dwóch ludzi w lśniących, rubinowo-czerwono-srebrno-siwo-biało-czarno-fioletowo-burych zbrojach, którzy siedzieli przy stole, palili skręty, grali w Makao dwiema kartami (dwójką i dżokerem) i jechali ryżówką na sto metrów. Nawet nie zauważyli, jak Bezimienny wszedł do nich na górę, okradł skrzynię i poszedł dalej do Starego Obozu. Po drodze zauważył obrzygany kilof, który śmierdział na kilometr moczem. Wytarł go o trawę, umył w swoich własnych ślinach :P i zebrał rosnące wokoło jagody-bardzo-trujące. Dalej na prawo zauważył dwóch schlanych najemników, Draxa i gościa, którego trudno poznać po zabłoconej i umazanej gnojem twarzy. Prosili o piwo, w zamian za nauczenie oprawiania zwierzyny. Dał im więc piwo, które dostał od sędziego (nie wiadomo dlaczego) jeszcze przed wrzuceniem za barierę. Obok nich znalazł zardzewiały, krótki i wyszczerbiony miecz, który wziął i włożył za pas. Był już przy bramie, ale strażnicy nie chcieli go wpuścić, bo śmierdział. Poradzili mu, by poszedł od bramy na wschód (nasz bohater nie zna kierunków) a dotrze do Obozu Sekty. Poszedł więc na chybił trafił, a traf chciał, że poszedł w zupełnie innym kierunku. Po wielu dniach tułaczki, pokrwawiony, głodny i spragniony zauważył dwóch ludzi stojących przy bramie. Nie chcieli go, tak jak w Starym Obozie wpuścić do środka, bo był cały w kawałkach ścierwojada (mówili o jego pięknej, wspaniałej zbroi). Poradzili mu, by poszedł w stronę Starego Obozu, potem jeszcze dwa razy tyle do przodu, plus dwadzieścia kilometrów w lewo, a na pewno dojdzie do Sekciarzy.
- Eee... dzięki... - wykrzsztusił załamany Bezimienny Udał się w stronę, którą pokazał mu człowiek śmierdzący tanim alkoholem. Po około miesiącu doszedł na górę, z której widział Obóz Sekty. Miał tylko jeden problem - jedyną drogą do niego był wodospad. Kiedy już miał skoczyć, pojawił się Xardas.
- Kiedy będziesz w mojej wieży? - spytał wyraźnie zniecierpliwiony.
- Ale ja jeszcze nie dołączyłem do żadnego obozu!
- Och! To co ty robiłeś przez cały ten czas?
- Mniejsza z tym. Dobrze, że mnie zatrzymałeś, bo już miałem wskoczyć w ten wodospad. - powiedział Bezimienny
- Aha. Dobra, trzymaj się, czekam cały czas.
I znowu Xardas zamiast się teleportować wywołał przypadkowo kłęby czarnego dymu. Nasz bohater znów się zakrzsztusił i znów wpadł na dół, tyle że nie za barierę, a do wodospadu. Xardas krzyknął tylko słowa przeprosin, a Bezimienny zaciskając zęby i oczy, płynął szybko z nurtem. Nagle poczuł, że uderza z całej siły głową o coś twardego, co okazało się butem Strażnika Świątynnego. Stracił przytomność.

Otworzył oczy i leżał na brzegu. Nad nim stał jakiś facet z pomazaną twarzą, zgolony na łyso, a obok niego ktoś ścinał kilofem drzewo. Wstał i to co zobaczył, było co najmniej dziwne - znajdował się na jakimś placu, gdzie ludzie z takimi rysunkami na twarzy oddawali cześć jakiemuś chyba guru, który też miał pomazaną twarz. Na przeciwko niego była świątynia, a zewsząd dochodził zapach palonych skrętów. I dopiero teraz domyślił się, że jest w obozie sekty. Nagle wszyscy ludzie, i w zbrojach, i szatach, i w przepaskach przyszli przed podwyższenie przyświątynne. Tam wyszedł jakiś facet w zbroi magnata.
- Musimy przejąć Wolną Kopalnię, bo... co się tak gapicie na mnie?
- Jesteś w Obozie Sekty, synu - powiedział jeden z Guru
- CO TY POWIEDZIAŁEŚ?! SYNU?!!! JA CI ZARAZ DAM SYNA! - i rzucił się na Guru z pięściami.
Trwała walka, którą przerwał Y''berion, zamierzający przyzwać Śniącego. Jak ją zakończył? Wyjął z kieszeni kamień i rzucił w Guru.
- Ups! - powiedział, bo chciał trafić magnata, ale miał problemy ze wzrokiem.
Wszyscy podczas walki krzyczeli "tak, pokaż mu!", ale nie wiadomo, do kogo to konkretnie było. Tak więc magnat wrzeszcząc i wymamongoluchąc rękami zaczął uciekać na bagno, by zabić zbieraczy bagiennego ziela. Udało by mu się to, gdyby koleś z kilofem nie ściął drzewa, i gdyby to drzewo nie runęło wprost na magnata. Tak więc leżał przygnieciony, a wracający zbieracze szli po drzewie, bo myśleli, że to jest jakiś most. Ale wracając do Y''beriona i ludu - Y''berion właśnie zaczął wypowiadać słowa przywołania, gdy tuż za nim pojawił się Xardas.
- WRRRRR!!! Już ja powiem temu Saturasowi, co myślę o jego żartach w stylu dania nieprawidłowego teleportu. Miał mnie przenieść do Magów Ognia a nie do Sekty! - krzyczał i nagle buchnęły kłęby czarnego dymu. Y''berion spadł z podwyższenia, po drodze mając wizję orka. I leżał martwy oraz połamany, a wszyscy wrócili do swoich codziennych zajęć. I tak przyszedł Cor Kalom, który, najarany, objął stanowisko Y''beriona. Od razu mianował naszego bohatera Strażnikiem Świątynnym i dał "Bardzo, Bardzo, Ale Tak Naprawdę Bardzo Mocno Ciężką Zbroję Strażnika Świątynnego". Ale nasz bohater i tak nosił potem zbroję ze ścierwojada.

Rozdział 2: Wielkie skręty

Wreszcie Bezimienny mógł dostarczyć list arcymistrzowi arcymistrzów mistrzów szefa szefów magów arcymagów magów ognia (AAMSSMAMO). Ale zaraz... sędzia nie dał mu tego pisma!!! Nagle coś wyrwało go z zamyślenia, a konkretnie kamień wycelowany w jego głowę. Już miał odwrócić się i głośno zaklnąć, ale zauważył, że do kamienia jest przymocowany zwitek papieru. Miał pieczęć i napis NIE OTWIERAĆ, lecz było za późno - Bezimienny otworzył list, który zawierał taką oto treść:

