Assasyn był rad z tego, że uczestnicy wyprawy odpłynęli już z wyspy. Swoim zwyczajem oparł się o burtę i starał się słuchać szumu fal i wrzasku mew. Coś mu jednak w tym przeszkadzało. Nie liczyła się już zniszczona zbroja, przeżycia z tej przygody, ani podniecenie z powodu otrzymania, już za parę godzin swojej części łupu. Teoretycznie mógł teraz otrzymać więcej, z powodu śmierci aż siedmiu osób, ale chyba pierwszy raz pieniądze nie miały dla niego żadnego znaczenia. Widząc poległego Altaira nie myślał o ludziach, którzy go teraz opłakiwali. 'Jego opłakują, a tamtego pozwolili zatłuc jak pieprzoną świnię, a później potraktowali go jak jakiegoś pieprzonego indyka... Jak pieprzone zwierze...' - opuścił głowę - 'Nikt się nie pofatygował, żeby zabrać jego ciało... Nawet ja... Każdy myśli o swojej dupie kiedy jest mu wygodnie, a kiedy indziej udaje przyjaciela' myślał klanowicz. Był pełen goryczy i złościł się, zarówno na siebie jak i na innych. Zakończył na tym swe refleksje. Szukając ukojenia zamknął oczy i wrócił do nasłuchiwania odgłosów morza...