"Od Lorda Hagena
Drogi AAMSSMAMO! Mam pytanie - czemu nie dostarczacie mi ziela?! Ja też lubię zajarać mimo, iż jestem wybrańcem Innosa! Przyślijcie mi dostawę do Khorinis, bo jak nie, to wyślę tam oddział moich sraladynów, którzy zabiorą wam nie tylko wszystkie skręty, ale też dym z nich, przez co zginiecie, bo bez fajek nie ma życia!
Z poważanie Hagen"
I tak nasz bohater, po długich i krętych, krótkich i prostych ścieżkach, wypalenia około stu tuzinów skrętów (1000), doszedł do Starego Obozu, ale za nim podszedł do strażników bramy, porządnie się wymył w strumieniu. Czysty i świeży podszedł do ludzi Gomeza.
- (wąchanie) (wąchanie) hmm... A więc wreszcie się umyłeś, brudasie! Możesz wejść, ale dasz mi łapówkę!
- Ile? - spytał się lekceważąco Bezimienny
- 0,000000000001 bryłki rudy.
- Dobrze!
I oddał strażnikowi mikroskopijny kawałek bryłki rudy. Ten ostatni tak się podniecił, że ma kawałek bryłki rudy, aż się posikał w zbroję. Na Innosa!!! Jak to śmierdziało!!! Ale nie zważając na odór dolatujący z dolnej części pancerza wszedł do obozu i... zwaliły się tekstury. Bezimienny szybko włączył więc opcje grafiki i popoprawiał tekstury, a przy okazji zapisał grę. Tak więc w normalnym już świecie wszedł do zamku, nie zważając na Thorusa, który gonił go z mieczem za brak pozwolenia na wejście. Ale był to dla owego strażnika pechowy dzień, bo przed nim nagle pojawił się Xardas, a on tak się przestraszył, że się przewrócił i nadział na swój własny miecz.
- To nie moja wina! - powiedział Xardas i... jak zwykle - buchnęły kłęby czarnego dymu, wszyscy się poprzewracali a Xardas odleciał w górę, po czym spadł na ziemię i się teleportował. Bezimienny wszedł już do zamku, przekonał Kruka, że da mu kasę na Szpon Beliara i wreszcie dostał pozwolenie na zobaczenie Gomeza. Gomez zniecierpliwony, tłusty jak nieodtłuszczany bekon, śmierdzący kiełbasą i czosnkiem na kilometr spytał się kwikiem naszego bohatera:
- Kim jesteś?
- Strażnikiem świątynnym.
- (zachrumkanie) (ugryzienie kawała kiełbasy) (głośne przełknięcie) (beknięcie) a więc przynosisz mi ziele?
- Tak!
Gomez chciał wstać do Bezimiennego osobiście odebrać dostawę, ale zaklinował się, bo wały tłuszczu utknęły między jego cielskiem a tronem. Kruk od razu zawołał Szakala i Skipa, którzy, jakby to robili codziennie przyszli z taczkami i łopatami. To, co Bezimienny zobaczył przerosło najśmielsze oczekiwania - Kruk, Szakal i Skip stękający z wysiłku włożyli łopaty pod potężny zad Gomeza i zaczęli próby podnoszenia go. Niestety, to nic nie dało, opróćz złamania 8 łopat. Poprosili Diego o pomoc, bo był najsilniejszy z nich wszystkich. Próbował zrobić to sprytnym sposobem - wziął wszystkie łopaty, popodkładał je pod dupsko króla i położył na nich ogromny głaz, co się skończyło ich połamaniem oraz dziurą w podłodze. Gomez oznajmił im, że jest głodny. Oni, prawie płacząc z załamania podali mu 16 pęt kiełbasy. Jedząc szybko, co chwilę bekając i puszczając bąki powiedział, żeby mu teraz nie wkładali łopat pod dupę, bo to go rozprasza. Diego, choć najtwardszy z nich wszystkich zaczął płakał z rozpaczy. Reszta patrząc, jak Gomez wsuwa pęta kiełbasy też nie wytrzymali, i łzy kapały gęsto po ich policzkach. Natomiast nasz bohater leżał na podłodze, zwijając się ze śmiechu, a skrętu kiszek doznał, gdy spotkał się ze zdziwionym, świnim spojrzeniem króla, który miał gębę pełną kiełbachy. Kiedy zjadł wszystkie 16 pęt, jego wały dosłownie się teraz przelewały przez oparcie tronu. Wcale to nie ułatwiło podniesienia go z fotela. Tak więc nasz bohater wpadł na pomysł: podszedł do Gomeza, pokazał mu skręta i rzucił na koniec sali, w której przebywali. Gomez rozszerzył oczy, jak małe dziecko widzące batona lub lizaka, coś walnęło, coś trzasnęło i nasz chudziutki, piękny Gomez (wraz z tronem) "pobiegł" po skręta. Przy próbie schylenia przewrócił się na plecy. Bezimiennemu znudziło się już to przedstawienie, więc położył paczkę na stole i ruszył w świat, w dalsze przygody. Ni z gruchy, ni z pietruchy pojawił się na ekranie napis "Nowy wpis w dzienniku". Nasz bohater szybko otworzył swój "pamiętnik" i zobaczył w dziale misje "co na bagnie". Jak się okazało, Gomez miał mu powiedzieć, że ma pójść na bagna i zdobyć dla niego Mroki Północy. Tak więc, Bezimienny zdobył ze skrzyni Gomeza bajer "Teleport do Bractwa Śniącego" i go użył. Po chwili był na placu świątynnym, a na prawo od niego znowu ścinane było drzewo, magnat darł się przygnieciony a ciało Y''beriona jak leżało, tak leży. Tak więc okradł Y''beriona (runa Piwokineza, wymagany 145 krąg magii, którego może nauczyć tylko Baal Naćpaan, a że ciągle jest naćpany, trudno się z nim dogadać, ale Bezimiennego Innos chyba pobłogosławił, bo wielki guru nauczył go nawet 146 kręgu magii). Teraz znając czar Piwokineza, mając w kieszeni 158971 bryłek rudy, stary, wyszczerbiony miecz, smierdzący rzygami kilof i kilka skrętów bez strachu poszedł na bagna. Wtem z wody na bagnie wyszedł Cor Angar (nauczyciel, jak palić skręty żeby starczyły na dłużej niż pół minuty) i oznajmił, że miał wizję Śniącego. Coś błysnęło i Cor Angar przemienił się w krwiożerczego, morderczego, żądnego mózgów, śmiercionośnego, strasznego chrząszcza, którego jeden ze zbieraczy przypadkiem rozgniótł nogą. Z powodu śmierci Cor Angara wszystkie błotne węże (też naćpane) zaatakowały. I kiedy sytuacja wydawała się bez wyjścia, kiedy nasz bohater był otoczony przez najarane potwory, pojawił się Xardas.
- A niech to! To znowu nie ten teleport! Spadam stąd!
- Nie, błagam! - krzyczał Bezimienny mając dość czarnych kłębów dymu, które zaraz potem się pojawiły i wyleczyły najarane węże. Nareszcie dochodzące do siebie stwory dały spokój Bezimiennemu. Nasz bohater wróciwszy na plac świątynny został zawołany przez Cor Kaloma, który powiedział, że musi odnaleźć Focus Stone''a. Tak więc Bezimienny mając mapę, na której zaznaczony jest ten "Fokus Stołn" poszedł go szukać. Przeszedł za górę, a tam zobaczył leżących, naćpanych nowicjuszy. Jeden z nich, najlżej najarany wymachiwał Focus Stonem. Zaraz potem go rzucił do Bezimiennego, a sam zatoczył się i wpadł w przepaść. Bezimienny, uradowany wrócił do Cor Kaloma i dał mu Fokusa.
- No, no, no, no, no, no, no! Tego bym się po tobie (HEP!) nie spodziewał! - powiedział naćpanym głosem i rozkazał bohaterowi dostarczyć mu składników do jakiejś tam "ryżówki z pełzaczy", na którą odkrył przepis. Składniki, czyli jajka pełzaczy (bez mylnych skojarzeń!!!) znajdowały się w bardzo starej kopalni, gdzie pracują tylko żule, lumpy i menele. Wszedł tam i pierwszym odruchem był odruch wymiotny, bo poczuł zapach płynący z wnętrza kopalni - zapach dymu ze skrętów zmieszany ze smrodem taniego wina. Nagle z góry skoczył na Bezimiennego owłosiony dziad w sweterku z kilofem, i byłby go zabił, gdyby nie wyczuł obecności skrętów na dole, gdzież zaraz skoczył. I leciał, i leciał, i leciał... i spadł. I się zabił. Nasz bohater zagryzł na śmierć kilka pełzaczy, zabrał ich jaja i uciekł do Cor Kaloma, który mianował go Y''berionem. Właśnie wpadł na pomysł, żeby przywołać Śniącego. Więc weszli (Bezimienny i Cor Kalom) na podwyższenie świątyni i czekali, aż wszyscy się zejdą.
- Coś dawno Xardasa nie było! - pomyślał sobie Bezimienny.
Po jakichś pięciu minutach wszyscy byli, a Cor Kalom zawołał - "PRZEBUDŹ SIĘ, ŚNIĄCY!!!". Coś błysnęło i pojawił się Xardas (a któżby inny).
- Przepraszam najmocniej! Nie chciałem! - przepraszał.
Buchnęły kłęby czarnego dymu i Cor Kalom wraz z Bezimiennym spadli z podestu. Cor Kalom zginął, a Diego objął dowództwo nad obozem Sekty.

Rozdział 3: Kto zabił Baal Lukiera?

Jak się okazało, Śniący to demon, mający setki skrętów, które schował gdzieś na terytorium orków. Wszyscy nowicjusze zrobili składkę (ze skrętów oczywiście), aby nasz bohater poszedł po odpowiedź do miasta debili. Zgodził się, lecz opłata wynosić musiała 4,88 bryłki rudy z VAT. Tym razem Diego dał mu nawet dziesięć bryłek rudy. Tak więc Bezimienny ruszył na poszukiwania miasta orków.
- Ale gdzie ono leży? Jak się tam dostanę? Na Innosa! Muszę teraz wracać do obozu po mapę! - gotował się ze złości Bezimienny.
Wzdychając, ruszył w drogę powrotną do obozu. Doszedł po jakiejś godzinie, a że był głodny jak Gomez poprosił o coś do jedzenia. Dostał chleb, szynkę, wodę i 8 skrętów. Chleb i szynkę połknął w sekundzie, wodę też, a skręty wypalił w pół sekundy. Poszedł więc do Y''beriona po mapę, ale okazało się, że ma ją Cor Kalom, który nie żyje. Znalazł ją w kieszeni Baal Podjaara, leżącego (najaranego rzecz jasna) na podeście przy bramie. Teraz, mając mapę, dostał się na terytorium orków. W środku świątyni (obskórnego, wielkiego, śmierdzącego namiotu) zobaczyłem jakiegoś Guru, którego orki okładały z toporów. Postanowiłem mu pomóc, ale coś błysnęło i pojawił się Xardas.
- Wreszcie tu jesteś! Czekałem na ciebie! Musimy pokonać Śniącego! - wołał do Bezimiennego
- Ale ja jeszcze nie pomogłem temu Baal Lukierowi w walce!
- Och... czyli że... Przepraszam jeszcze raz! - rzekł speszony Xardas
- Aha, mam do ciebie prośbę! Czy mógłbyś raz nie wywołać czarnych kłę... - nie skończył, bo Xardas wywołał właśnie czarne kłęby dymu, i wywaliło orków w powietrze.
- KSHABANNAK! Co się stać tu? - spytał się jeden z nich, wisząc na suficie
- RABSHANNUK! Nie wiedzieć, ale ja czuć skręt i chcieć zapalić! - powiedział inny, leżący na ziemi
- KSHOBORRON! NEORABSHANNARK! - zaklnął inny i... spadł, wprost na Xardasa, który tak się wkurzył, że wywołał gigantyczne kłęby czarnego dymu, co odrzuciło orka do góry. Bezimienny znudzony obserwował całe to zajście, i podszedł do najaranego Baal Lukiera. Porozmawiali chwilę i jeśli Bezimienny dobrze zrozumiał bełkot Guru, to owy Baal dowiedział się, jak obudzić demona, który zowie się Śniącym.
- To jak, idziemy? - powiedział Bezimienny do Baala
- Eee... tak, ale najpierw muszę se zajarać - powiedział naćpanym głosem i już sięgał po skręta, gdy Indiana Jones wytrącił mu go z ręki batem.
- Nigdy nie zabierzesz świętego Graala! Zaraz, zaraz... Gdzie ja w ogóle jestem? - spytał się zdziwiony Indiana Jones
- W Gothicu jedynce - odpowiedział mu Bezimienny
- Och! Przepraszam za tą pomyłkę! Już sobie idę. - rzekł Indiana
Strzelił batem, który przyczepił się do jakiegoś kamienia na zewnątrz. Zagrała znajoma muzyczka i Indiana walnął w ścianę.
- Ał!!! To boli! - powiedział tonem odkrywcy
- Fakt... - pomyślał nasz doświadczony bohater
- Teraz nie popełnię tego błędu! - wrzasnął Indiana i wywołał lawinę dachu. Bezimienny i Baal Lukier uciekli do pobliskiej krypty ze zdechłymi szkieletami, a Indiana Jones wyskoczył przez okno i spadł w przepaść. Po chwili lawina ustała a nasi bohaterowie wyszli ze swego schronienia, mając dość do końca życia zapachu rozkładającego się ciała (zalatującego skrętami, rzecz jasna).
- Idziemy w prawy korytarz! - zarządził Guru
Tak więc, co chwilę zatrzymując się, aby Baal Lukier mógł zajarać, doszli do jakiegoś pomieszczenia, gdzie leżały zwłoki śmierdzące dziwnymi skrętami.
- Nie... nie możliwe! - wydusił z siebie Guru
- CO: nie możliwe? - spytał się zaciekawiony Bezimienny
- To zapach Czarnego Experta! Od lat już go nie produkują! - powiedział i wpadł w szał. Po jakichś 5 minutach latania i wrzeszczenia zabił się, trafiając w ścianę.
- Cóż za debil! - powiedział Bezimienny i podszedł bliżej cuchnących zwłok. Nagle poczuł się tak naćpany, jak jeszcze nigdy nie był. Położył się obok ciała, przytulił się do niego i zasnął.

Kiedy się obudził, był w jakiejś wieży, a Xardas zaczął mówić:
- Nareszcie cię wskrzesiłem! Leżałeś około miesiąc pod gruzami Świątyni Śniącego. Niedaleko od nas znajduje się miasto Khorinis i...
Teraz nasz bohater załapał, o co chodzi.
- Ty pajacu! Ja spałem, jeszcze nawet magowie ognia nie zostali wyrżnięci przez ludzi Gomeza a ty już mnie wskrzeszasz? A tak poza tym, to nie ta część! - krzyczał Bezimienny na nekromantę
- Spokojnie! Gościu, po co się wściekać! Już cię odsyłam - powiedział Xardas
- A może lepiej sam pójdę? - spytał się nasz bohater wiedząc, czym się przeważnie kończy czarowanie Xardasa.
I nie mylił się - buchnęły kłęby czarnego dymu i Xardas wzleciał w górę, waląc głową o sufit. Spadł nieprzytomny na ziemię.
- Ech... bez komentarza - pomyślał Bezimienny
Przeszukał Xardasa i znalazł runę "Teleport do Gothica I". Użył jej i znalazł się obok ciała zalatującego skrętami. Odruchowo zatkał nos i ruszył do wyjścia. Wypił piwo, które zgubił Indiana Jones, po czym teleportował się do Obozu Sekty. Poszedł streścić całą sytuację Diego. Jak się okazało, całkowicie najarany Diego wraz z nowicjuszami poszli ożywić Śniącego. Bezimienny poszedł do siedziby szefa Sekciarzy i zabrał z jego skrzyni Focus Stone''a oraz księgę, której nie przeczytał (bo nie umiał). Ruszył w stronę Nowego Obozu. Po drodze zobaczył kolejny obrzygany kilof, ale tym razem zostawił go tam, gdzie leżał. Miał bowiem dosyć wszelkich smrodów. Po dniu doszedł do bramy, przy której stali najemnicy, o dziwo NIE NAJARANI. Powiedzieli mu, żeby uważał na ludzi w karczmie, bo jak się schlają, to potrafią zrobić wszystko, włącznie z chodzeniem po ścianach. Bezimienny po raz pierwszy wszedł do Nowiutkiego Obozu i nie mogąc się powstrzymać, po przejściu przez most polazł do pijalni. To, co zobaczył, było co najmniej dziwne - ludzie bujający się jak małpy na suficie, inni spali na stołach a jeszcze inni Wbijali miecze w ścianę, po czym się dziecinnie śmiali. Bezimienny zdziwił się jeszcze bardziej, gdy zobaczył jakiegoś Guru z sekty NIE NAĆPANEGO I NIE ZALATUJĄCEGO SKRĘTAMI. Zapytał się go, co tu się dzieje, a on odpowiedział:
- Była dostawa wina, i ludzie oszaleli ze szczęścia.
Niewiele mu to pomogło, więc podszedł do barmana, na oko trzeźwego, więc się zapytał:
- Gdzie znajdę magów wody?
- Bugllugbgulblulgblgglulblg! - zabełkotał barman, beknął i runął głową na blat. Po chwili zaczął głośno chrapać.
Nie mając innego wyjścia Bezimienny wyszedł z "domu pomocy społecznej" i poszedł "na miasto". Od razu zobaczył wielki kopiec rudy, na którym ktoś spał. Jeszcze dziwniejsze było, że ten kopiec leżał na dachu jednej z chat. Podszedł bliżej i... pojawił się Xardas.
- TAAAAKKK!!!! WRESZCIE TELEPORT BYŁ DOBRY!!!! - krzyczał radośnie
- Xardasie! Opamiętaj się! - odwrzasnął Bezimienny
- Masz rację. Kiedy będziesz w mojej wieży?! - zapytał się nekromanta
- Nie mam pojęcia.
- Och... - odrzekł wyraźnie rozżalony Xardas i kiedy niebezpiecznie zaczęło się kopcić, spadł na niego ogromny meteoryt, który wstrząsnął całym królestwem Myrtany.
- Co TO jest? - spytali się w tym samym wszyscy najemnicy, szkodnicy, bandyci, nowicjusze, magowie ognia i wody, Guru, magnaci, szkodnicy, farmerzy, cienie, zbieracze ryżu, strażnicy świątynni, myśliwi oraz nekromanci (Xardas). Wtem meteoryt z Xardasem odleciał w górę, a dziura, którą zrobił automatycznie się wypełniła mocno już sfermentowanym dymem ze skrętów, co stworzyło dość twardą nawierzchnię. Nagle nasz bohater przypomniał sobie coś ważnego i powiedział Cronosowi (magowi, który spał na górze rudy).
- Hej, przecież ten kopiec nie powinien być tu, tylko TAM! - wskazał na kratę wbitą w ziemię, pod którą było kupę wolnego miejsca.
- Sorry, ale byliśmy kompletnie najarani i wysypaliśmy ten kopiec tutaj! - odpowiedział trzeźwo mag.
Bezimienny spytał się najemnika o imieniu Butch, gdzie znajdzie Lee. Butch pamiętał go, i już miał dać mu kopa, gdy nadszedł Torlof. Ten ostatni pośliznął się na kamieniu, wpadł na Butcha i obaj poturlali się w stronę zbiornika wodnego, który spotkali na początku przygody Bezimiennego. Nasz bohater palnął się w czoło, a uczynił to tak głośno, że zbudził wszystkich ludzi w obozie (był dzień, ale jak łatwo się domyślić - wszyscy byli najarani). Odpuszczając sobie Lee, Bezimienny zajarał, a ostatnie co widział, to zielony dym Zewu Nocy.

Obudził się w bardzo dziwnym miejscu. Dopiero gdy doszedł do siebie zrozumiał, że jest w jakiejś jaskini. Podniósł się, ale że nogi mu się chwiały szybko wrócił na łóżko. Po chwili doszło do niego - że ostatnie co pamięta to zielony dymek. Położył się i już zasypiał, gdy nagle, przed jego oczami buchnęła jasność. Zacisnął powieki, bo wiedział, kto to przybył.
- Kurna! Muszę poduczyć się magii 146 kręgu! - powiedział Xardas.
- Ja cię mogę nauczyć! Nie, czekaj, nie teleport...
Było za późno - buchnęły kłęby czarnego dymu, Xardas się zakrztusił i upadł na podłogę. Nasz bohater, wkurzony zaczął deptać nekromantę.
- JEŚLI... JESZCZE... RAZ... POCZUJĘ... DYM... TO... CIĘ... ZABIJĘ!!!! - krzyczał w furii Bezimienny
I tak deptanemu Xardasowi coś wyleciało z kieszeni.
- Czy to jest... wielka PURCHAWKA?! - spytał się oszołomiony Bezimienny
Xardas bał się odezwać.
- Konfiskuję to - powiedział nasz bohater wskazując na purchawkę - to stąd te kłęby czarnego dymu!
I po raz pierwszy Xardas, zamiast wypuścić kłęby czarnego dymu, wywołał niebieski promień teleportu. Już się unosił, gdy nagle buchnęły kłęby szarego dymu.
- Nie, nie, nie!!! - krzyczał załamany Bezimienny
Ale nie nakrzyczał się zbyt długo, bo jak się okazało, jego krzyk wywołał lawinę. Zaczął szybko uciekać, ale nie zdążył - jeden z kamieni przycisnął go do podłoża. Już mdlał, gdy nagle sobie przypomniał:
- Zaraz, zaraz! Jest dopiero rozdział TRZECI, a ja ginę (mdleję) w rozdziale SZÓSTYM!
I wszystko się zatrzymało (włącznie z będącymi w powietrzu kamieniami). Nasz bohater wytarmosił się spod głazu i wyszedł z jaskini. Nie wiedział do końca gdzie jest, więc otworzył mapę, i jak się okazało znajdował się w Obozie Sekty (?). Nie bardzą wiedząc jednak, gdzie też umieszczono to grotęm zszedł z góry i zobaczył znajome dwa ciała i usłyszał również znajome krzyki spod ściętego kilofem drzewa. To jest nie do wiary! Żeby ciała dwóch najważniejszych "oficerów" sekty leżało od paru dni przed placem świątynnym! Bezimienny zszokowany był nie tyle smrodem padliny, co bezstronnością Sekciarzy. Ale gdy przyjrzał się bliżej ich ciałom zobaczył, że oddychają i... chrapią! Oni spali, a z gęb wydobywał się zapach dymu ze skrętów, okropny i mocny. Bezimienny wkurzył się trochę bardziej niż trochę, bo od początku myślał, że to dwa trupy.
- Chwila, moment! Czemu przestaliście oddychać?! - powiedział, patrząc w stronę leżącego Cor Kaloma i (nieżywego już) Y''beriona.
Teraz to wpadł w prawdziwą furię, zmieszaną z rozpaczą i załamaniem. Czy jemu odbiło, że dołączył się do Obozu Sekty?!
- Czego? - spytał się bulgoczącego Cor Kaloma. Wyglądało na to, że coś chciał powiedzieć.
- Fhsdkfhfsdfns FOCUS ksjfklsjf STONE''Y fjjkfjfsdfs POUKRYWANE fsjkfskjfhsf - wymamrotał Coruś Kalomik, po czym zdechł.
Nasz bohater nie bardzo skumał, o co też chodziło Kalomowi, więc, jak w każdej takiej sytuacji, przeszukał szefa. Znalazł mapę [na której były wypalone (skrętami, oczywiście) jakieś 5 miejsc] oraz wyszukał 6 teleportów (strannie ukrytych w zalatującej skrętami skarpecie). Użył najpierw pierwszej runy, i pojawił się w... Nowym Obozie u magów wody. Od razu podszedł do niego Saturas (szef szefów magów wody) i powiedział:
- Wiem, że to dziwne, że nie jestem najarany, ale słuchaj - masz odnaleźć pięć kamieni ogniskujących. Nie zadawaj pytań! - powiedział widząc, że Bezimienny otwiera usta, żeby coś powiedzieć
- D... - zaczął, ale Saturas znowu mu przerwał.
- Dlaczego? (kurde, inteligentny gość!) Dlatego, że należysz do obozu sekty, i zapewne palisz skręty, więc ci jedzie z mordy, a nie chcę mieć tu smrodu Zielonych Nowicjuszy... (inny mag coś podpowiedział szeptem Saturasowi) - Co? A, OK, powiem mu.
Po czym podszedł do Bezimiennego i rzekł zapewne to, co kazał mu owy mag:
- ... i Zewów Nocy!
Nasz bohater zdenerwował się na Saturasa, który teraz patrzył z obrzydzeniem na jego zbroję ze Ścierwojada. Dał mu z plaka w łeb, po czym użył drugiego teleportu. I znalazł się na jakiejś ścieżce z asfaltu (WOW!). Na końcu tej drogi stał zataczający się, a co za tym idzie - naćpany, człowiek w czerwonej szacie. Bezimienny podszedł bliżej i jak się okazało, ten człowiek nie był najarany, tylko walczył PIĘŚCIAMI z Trollem (!). Nasz bohater poznał w nim maga ognia, więc zdziwiony krzyknął w jego kierunku:
- Czemu nie używasz magii!
Mag odwrócił się w jego kierunku, po czym wywołał deszcz ognia, co spowodowało spalenie Trolla (i kilku drzew).
- Wibacz, ni pomyślełem ło tim - rzekł Mag (miał tylko 4 zęby, wyglądał na głupka, miał wysuniętą dolną szczekę o jakieś 20 cm.) i otrzepał sobie pyłek z rękawa.
- Jak ci na imię? - zapytał się Bezimienny
- Mje? Ja Milten, mag łognia, syn Jinnosa, władca... - rozkręcał się mag, gdy nasz bohater mu bezczelnie przerwał słowami "zamknij się!". Milten wyglądał na urażonego.
- Dobra, teraz ja mówię. Na imię mam Bezimienny, ale ten pajac co o mnie pisze nazywa mnie też "nasz bohater"... (CO?! JA PAJAC?!! TY @#$%^&*! JA CI ZARAZ DAM PAJACA! ZOBACZYMY!) Po tych słowach, na NASZEGO BOHATERA spadł wielki meteoryt.
- AŁA! - wrzasnął Bezimienny z bólu
- Przeproś mnie! - powiedziałem przez zęby
- Nigdy! - krzyknął, i spadł na niego kolejny, większy meteoryt.
- JAUUU! - jęknął Bezimienny
- Masz mnie natychmiast przeprosić, bo, jak widzisz, mam nad tobą nieograniczoną władzę! - wrzeszczałem na niego. W końcu powiedział to, co powinien.
- Przepraszam! - wyburczał, a po chwili meteoryty zniknęły, nasz bohater nic nie pamiętał, a tak samo z Miltenem.
- ... i mam odnaleźć teraz pięć Fokus Stołnów. - dokończył
- mogęm ci pomóc. Jeśli tyko chcesz! - poprawił się zaraz Milten, niechcący znów ukazując braki w jamie ustnej.
- Okej, gdzie znajdę tego Fokusa?
- Ło, tam przecie leży! - rzekł prawie-bezzębny mag, wskazując na małe wzniesienie.
- Dzięki! - odpowiedział mu Bezimienny, i kiedy już ruszał w drogę po Focus Stone''a, Milten go zatrzymał.
- Poczekaj na mje! Ja tysz ide z tobu! - wykaszlał
- Nie ma mowy! Nie zadaję się z wioskowymi głupkami! - zaśmiał się nasz bohater
- Ńje? No tu zobaczymi!
I teraz się dopiero zaczęła walka. Milten miotał kule ognia, a że nie dowidział, trafiał w drzewa, zamiast w naszego bohatera. Ten ostatni już w ciągu paru sekund znalazł się na szczycie góry. Wszedł do jakiejś jaskini, a tam leżałe najarane zombi. Jeden z nich podtrzymywał się stołka, ale wystarczyło go puknąć, żeby się przewrócił. I nareszcie, po tylu... godzinach szukania odnalazł drugiego Fokus Stołna (jeden znalazł w skarpecie Kaloma). I kiedy już podnosił rękę, nagle, ni stąt ni z owąd, zabrał mu ją sprzed nosa jakiś facet z nażelowanym łbem.
- Jestem Krzysztof Pibisz! Witamy w teleturnieju "Jarasz czy nie jarasz"! (oklaski, krzyki nie wiadomo skąd) Nasi gracze będą jarali Mroki Północy, mocne jak cholera! Kto wyjara więcej, wygra kamień ogniskujący! (znów oklaski i okrzyki) Zaczynamy więc! Najpierw pan! (tu wskazał na jakiegoś gościa z Nowego Obozu)
Najemnik wziął skręta, zapalił i zaciągnął się. Wyglądał, jakby doznawał największej przyjemności w jego życiu, ale nagle Mroczek wyleciał mu z rąk i zapalił buta prowadzącemu. Ten oczywiście od razu zgasił pożar (śliną) i zdyskfalifikował trzymającego się za szyję najemnika. Teraz podał narkotyk Bezimiennemu.
- No, to raz-dwa - pomyślał nasz bohater i zaciągnął się
Najpierw poczuł, jak dym wypełnia mu jamę ustną, a potem zaciągnął się jeszcze bardziej. Wypalił całego skręta i wyrzucił do kosza niedopałek. Nie czuł nic szczególnego. Wszyscy (tzn. prowadzący i duszący się najemnik) patrzyli na niego z niejakim respektem. A że stali oniemiali, nasz bohater już miał wziąć skręta, gdy do jaskini wszedł... Rydzyk z Guardianami (czyt. moherowymi beretami). Zaczął mówić:
- Palicie, co? Niewierzący chyba jesteście!
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- Nie wolno tego jarać, nie wiecie o tym?
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- Aha, okazuje się, że Polska wstąpiła jednak do Unii Europejskiej.
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- (facet skumał idiotyzm) Chyba zaraz wpadnę w furię!!!
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
- CZY WAM COŚ ODBIŁO Z TYM "JEEEEEEE!"?!
Tłum babć: Jeeeeeeee!!!
Rydzyk tak się wkurzył, że zaczął dusić jednego z moherowych berecików. Reszta babć wyciągnęła zza sweterków Shotguny, i wszystkie celowały w Rydzyka.
- No, muje babciulki! Trza mu pokazać, gdzie raki zimuju! - powiedziała jedna z babć, nabardziej zalatująca gnojem i mająca najmniej zębów
- Tać prawda! Ło, mamy tu take cuś, i go zara jak Stalina rozwalim! - rzekłą druga, niemniej śmierdząca od pierwszej, ale za to bardziej spaśnięta.
I nagle wszystkie T-Guardiany wystrzeliły wprost w Rydzyka. Ten ostatni upadł na ziemię bez ręki, nogi, kawałka tułowia i głowy.
- Ale narobiliźwa! Świtna robóta! Chiba trza tu posprzuntać! - krzyknęła na cały głos trzecia babcia, śmierdząca moherem i mająca wszystkie zęby, ale za to tylko jeden z nich NIE był porośnięty glonami (Yo!). Ale wracając do naszego bohatera... zaraz, jakiego bohatera? Gdzie on się podział?! O, tam jest! Bezimienny wyszedł z jaskini kradnąc wszystkie zapasy skrętów. Teraz ruszył żwawo ku idealnemu miejscu do teleportu (czyt. jedynego niezadymionego miejsca w lesie). Wtem, z góry, tuż przed nim spadł Milten.
- CO TY WYPRAWIASZ?! - spytał się zduszonym okrzykiem Bezimienny
- Szłem se lasem, gdy nagle zza rogu wyskoczył na mje jakjiś łogrooomny smłok! - wykrzyczał Milten.
Bezimienny zauważył, że ma mniej zębów (2) niż ostatnio.
- Eee... a te... braki w jamie ustnej... rozumiesz o czym mówię? - spytał się maga, który patrzył tępo na niego, otworzył usta, z których wydobywała się ślina.
- Fuj! Wytrzyj tą ślinę! - nakazał Miltenowi nasz bohater
Mag jakby się ocknął - wyjął z rękawa chusteczkę, wytarł usta, schował chustę, wydobył z kieszeni grzebień i żel, uczesał się, postawił sobie grzywę i te wszystkie zabiegi spowodowały, że Milten swym wyglądem wzbudzał jeszcze większą litość niż zwykle. Naszemu bohaterowi z żalu ścisnęło się serce.
- Trzymaj - nasz bohater dał ulotkę Miltenowi - Zadzwoń tam, mają naprawdę świetne zabiegi plastyczne! Jedna wizyta kosztuje 1000 bryłek rudy i 100 skrętów. Ja wszystko zapłacę. - rzekł
- Dzinkuje ci! Jak mogę się odwdzięczyć? - spytał się mag
- Po prostu pójdź na ten zabieg! - po czym Bezimienny teleportował się do Sekty
Tam podleciał do niego jakiś nowicjusz i powiedział:
- Dzisiaj mamy święto!
- Zaraz, który dzisiaj... a tak, 1 czerwca, dzień dziecka? Dostajesz prezenty? - spytał się nasz bohater
- Eee... to też - zarumienił się - aledziśjestteżświętowulkanu - po czym klną pod nosem odszedł
Bezimienny nie bardzo wiedział o co mu chodzi, więc poszedł popatrzeć. Jak się okazało, na placu świątynnym stał wieeeeeeeelki wulkan zrobiony z tektury. Diego jechał na szczycie tego wulkanu, pomachał ręką i... obok niego pojawił się Xardas. Nasz bohater nie słyszał co mówił, ale widział, że buchnęły kłęby szarego dymu, a Diego spadł na głowę, co skończyło się natychmiastową śmiercią.
Członkowie Sekty popatrzyli na kolejnego (trzeciego z kolei) trupa, po czym wzięli ciało Diega na ręce i wrzucili na bagna.
- No! To samo zróbcie z Kalomem i Y''berionem! - nakazał nowicjuszom Baal Jaraan.
Oczywiście, ślepo wypełniając zachcianki Guru to uczynili. Teraz przynajmniej węże błotne miały pożywienie. Bezimienny przypomniał sobie o ważnej rzeczy - ma znaleźć kamienie ogniskujące! Już miał się teleportować, gdy zauważył błysk w kieszeni jednego z nowicjuszy. Wyjął swój wierny, krótki, zardzewiały i pordzewiony miecz, po czym zadźgał owego sługę Śniącego. Jak się okazało, zwinął (nie wiadomo skąd) wszystkie kamienie ogniskujące. Teleportował się do Starego Obozu i zobaczył maga stojącego przed bramą i studiującego księgi.
- Ach, witaj, mój stary przyjacielu! - krzyknął rozpromieniony mag
- Czy my się aby znamy? - zapytał się zdziwiony Bezimienny
- Jestem Milten! - odpowiedział
TO jest Milten?! Ten zabieg zmienił go nie do poznania! Zamiast 2 zębów, 20 cm szczena dolna w przód, suchej twarzy i tępego wyrazu oczu, teraz stał przed nim człowiek NORMALNY, z normalną szczęką, wszystkimi zębami i o mądrym i inteligentnym wejrzeniu.
- Och! Chyba żartujesz! - wydusił z siebie nasz bohater
Doprawdy, nigdy nie myślał, co może z człowieka zrobić prosta operacja!
- Wiem, że jesteś zszokowany, ale słuchaj - Gomez tak się spasł, że swym dupskiem rozgniótł wszystkich magów ognia. Tylko ja ocalałem, bo byłem w tym czasie na operacji plastycznej i... zaraz... ty też to słyszysz?
Bezimienny wsłuchał się i rzeczywiście coś warczało. I to coraz wyraźniej. Wtem zza rogu wyjechał autobus szkolny z nowicjuszami w środku. Mieli oni plecaki, worki z halówkami i byli normalnie ubrani. Wyglądało to (gładko mówiąc) trochę dziwnie, a kierowcą był nikt inny, jak sam Lester, jedyny "odstrzelony" w łachy sługi Śniącego. Przejechali obok nich, a wszyscy "uczniowie" machali rękami.
- Eee... to sen? - spytał się oniemiały Bezimienny
- Nie, ale słuchaj - bo teraz strażnicy tak się wkurzyli przez tą stratę, że atakują każdego kto się ruszy.
I rzeczywiście po chwili wybiegł zza bramy strażnik z nożem kuchennym w ręce. Milten rzucił mu w głowę kamieniem - śmierć bezbolesna i prosta. Bezimienny teleportował się do Nowego obozu.

Rozdział 4: U demona i Xardasa

Saturas zlecił mu odnalezienia trzynastego maga - Xardasa i jego 125 najmocniejszych na świecie skrętów. Z jego znalezieniem nie było problemu, bo pewnego razu, kiedy buchnęły kłęby czarnego dymu, Xardasowi wyleciał teleport. Bezimienny użył go i znalazł się w jakiejś wieży. Podleciał do niego demon i zaczął mówić:
- Mmmmmmmmmmm...
- Co? Mówisz do mnie telepatią?
- Mmmmmmmmmmm...
- Wpuścisz mnie do Xardasa, jeśli dam ci 2 skręty?
- Mmmmmmmmmmm...
- Okej, trzymaj!
- Mmmmmmmmmmm...
- Co? Nie takie? A jakie?
- Mmmmmmmmmmm...
- MROKI PÓŁNOCY?! ODBIŁO CI? NAJARASZ SIĘ I MI NIE DASZ RUNY!
- Mmmmmmmmmmm...
- Ech... skoro tak, to trzymaj!
- Mmmmmmmmmmm...!
I demon dał naszemu bohaterowi teleport. Bezimienny użył go i znalazł się w górnej częśc wieży, całej w kłębach czarnego dymu.
- Khy, khy... Xardas! Musisz tu trochę przewietrzyć! - wydusił z siebie
- TO TY?! TO NAPRAWDĘ TY?! NIE UWIERZĘ! - krzyczał nekromanta
- Uwierz! Przyszedłem się zapytać o Uriziela.
- Kiedyś miałem inną wieżę, ale moje zombiaki tak się raz najarały, że mi tą wieżę zatopiły! - powiedział zdziwiony Xardas
- A gdzie ta wieża? - spytał się nasz bohater
- Wyjrzyj przez okno - poradził mu Xardas
I Bezimienny wyjrzał przez okno, a to co tam zobaczył, było lekko mówiąc dziwne. Widział 8 wież, a każdej z nich pilnowało 20 Lordów Hagenów (najaranych, a jakże). I naszemu bohaterowi coś się przypomniało.
- Słuchaj, bo Saturas mówił, że mam też odnaleźć jakieś twoje 125 najmocniejszych na świecie skrętów.
- Och, skąd on się o tym dowiedział! - szepnął rozwścieczony Xardas. Buchnęły kłęby szarego dymu i Xardasowi wyleciała paczka z napisem "moje 125 najmocniejszych na świecie skrętów". Bezimienny zmierzył nekromantę wkurzonym wzrokiem. Xardas walnął pięścią w podłogę i wyjął zwitek pergaminu. Była to mapa, a na niej zaznaczone (czarnym dymem) jakieś miejsce. Nasz bohater poklepał Xardasa po głowie i rzucił mu kość. Ten tak zawzięcie wziął się za jedzenie i gryzienie kości, że nawet nie zauważył, jak Bezimienny okrada jego wieżę. Nasz bohater poszedł we wskazane miejsce. Tam stał 1 Lord Hagen (19 leżało i spało). Hagen spytał się Bezimiennego o pozwolenie, a kiedy ten mu odpowiedział, iż dostał je od samego Xardasa, jedyny nienajarany strażnik upadł i zasłabł. Teraz już nic mu nie mogło przeszkodzić w wejściu do zatopionego budynku. Przepłynął przez wejście i zobaczył w oddali skrzynię. Podpłynął do niej i znalazł: 99999 skrętów, starożytną zbroję z chrząszcza i głowę Lorda Andre. GŁOWĘ LORDA ANDRE?!!! Nasz bohater z obrzydzeniem patrzył na ten kawałek ciała, po czym go wziął i rozwalił Urizielem. Z głowy wyleciał klucz. Pasował on do kolejnej skrzyni, w której znalazł runę "teleport do komnaty głów LORDÓW ANDRE". Jakoś nie miał ochoty na wypróbowanie jej, więc zostawił na później. Teraz jednak teleportował się do Xardasa. Jak się okazało, nekromanta cały czas obrabiał kość. Bezimienny podszedł i pogłaskał go po głowie. Potem przez bite pół godziny strząsał z ręki wszy, łupież i inne paskudztwa. I nagle, kiedy kichnął (z powodu smrodu dymu) przewrócił się na Xardasa. Ten ostatni zaczął warczeć i szczekać :). Rzucił się z pazurami (??!!!!!) na naszego bohatera, który w ostatnim momencie użył najgorszej runy, jaka tylko mu się mogła przytrafić - teleport do komnaty głów Lordów Andre. Jak się okazało, był to dłuuuuuugi korytarz z półkami po bokach, a na nich leżały... głowy. Głowy Lordów Andre. Bezimienny z obrzydzeniem popatrzył na te organy ludzkie i tak go zemdliło, że przypadkowo nacisnął przycisk "teleport" na runie "do Nowego Obozu". Znalazł się u magów. Uciekł z obozu, bo zamierzał trochę pozwiedzać kolonię. Wszedł na jakąś wieżę, a tam wiedział walkę między strażnikami najaranymi (obóz sekty) z szamanem orków. Ten ostatni nic sobie z nich nie robił, bo nie zadawli jego stalowej wręcz skórze żadnych obrażeń. Wkurzał go jednak wyraźnie sam fakt, że jakieś ludziki okładały go mieczami. Szaman krzyknął, zamachnął się i jednym ciosem zwalił całą brygadę z góry. Już nie wrócili. Bezimienny spytał się go:
- Kim jesteś?
- Ja być Ur-shak, przyjaciel Kurshanakka. Ja wypędzony przez mój brat i brat!
- Wypędzony? A zresztą, daj sobie spokój, bo chcę przejść tę grę! Gdzie jest ten wasz cały "Śniący"?
- W nasz obóz być świątynie, w której być Shabannuk!
- Fajnie - skończył rozmowę Bezimienny
Poszedł do Nowego Obozu. Saturas coś mówił o kopalni, że Gomez chce przejąć wszystkie skręty w owym miejscu pracy, i że ma się zgłosić do jakiegoś tam Gorna. Nasz bohater został przez Riordiana wypchnięty do jakiegoś wejścia, przy którym stało paru najemników. Jeden z nich (największy paker o ciemnej karnacji ryja) przemówił do Bezimiennego:
- Idziemy Wolną Kopalnię przejąć, która i tak nasza jest!
- Chyba nie uważałeś na polskim, co panie "mięśniak"? - spytał się drwiąco nasz bohater Gorna.
Paker się zarumienił.
- Eee... nie twoja sprawa... Idziesz czy nie?
- Idę, idę! - rzekł z zapałem nasz bohater
- No to już! Oj, zapomniał byłbym - Wilk zobaczyć z tobą chce się.
- WILK?! - spytał się oszołomiony Bezimienny
- No, o takim imieniu najemnik. A ty myślałeś co? Że do jedzenia taki?
- Nieważne. Okej, gdzie go znajdę?
- W Obozie Nowym.
- Ale mi podpowiedziałeś.
- Znajdziesz go przy wejściu do chaty jednej. Na poziomie górnym znajduje się ona!
- Dzięki, poszukam.
I nasz bohater chodził po Nowym Obozie i szukał. Każdego kto się nawinął pytał o tego "Wilka", nawet Butcha, który do niego powiedział:
- TO TY!!! TERAZ CIĘ ZABIJĘ! - i wyjąwszy miecz zaczął gonić z nim naszego bohatera. Ten ostatni wpadł na pomysł - wskoczył w jedną z chat, a kiedy najemnik chciał wejść też, Bezimienny z całej siły kopnął go w kałdun. Butch wydał jęk, upadł i poturlał się w stronę zbiornika z wodą, tego, co zawsze. Nasz bohater wyszedł z ukrycia i zobaczył jakiegoś NIENAJRANEGO najemnika. Był to Wilk.
- Cześć! Jestem Bezimienny. A ty? - zadał pytanie nasz bohater
- O, nowa twarz! Jestem Wilk, ale mówią na mnie "skręt". Mam pomysł co do zrobienia nowej zbroi!
- Jaki to pomysł?
- Przynieś mi 5 kamieni ogniskujących, 1 Baal Cadara, 1 Gomeza, 2 Y''berionów, 5 Dieg, 12 Skipów, 8 łopat i 20 Xardasów!
- A gdzie ja ci znajdę te przedmioty! - powiedział z politowaniem Bezimienny
- W Wolnej Kopalni. No, leć już! - i po tych słowach Wilk kopnął z całej siły naszego bohatera w dupsko. Bezimienny leciał i podziwiał wspaniałe widoki z góry, ale że miał Semprona 500 MHz, nie mógł ustawić max. widoku, dlatego nie widział całej kolonii. I kiedy już mu się robiło przyjemnie, wiatr przewiewał mu uszy i osmaloną dymem ze skrętów (i czarnym Xardasa) twarz, usypiał, ale nagle wpadł na coś twardego - był to topór Gorna. Właściciel natomiast leżał na wznak przed wejściem, a z jego ust toczyła się piana.
- Co ci się stało?! - spytał się przerażony Bezimienny
- Ja... ja... CHACHACHA!!! Ale się nabrałeś!!! - śmiał się Gorn
Nasz bohater chciał mu dać kopa, ale się powstrzymał.
- Zachowujesz się jak dziecko! - nie wytrzymał Bezimienny
- O... - Gorn się zarumienił - wcale nie!
- Jak nie, jak tak!
- Nie!
- Który dzisiaj jest? - spytał się nasz bohater najemnika
- 1 czerwca.
- Nie powinieneś być w szkole? Przecież wakacje się zaczynają dwudziestego trzeciego!
- Yyy... nie... ekhem... znaczy... nie! - plątał się czerwony jak burak Gorn
- WAGARY! - wykrzyczał Bezimienny
I nagle od strony kopalni przyszedł jakiś facet w garniturze i rzekł do najemnika:
- Pan Gorn! Znowu wagary! Chyba nie chcesz, żebym wzywał do szkoły twoją matkę? Dostajesz naganę i jutro chcę cię widzieć na lekcjach! Jasne?
- T-tak, panie dyrektorze! - odpowiedział przerażony Gorn.
Bezimienny patrzył na te zdarzenie najpierw ze zdziwieniem, potem chichotał, aż w końcu leżał na ziemii dusząc się ze śmiechu (padaczka). Najemnik spojrzał na niego bezradnie.
- To jest pan Mistrz Corristo, uczy wychowania mieczowego.
- Do której klasy chodzisz? - spytał się Gorna nasz bohater
- Do 3 podstawówki! - powiedział z dumą najemnik
- Uuu... A ile ty masz lat?
- 9! - odpowiedział Gorn
Bezimienny już się chciał zapytać, gdzie się znajduje jego szkoła, gdy najemnik mu powiedział:
- Idziesz do tej kopalni sprać parę pysków?
- Tak, ale mógłbyś mnie nauczyć lepiej walczyć?
- O, tak! Pamiętaj zasadę "daj w mordę, a jak się rusza to popraw", a wszystkich będziesz zabijał.
- Nie zrozumiałeś mnie - zaawansowane techniki walki.
- Tak? Ok. Słuchaj uważnie - "daj w mordę, a jak się rusza to popraw i dobij".
- A jeszcze bardziej zaawansowane?
- "Daj w mordę, a jak się rusza to popraw, dobij i odetnij łeb"
- Który mam już poziom walki?
- 8.
- nauczysz mnie 9.?
- Tak. "Daj w mordę, a jak się rusza to popraw, dobij, odetnij łeb i wrzuć ciało do wody".
- Eee... dzięki! - skończył konwersację Bezimienny
I ruszyli do Wolnej Kopalni, a nasz bohater myślał cały czas - gdzie ja znajdę dla Wilka 5 kamieni ogniskujących, 1 Baal Cadara, 1 Gomeza, 2 Y''berionów, 5 Dieg, 12 Skipów, 8 łopat i 20 Xardasów?! Pewnie w kopalni. Szli i szli, aż wreszcie doszli do obrzyganego wejścia, do którego przypięto bombę atomową. Timer wskazywał, że atomówka wybuchnie za 5 minut. Bezimienny spanikował:
- Dawaj, wzywaj saperów, terrorystów czy co tam się wzywa, żeby to rozbroić!
- Spoko, stary. Widziałem na takim filmie, jak pewien facio pociągnął za żółty kabel i wszystko wyleciało w powietrze!
- Ale tu nie ma żółtego kabla!
- Och... - powiedział zawiedziony Gorn
Nasz bohater zacisnął powieki i pociągnął za zielony kabel. Kobiecy głos obwieścił:
- Gratulacje, wygrałeś roczną prenumeratę pisma "Przyjaciółka"!
Bezimienny odetchnął z ulgą. Rozejrzał się, ale nigdzie nie widział Gorna. Dopiero po chwili usłyszał krzyki i jęki dochodzące z kopalni. Wszedł do środka i pierwszym wrażeniem był fetor dolatujący z głębi. Ruszył dalej i to co zobaczył, nie było dziwne: Gorn trzymał za czuprynę strażnika i z całej siły okładał go pięściami. Drugi stał za najemnikiem i próbował przebić jego potężne plecy mi
« Ostatnia zmiana: 05 Lipiec 2008, 20:35:50 wysłana przez Foltest »

Offline Kapii

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 199
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
  • Everybody Lies - House M.D.
Odp: Gothic I - Parodia
« Odpowiedź #1 dnia: 04 Lipiec 2008, 23:52:26 »
Dobrze, że przed czytaniem założyłem pampersa. Ocena to 11/10. Czekam na nasstępną część.

Edit.
Najwięcej moczu wydaliłem podczas tego momentu:

Jedząc szybko, co chwilę bekając i puszczając bąki powiedział, żeby mu teraz nie wkładali łopat pod dupę, bo to go rozprasza.

Nieźle!
« Ostatnia zmiana: 05 Lipiec 2008, 09:57:31 wysłana przez Boba Fett »

Forum Tawerny Gothic

Odp: Gothic I - Parodia
« Odpowiedź #1 dnia: 04 Lipiec 2008, 23:52:26 »

Offline TomekLP

  • Kopacz
  • **
  • Wiadomości: 167
  • Reputacja: -2
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Gothic I - Parodia
« Odpowiedź #2 dnia: 04 Lipiec 2008, 23:56:21 »
Ja w pewnym momencie czytani poplakalem sie (rzecz jasna ze smiechu). Parodia bardzo udana jednak im blizej konca ty gozej. Koniecznie napisz parodie gothica 2 (Xardas wkoncu dostanie oko iszpon ;D)

Offline Doman

  • Myśliwy
  • ***
  • Wiadomości: 364
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Gothic I - Parodia
« Odpowiedź #3 dnia: 05 Lipiec 2008, 19:29:49 »
ÂŚwietne, jednak im bliżej końca tym gorsze (jak napisał TomekLP). Parodia bardzo udana, a oto słowa, które mnie najbardziej rozśmieszyły:
- pośliznął się na chrząszczu
- ścinał kilofem drzewo
- (zachrumkanie) (ugryzienie kawała kiełbasy) (głośne przełknięcie) (beknięcie) a więc przynosisz mi ziele
- ale zaklinował się, bo wały tłuszczu utknęły między jego cielskiem a tronem
- wziął wszystkie łopaty, popodkładał je pod dupsko króla i położył na nich ogromny głaz, co się skończyło ich połamaniem oraz dziurą w podłodze. Gomez oznajmił im, że jest głodny. Oni, prawie płacząc z załamania podali mu 16 pęt kiełbasy. Jedząc szybko, co chwilę bekając i puszczając bąki powiedział, żeby mu teraz nie wkładali łopat pod dupę, bo to go rozprasza.
- który mianował go Y''berionem

Edit:
Szkoda że to plagiat i że nie napisałeś tego sam. Powiedz, po co to tutaj umieściłeś? ÂŻeby "zabłysnąć"? Czy żeby dodać posta? Szkoda, wielka szkoda.

Edit2:
!!! TO JEST PLAGIAT !!!

Wrzuciłem to by inni zobaczyli, proszę tej pracy nie oceniać.

Wież co, mogłeś to napisać na początku opowiadania. Założę się, że jeśli Dexter666 by tego nie napisał, to byś się nie przyznał.
« Ostatnia zmiana: 05 Lipiec 2008, 21:01:17 wysłana przez Domandxd »

Offline Patty

  • Weteran
  • ****
  • Wiadomości: 7406
  • Reputacja: 7093
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wszechwiedzy nie mam, lecz wiem różne rzeczy
    • Karta postaci

Odp: Gothic I - Parodia
« Odpowiedź #4 dnia: 05 Lipiec 2008, 20:30:38 »
Bardzo mi przykro, ale to jest plagiat. Tu jest link:
http://www.teksty.jeja.pl/330,gothic-i.html
Patrzyłem w profilu autora. Informacje nie zgadzają się.
No dobrze, autor poprawił się. Już nie ma zarzutów.
« Ostatnia zmiana: 05 Lipiec 2008, 20:58:15 wysłana przez Dexter666 »

Forum Tawerny Gothic

Odp: Gothic I - Parodia
« Odpowiedź #4 dnia: 05 Lipiec 2008, 20:30:38 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top
anything